środa, 20 lutego 2019

TEST: Panasonic FZ2000. Zasadniczo, do filmowania…


     Trwało i trwało zanim wziąłem się za test tego aparatu. Jednak dzięki pomocy i wsparciu (czytaj: zdecydowanym ponagleniom) czytelników udało mi się zmobilizować, solidnie przestrzelać Panasonica, obejrzeć zdjęcia i ustalić co o nim myślę.

     Panasonic Lumix FZ2000. Opisałem go na blogu z okazji premiery jesienią 2016 roku. Dostrzegłem wówczas, że zmiany w stosunku do poprzednika, czyli Lumixa FZ1000, dotyczą trzech kwestii. Pierwsza to zbliżenie się zakresem zooma do jedynego konkurenta, czyli Sony RX10 III. Drugą jest silniejsze ufilmowienie aparatu, czy lepiej: wprowadzenie profilmowych dodatków. Kwestia trzecia, to usprawnienie obsługi. Teraz, czyli ponad dwa lata później, zarówno podczas testu, jak i po nim, sprawy widzę w ten sam sposób. To z jednej strony dobrze, zwłaszcza że ulepszenia okazują się istotne. Z drugiej już nie tak pięknie, gdyż tu i ówdzie obowiązuje stan z wiosny 2014 roku, czyli czasu premiery Panasonica FZ1000. Gdzie tkwi owo „tu”, a gdzie „ówdzie”? Zorientujecie się czytając artykuł, co ułatwię, często i gęsto odnosząc się do wyników testów tego aparatu. Zresztą zachęcam do przeczytania go. Cena FZ1000 już dawno ustabilizowała się na poziomie 2300 zł, a FZ2000 chyba od samego początku pilnuje okolic 3600 zł. To pierwsze porównanie obu modeli. A co dalej?

     Zewnętrznie są one do siebie bardzo podobne. Wymiarami niemal identyczne, masą FZ2000 przegrywa o 100 g, w stanie gotowości do pracy leciutko przekraczając symboliczną granicę jednego kilograma. Ogólnie rzecz biorąc, system sterowania pozostał taki sam, niemniej w FZ2000 trochę go wzbogacono. Pojedyncze „klikalne” tylne pokrętło zastąpiono dwoma, przednim i tylnym. Sam bardzo lubię starsze rozwiązanie, dzięki któremu pod kciukiem mam dwie funkcje i nie muszę zdejmować ze spustu palca wskazującego. Jednak podejrzewam, że większość z tych, którzy mają doświadczenia z aparatami dwupokrętłowymi, uznają rozwiązanie z Lumixa FZ2000 za lepsze. Zresztą i ja sam podczas testowania go wcale nie narzekałem.

     Na tylnej ściance praktycznie bez zmian, a na górze jedynie zamieniono pozycjami start / stop filmowania i Fn1. Fn1 w nowym położeniu jest łatwiej dostępny, co spodobało mi się, gdyż w swoim FZ1000 pod Fn1 mam przypisaną czułość, do której często sięgam. Od ponad dwóch lat używam bowiem Panasonica FZ1000 jako aparatu domowo-wakacyjno-wyjazdowego. Wspominam o tym dla porządku, bo stali czytelnicy foto-nieobiektywnego bloga pewnie o tym już wiedzą – wspominałem o tym kilka razy.
     Jedynym miejscem znacząco różniącym się pod względem zawartości elementów sterujących, jest obudowa obiektywu. To już nie skromne dwa suwaczki i jeden pierścień Lumixa FZ1000, a dwa pierścienie, trzy klawisze definiowalne i długi pięciopozycyjny przełącznik ustawień szarego filtra. Bogato! W sumie OK, mi najbardziej podpasowało rozdzielenie ostrości i ogniskowej na dwa pierścienie. Ogniskową ustawiałem zgrubnie / szybko dźwigienką przy spuście migawki, a precyzyjnie właśnie szerszym pierścieniem obiektywu. Jednak przyznaję, że trochę brakowało mi szybkiego wyłączania stabilizacji dolnym suwaczkiem z boku. Oczywiście w FZ2000 na czas testu wrzuciłem tę funkcję na klawisz Fn3, ale to już nie było to samo.

Odchylany na bok ekran oczywiście będzie się "gryzł"
z podłączanymi do aparatu kablami.
     Optyczny filtr neutralny o regulowanej ręcznie albo automatycznie gęstości, to świetna sprawa, chyba żadna inna cyfrówka czymś takim nie dysponuje. Ale jeśli chodzi o przydatność, to zdecydowanie bardziej ucieszą się z niego filmowcy, a nie fotografowie. Taki filtr pozwala swobodnie korzystać z przydatnych przy rejestracji wideo stosunkowo długich czasów bez konieczności przymykania przysłony. Przy fotografowaniu mniej niż podczas filmowania przeszkadza ewentualny rolling shutter, więc swobodniej możemy korzystać z migawki elektronicznej. Potrafiącej odmierzyć nawet 1/16000 s, podczas gdy migawka centralna sięga 1/4000 s gdy przysłona przymknięta jest mocniej niż do f/4 i 1/2000 s w pozostałych wypadkach. Gdy fotografujemy mocno otwartym zoomem Lumixa FZ2000 (f/2.8-4.5), wcale nie potrzeba bardzo intensywnego oświetlenia, by 1/2000 s, czy nawet 1/4000 s nie były w stanie zabezpieczyć przed prześwietleniem.

     Wizjer elektroniczny to OLED o rozdzielczości 2,36 Mpx. Oglądany w nim obraz podoba mi się pod każdym względem, ale mam uwagę do natychmiastowego podglądu. Wówczas gotowe zdjęcie wyświetla nam się w wizjerze wyglądając identycznie jak oglądany przed chwilą planowany jego kadr, z wyjątkiem stopnia wyostrzenia, który jest zdecydowanie niższy. Ma się wrażenie, że aparat nie trafił z ostrością. Po pierwszym i drugim razie sprawdza się i okazuje się, że wszystko w porządku. Potem już nie chce się kontrolować, zakładamy że ten podgląd ma być ciut miękki. I może się zdarzyć, że przepuścimy zdjęcie, które naprawdę będzie nieostre…

Gniazdo statywu odsunięto od komory akumulatora.
     Zdryfowałem nieco, bo przecież jeszcze nie skończyłem tematu obsługi Lumixa. Pozostał tu jeden bardzo ważny, nowy element: dotykowy ekran. Bardzo lubię tę funkcjonalność w interpretacji Panasonica. Szczególnie gdy wcześniej miałem w rękach jakiś aparat dotykowy inaczej. Sony na przykład. Tej dotykowości brakuje mi w FZ1000, szczególnie gdy chcę szybko ustawić położenie pola ostrości. Nawigator, nawet z bezpośrednim sterowaniem położeniem pól bywa tu niemiłosiernie powolny. W dotykowym FZ2000 odbywa się to ekspresowo, niezależnie od tego czy fotografujemy z aparatem przy oku, czy komponując zdjęcie na ekranie. Oczywiście zimą konieczne jest w tym celu noszenie rękawiczek z gumkami na końcach palców. Podczas testu raz postanowiłem zrezygnować z dotykowej obsługi by zapewnić ciepło palcom.  Założyłem (niezbyt grube) rękawiczki polarowe i pojawiły się problemy z rozróżnieniem / trafianiem w przyciski Fn5, odtwarzanie, DISP. na tylnej ściance oraz trzy klawisze Fn na obiektywie.

Zakres kątów widzenia zooma.

Porównanie zakresu zooma Lumixa FZ2000 (górne zdjęcia) i FZ1000.
W dole ogniskowych różnica jest niewielka, choć zauważalna.
Ale spodziewałem się, że pomiędzy 400, a 480 mm różnica będzie większa.

     Definiowalnych klawiszy jest w sumie tuzin: sześć „prawdziwych” przycisków na obudowie oraz sześć „wirtualnych”, dotykowych, na pasku po prawej stronie ekranu. Na każdy z nich wybrać możemy jedną z osiemdziesięciu (!) funkcji. Mało? To mamy jeszcze komponowalne Q.MENU: 15 funkcji do wybrania z dostępnych 40. Dodam, że pod klawisze Fn możemy wrzucić nie tylko funkcje jako takie, ale także konkretne ustawienia, np. balansu bieli, aktywację powolnego, płynnego zooma w kierunku Tele albo Wide, czy też chwilowe wywołanie na ekran histogramu ekspozycji. To oczywiście o wiele więcej niż może żądać wymagający nawet fotograf albo filmowiec. Jednak jeśli ktoś zarówno fotografuje, jak i filmuje, do tego w różnych warunkach, ma prawo żądać szybkiego dostępu do mnóstwa ustawień. O, taki ktoś pewnie będzie umiał wykorzystać potężne możliwości customizacji Panasonica FZ2000. A, niech was nie zmyli jedno oznaczenie C na pokrętle automatyk naświetlania. Pod nim schowane jest nie jedno, a trzy opcjonalne komplety ustawień aparatu.

Po lewej ogniskowa 480 mm, po prawej koniec zakresu "inteligentnego" zooma
cyfrowego, który podobno wcale nie pogarsza jakości zdjęć. Podobno. 

Znowu ten "bezstratny" zoom cyfrowy, odpowiednik kąta widzenia optyki 960 mm.
Dodatkowo, z konieczności zepsułem go użyciem czułości ISO 400.
Nawet po zmniejszeniu zdjęcia do 1600 pikseli, nie bardzo da się je oglądać.
     Krążę i krążę wokół obiektywu, warto więc by i o nim samym napisać coś więcej. Przypomnę, że Lumix FZ1000 wyposażony jest w zoom będący odpowiednikiem małoobrazkowego 25-400 mm o jasności f/2.8-4. W marcu 2016 roku Sony wyposażyło swego RX10 III w obiektyw 24-600 mm f/2.4-4, a Panasonicowi wypadało jakoś na niego odpowiedzieć. Stąd w FZ2000 pojawił się zoom 24-480 mm f/2.8-4.5. To obiektyw nawet nie oryginalny, a wręcz wyjątkowy, gdyż zarówno jego ogniskowanie, jak i zoomowanie odbywa się wewnętrznie. Po włączeniu aparatu zoom ten wysuwa się do pozycji roboczej, a potem jego długość nie zmienia się już ani podczas ustawiania ostrości, ani ogniskowej. To ewenement w kompaktach z superzoomami. Oczywiście pojawia się pytanie dlaczego nie dorównano Sony ani w zakresie ogniskowych, ani w jasności? Trudno ocenić ile w tym niemożności, a ile „filmowej” filozofii? Czy nie udało się zaprojektować szkła efektowniejszego katalogowo niż Sony i dlatego wymyślono to wewnętrzne zoomowanie? Podejrzewam, że było odwrotnie. Założenia mechaniki pojawiły pierwsze, a (ewentualnie) po premierze RX10 III spróbowano wyciągnąć z nich ile się da. I wyszło tyle ile wyszło. Mam nadzieję, że choć podstawowymi parametrami zooma Panasonica nie dorównał Sony, to nie będzie odstawał jakością obrazka. Co potrafi obiektyw Sony, sprawdźcie w jego teście.

Ogniskowa 24 mm, leciutko przymknięta przysłona (f/3.1). Wycinki poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

     Pierwsze co cieszy w optyce Lumixa, to cicha i szybka wewnętrzna zmiana ogniskowej. W sprawozdaniu z premiery aparatu narzekałem, że obiecana bezszmerowość niezbyt wyszła Panasonicowi, ale widać to była kwestia niefinalnego egzemplarza aparatu. Teraz wszystko jest w porządku, a na dokładkę nowy mechanizm jest znacznie mniej prądożerny. Może nie on sam, może inne podzespoły też stały się bardziej energooszczędne, niemniej FZ2000 wytrzymuje z jednym akumulatorem wyraźnie dłużej niż FZ1000. Na cały dzień turystycznego fotografowania spokojnie wystarczały mi dwa akumulatory, podczas gdy z FZ1000 czuję się niepewnie nie mając naładowanych trzech.

Ogniskowa 34 mm, otwarta przysłona f/3.4.
Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

     Obiektyw, a jakość zdjęć. No, różnie jest. Pierwszy plus: obiektyw wyciąga maksymalnie 2800 lph, co jest wynikiem zauważalnie lepszym niż w FZ1000. Ta wartość osiągana jest przy krótkich ogniskowych, przy lekkim przymknięciu przysłony (f/3.5-4.5) i wyłącznie w centrum kadru. Jednocześnie obowiązującym minusem jest to, że brzegi klatki prezentują się wówczas słabo. Dla 24-35 mm produkują one zaledwie 2200-2300 lph, przymykanie praktycznie nic tu nie zmienia. Całe szczęście przy 50 mm następuje poprawa, na rogach widać już 2400-2500 lph. Stan ten trwa aż do ogniskowych z okolic 150 mm, gdzie pojawia się nawet 2600 lph. Ale jednocześnie trwa powolne pogarszanie się środka, więc przy tej ogniskowej centrum kadru wykazuje rozdzielczość identyczną jak brzegi. Dłuższe ogniskowe prezentują taki sam poziom: od 200 mm aż do 480 mm mamy 2500 lph w środku klatki i 2400 na brzegach. To są te dobre wieści. Złe są dwie. Pierwsza mówi o zauważalnym zmiękczeniu obrazu dla tego zakresu. Druga o silnej niestabilności rozdzielczości dla poszczególnych brzegów klatki. Raz lewy brzeg świetny, a prawy i środek leżą. Lekka zmiana ogniskowej i może być odwrotnie. Pachnie to niecentycznością obiektywu, do tego zmieniającą się wraz z ogniskową. Na słabą jakość optyki Lumixa FZ2000 narzeka wielu testujących. DPReview po obejrzeniu zdjęć z testowanego egzemplarza aparatu, poprosiło o wypożyczenie innego. I też było daleko od ideału, choć w innym kierunku. I inaczej niż u mnie. Na ile są to błędy montażu, a na ile z zasady niestabilna mechanika tego zooma? Przy tym da się znaleźć w sieci świetnej jakości zdjęcia wykonane Lumixem FZ2000. Czy pochodziły one z istniejących „idealnych” egzemplarzy, czy może akurat ostrość w kadrze pasowała do motywu i dlatego nie widać błędów? Trudno stwierdzić. Jednak jeśli planujemy zakup tego aparatu, zorganizujmy to tak, byśmy mogli sprawdzić jak pracuje otrzymany egzemplarz i ewentualnie zwrócić go lub wymienić.

Ogniskowa 122 mm, otwarta przysłona f/4.2.
Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.


Ogniskowa 307 mm, otwarta przysłona f/4.5. Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Ogniskowa 480 mm, otwarta przysłona f/4.5. Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Ogniskowa 480 mm, otwarta przysłona f/4.5.
Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Ogniskowa 480 mm, otwarta przysłona f/4.5, czułość ISO 800. Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Istotna sprawa: niestabilność jakości stwierdziłem jedynie przy dłuższych ogniskowych i tylko jej nie potrafię wyjaśnić. Natomiast stałą, niską rozdzielczość obrazu w samym dole zooma już tak. Wynika ona z potężnej dystorsji beczkowatej, którą widać jeśli obejrzymy RAWy wywołane bez korekt aparatu. Taka, niemal rybiooczna beczka, dla wyprostowania wymaga silnego rozciągnięcia zewnętrznych stref kadru, co oczywiście skutkuje wyraźnym spadkiem szczegółowości zdjęć na tych obszarach.
     Na JPEGach dystorsji oczywiście ani śladu, bez względu na ogniskową. Winietowania też, ale jego i na RAWach nie ma zbyt wiele.

Ogniskowa 24 mm, po lewej JPEG z aparatu, po prawej RAW wywołany
bez żadnych korekcji. Tu naprawdę pachnie rybim okiem.
Sytuacja identyczna jak wyżej. Jaka beczka?!
Jak widać, są motywy odporne na działanie dystorsji. 
     Pod światło obiektyw zachowuje się przyzwoicie i obliczalnie. Zdjęcia nie wykazują spadku kontrastu gdy przy długich ogniskowych światło pada z boku na przednią soczewkę. To było problemem w FZ1000. Gdy słońce mamy w kadrze idealnie nie jest, gdyż regularnie pojawiają się dwa ostre bliki, czasem otoczone łagodnymi obwódkami. Jednak nawet leciutkie obrócenie obiektywu powoduje znaczące przesunięcie tych blików. Dlatego łatwo ich uniknąć, a w najgorszym razie przesunąć w takie miejsce kadru, żeby nie przeszkadzały. Uzupełnię jeszcze, że przysłonę obiektywu możemy przymknąć aż do f/11, czyli o działkę mocniej niż w FZ1000. Tak mały (jak na matrycę 1 cal) otwór skutkuje dyfrakcją światła na przysłonie, a więc i zmniejszeniem szczegółowości zdjęć. Trochę pomaga włączenie funkcji korekcji dyfrakcji. Można aktywować ją na stałe, gdyż nie przynosi ona żadnych negatywnych efektów gdy zdjęcia wykonujemy przysłoną otwartą albo słabo przymkniętą.

Ogniskowa 26 mm, otwarta przysłona f/2.9.

Ogniskowa 56 mm, otwarta przysłona f/3.7.

Ogniskowa 39 mm, otwarta przysłona f/3.4.

     20-megapikselowa 1-calowa matryca i jej oprogramowanie najprawdopodobniej zostało przejęte z Panasonica FZ1000. Choć zauważam pewne drobne zmiany. Na przykład mniej intensywne odszumianie, co oznacza że nie zalecałbym postępowania takiego jak u poprzednika, czyli ustawiania go na -3 od razu po zakupie aparatu. W FZ2000 trzymałbym się bliżej zera, jednak nadal po stronie minusów. Na wspomnianym, wówczas „domyślnym” -3 już przy natywnej czułości ISO 125 możemy nadziać się na szumy w ciemnych szarościach. Jeśli chcemy nad nimi dobrze panować, skorzystajmy z RAWów.
     Gdy żądamy pełni szczegółowości obrazu, trzymajmy się ISO 125. Już ISO 200 wykazuje pewien nieznaczny jej spadek, choć nadal sprawy mają się dobrze. ISO 400 – dalsze obniżenie szczegółowości, ale ciągle nieduże. Szumy nadal dobrze opanowane. Jednak przy ISO 800 już tak dobrze nie ma, tu zdecydowanie polecałbym staranne wywołanie RAWów. ISO 1600 podobnie – tu spadek jakości w porównaniu z ISO 800 jest nieznaczny. Wyższych czułości już nie radzę używać, jeśli tylko planujecie skorzystać ze zdjęć w pełnej rozdzielczości. Jednak aż do ISO 6400 włącznie, nadają się one do oglądania w rozdzielczości ekranowej. Czasem nawet gdy są to JPEGi prosto z aparatu.

Kadr do testu szczegółowości i zaszumienia zdjęć przy poszczególnych
czułościach. Wycinki poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

    Automatyczny balans bieli powyżej średniej. Światło naturalne bez zarzutu, żarowe z delikatnym ciepłym odcieniem. Jedynie kompaktowe świetlówki powodują wpadanie w ciepłą zieleń. W sumie przyzwoicie.

W oświetleniu żarowym Lumix FZ2000 produkuje lekko ciepłą dominantę.
W razie potrzeby łatwą do usunięcia, nawet z JPEGa.

     Dynamika raczej nie zachwyca, ale da się z nią żyć. Wypróbowałem wbudowane w FZ2000 wspomagacze mające ułatwić fotografowanie motywów o dużej rozpiętości tonalnej. Naprawdę przydatny i skuteczny okazał się jedynie HDR. Ma on jednak dwa minusy. Pierwszym jest automatyczny dobór kroku ekspozycji pomiędzy trzema naświetleniami. Po drugie nie zapisuje RAWa, choćby jednego, a na dodatek przed aktywowaniem wymaga włączenia zapisu wyłącznie JPEGów. Ale jest skuteczny w ratowaniu świateł i cieni, czego nie mogę powiedzieć ani o inteligentnej ekspozycji, ani o korekcie kształtu krzywej naświetlania. Obie te funkcje praktycznie pomagają jedynie niezbyt wysokim światłom i niezbyt głębokim cieniom, a resztę modyfikują raczej słabo.

Ten dość kontrastowy motyw najpierw spróbowałem ugryźć samą korekcją
ekspozycji. -2/3 EV. Jednak efekt (po lewej) nie był zachwycający. W drugiej
próbie (środek) do korekcji dodałem "inteligentny kontrast", a on mocno
rozjaśnił cienie, traktując przepalone niebo raczej lekceważąco. Lepiej, choć
wcale nie idealnie zadziałał HDR (po prawej).

     Inaczej niż we wcześniej testowanych Panasonicach działa funkcja inteligentnej rozdzielczości, czyli poprawiania oddania drobnych szczegółów obrazu. Tam wymagała ona delikatnego dawkowania, aby obraz nie utracił plastyki. Natomiast w FZ2000 warto używać najwyższych ustawień, by efekt w ogóle był widoczny.

     Autofokus zaskoczył mnie trochę na plus, trochę na minus. Świetnie działa jego tryb ciągły, nie wykazując błędów ani przy łapaniu ostrości na pierwszym ujęciu w serii, ani podczas prowadzenia ostrością fotografowanego obiektu. No, przy 12 klatkach/s zdarzały się pojedyncze błędy, ale wówczas FZ2000 nie ma w wizjerze podglądu kadru, a odtwarza wykonane właśnie zdjęcie. Stąd trudniejsze celowanie. Natomiast przy 7 klatkach/s nie mam żadnych uwag. Co ciekawe, w teście Lumixa FZ1000 wyglądało to odwrotnie: przy wolniejszych seriach osiągaliśmy (ja i autofokus) niższą skuteczność. Może zmieniono / dopracowano jakieś niuanse w wyświetlaniu obrazu w wizjerze?

Do pięciu razy sztuka. Z tym kadrem autofokus długo nie mógł sobie poradzić.

     Natomiast dość niespodziewanie napotkałem problemy przy pracy autofokusem pojedynczym. Pojawiały się one w jednej, konkretnej sytuacji: słabym świetle. O tyle dziwne, że nie utrudniałem wówczas działań autofokusowi. Wręcz przeciwnie, wyszukiwałem dla pola ostrości jaśniejszy, kontrastowy element kadru, a i to nie zawsze pomagało. Klatka, którą publikuję powyżej to efekt piątego podejścia do tego ujęcia. Pole ostrości celowało w jedną z lamp w drugim rzędzie, ale autofokusowi było za mało. „Pompowanie”, to jedno. Dwukrotna rezygnacja. Dwukrotne potwierdzenie ostrości ustawionej nieprawidłowo. Wreszcie, za piątym razem Lumix zaskoczył o co biega. Takie sytuacje powtarzały się niejednokrotnie. Aż dziwne! I niemiłe.

Ogniskowa 157 mm, czas naświetlania ok. 1/3 s.
Z wykonanej serii zdjęć ostra była 1/4. Wynik więcej niż dobry.

     Dość oryginalnie wygląda kwestia stabilizacji obrazu. Spokojnie, do niej nie mam istotniejszych uwag, jej działanie oceniam na czwórkę, może i z plusem. Oryginalnie zachowuje się sam, niestabilizowany aparat. Do tej pory wydawało mi się, że najbardziej trzęsącymi cyfrówkami są bezlusterkowce Sony. Teraz wiem już że nie, pierwszeństwo ma Panasonic FZ2000. Już przy czasie przekraczającym zasadę odwrotności ogniskowej o działkę, niestabilizowany aparat produkował aż 40% (lekko) poruszonych ujęć. Natomiast poziom 100% mocno poruszonych uzyskiwał przy przekroczeniu o 4 działki, czyli też wcześniej niż inni. Stabilizacja jest więc przy fotografowaniu wręcz niezbędna. W teście wykazała skuteczność 4 działek czasu, a dla przekroczeń reguły odwrotności ogniskowej o 4 działki dawała 80% zupełnie ostrych ujęć. Ale uwaga, dalsze wydłużanie czasu oznacza zapaść i zdecydowane obniżenie skuteczności układu redukcji rozmazań. Dużo tych czwórek, ale mam nadzieję że nie pogubiliście się w nich.

Ogniskowa 274 mm, otwarta przysłona f/4.5, czułość ISO 1600,
a i tak czas aż 1/15s. Trudno stwierdzić ile w wycinku (poniżej) szumów,
ile poruszenia, a ile nietrafionej ostrości...

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Kolejna ważna – zwłaszcza w tym modelu – kwestia, to filmowanie. FZ2000 został w tym zakresie znacząco wzmocniony, praktycznie do poziomu równoległego „filmowego” bezlusterkowca, czyli Lumixa GH4. Maksymalne rozdzielczości to DCI i UHD (100 Mb/s), znajdziemy regulowane klatkaże do zdjęć przyśpieszonych (2 – 28 klatek/s) i zwolnionych (27 – 120), 200 Mb/s w Full HD, focus peakingi, zebry i wyrafinowane regulacje dźwięku. Co ciekawe, brak ograniczenia czasu nagrania do typowych dla europejskich cyfrówek 29 minut i 59 sekund. Ale, dla równowagi, po FZ1000 powtórzono silny crop dla filmów 4K, w wyniku którego z 24 mm na dole zooma robi się 36 mm. Bye, bye szeroki kącie! Oczywiście zyskujemy w zakresie tele, gdyż tam 480 mm „zamienia się” w 720 mm. Pewnie niektórych to ucieszy. Więcej na temat filmowania nie napiszę i odeślę was do testu Panasonica FZ2000 popełnionego przez Amadeusza Andrzejewskiego na potrzeby portalu videodslr.pl – LINK

Ogniskowa 61 mm, przysłona f/4.2. Zdjęcie wykonane klasycznie.

Ten sam kadr, ogniskowa i przysłona, ale tym razem Focus Stacking w 4K Photo,
przy uwzględnieniu wszystkich pól AF, którym udało się złapać ostrość,

     FZ2000 został unowocześniony o zestaw funkcji fotograficznych 4K Photo, bazujący na filmowaniu w 4K. Funkcji tych jest kilka. Po pierwsze serie szybkich zdjęć (30 klatek/s), rejestrowane tradycyjnie albo jako Pre-Burst (kończenie serii wciśnięciem spustu migawki). Z serii można wyciąć wybrane ujęcia, mające rozdzielczość ok. 8 Mpx. Mi bardziej spodobały się tryby Post Focus i Focus Stacking. Są to serie zdjęć o rozdzielczości 4K, a dla każdego ostrość ustawiana jest innym polem AF. Przy Post Focus w edycji wybieramy jedno, najlepiej trafione ujęcie. W Focus Stacking wybieramy, też w edycji, obszary zdjęcia, które mają być ostre, a aparat dobiera do nich odpowiednie ujęcia i składa je w jedno. Oczywiście możemy poprosić, by takie zdjęcie złożył ze wszystkich składowych. Minusem tych dwóch ostatnich trybów jest fakt, że zdjęcia do nich naświetlane są jako film przy 30 klatkach/s. Co oznacza konieczność używania czasów ekspozycji nie dłuższych niż 1/30 s. To nie problem na przykład przy portrecie z wykorzystaniem Post Focus. Ale już dla niezbyt mocno oświetlonego, statycznego motywu, staje się to przeszkodą. A w każdym razie utrudnieniem, gdyż wymaga podwyższenia czułości. A, i oczywiście brak szerokiego kąta – tak jak przy filmowaniu 4K.
     Dlatego cieszy obecność tradycyjnego Focus Stackingu, umieszczonego wśród funkcji bracketingu (przysłony, balansu bieli itd.). Tu oczywiście wykorzystujemy pełną rozdzielczość matrycy, pełen zakres kątów widzenia obiektywu oraz możemy wykonać aż 999 składowych ujęć. Z tym, że później aparat sam ich nie złoży – musimy użyć komputera i stosownego oprogramowania.

     O „podstawowych” funkcjach aparatu nie będę się rozpisywał. Automatyki naświetlania oczywiście są wszystkie możliwe. Filtry efektowe, precyzyjna korekcja barw, kontrastu, odszumiania, wyostrzania oddzielnie dla każdego trybu barw – to panasonicowa tradycja. O zdjęciach seryjnych już pisałem, to tu dodam, że FZ2000 potrafi na jednym oddechu strzelić troszkę ponad 100 najcięższych JPEGów albo trzy tuziny RAWów. Niestety nie obsługuje kart pamięci UHS-II, więc opróżnianie bufora po tak długich seriach trochę trwa: 20 s dla RAWów i o połowę mniej dla JPEGów. Takie wyniki uzyskałem zarówno dla karty SanDiska z teoretycznym zapisem 90 MB/s, jak i dla UHS-II Fuji 260 MB/s.

     Na koniec dorzucam jeszcze kilkanaście zdjęć wykonanych podczas testu. Są to JPEGi prosto z aparatu, wykonane przy czułości ISO 125, otwartej przysłonie i domyślnych ustawieniach. Ewentualne odstępstwa wyszczególniam w podpisach.

Ogniskowa 44 mm, czułość ISO 1600.
Lekko rozjaśnione i odszumione przy wołaniu RAWa.
Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Ogniskowa 24 mm, korekcja +2/3 EV.

Ogniskowa 49 mm, przy wołaniu z RAWa rozjaśnione i podciągnięty kontrast.

Ogniskowa 217 mm, czułość ISO 800.

Ogniskowa 900 mm, czyli niemal koniec zakresu "inteligentnego" zooma cyfrowego.
Widać, że przy ISO 125 i dobrym świetle ta funkcja daje się używać.

Ogniskowa 151 mm.

Ogniskowa 61 mm. Ostrość ustawiana na budce telefonicznej po prawej.

Ogniskowa 24 mm, czułość ISO 1600, panning.

Ogniskowa 44 mm, czułość ISO 800. Naturalny filtr efektowy w postaci
kropelek deszczu na przedniej soczewce.

Ogniskowa 24 mm, przysłona f/4.5.

Ogniskowa 32 mm, czułość ISO 400.

Ogniskowa 135 mm, czułość ISO 3200.
Ostrość ustawiana na słupku informacyjnym po prawej.

Ogniskowa 105 mm.

Ogniskowa 307 mm.

Ogniskowa 24 mm, czułość ISO 800, otwarta przysłona f/2.8.

Ogniskowa 24 mm, czułość ISO 800, przysłona f/11.

Ogniskowa 320 mm, ISO 800, przy wołaniu RAWa podciągnięty kontrast i nasycenie.

Czterech panów na rowerach. Nie licząc konia.
Ogniskowa 74 mm, czułość ISO 800, korekcja -1 EV. Oświetlenie żarowe,
automatyczny balans bieli. Wycinek poniżej

Kliknij zdjęcie, by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     To jak, warto brać tego FZ2000? Czy może odpuścić sobie wszystkie te unowocześnienia i postawić na staruszka FZ1000? On w końcu też daje radę i nadal jest do kupienia, przy tym za całkiem nieduże pieniądze. Zresztą ciekawa sprawa. W niedługim czasie po premierze Lumixa FZ2000, jego poprzednika wymiotło ze sklepów. Gdzieniegdzie trafiała się jakaś zapomniana sztuka, ale trudno było taką upolować. Mało kogo to dziwiło, wzbudzało raczej podziw dla Panasonica, że potrafił w odpowiednim momencie przerwać produkcję i wyczyścić sklepy, by były gotowe na przyjęcie następcy. Następca przybył, pojawił się na półkach, lecz w sieci nadal było słychać pytania: gdzie jeszcze mogę kupić FZ1000? To też nie dziwiło, szczególnie, że FZ2000 był znacznie droższy, a jego unowocześnienia nie każdemu były potrzebne. I dziwna rzecz: po kilku miesiącach FZ1000 znowu się pojawił na rynku. Pojawił się i nadal jest tam obecny. Skąpiec wyświetla oferty 18 sklepów proponujących go, podczas gdy FZ2000 jest do kupienia w… dziewięciu. Znaczące! Nie mam pojęcia, czy to sprzedaż zapasów magazynowych tak potężnych, że starczyły na ponad dwa lata, czy może Panasonic wznowił produkcję nadal pożądanego modelu. Tak czy inaczej, oba modele współistnieją na rynku.

     Istnieją, czy raczej istniały, gdyż przedwczoraj objawił się Panasonic FZ1000 Mark II. Jego premiera nastąpiła w momencie gdy niniejszy artykuł był już niemal ukończony. Nie zmieniałem więc jego treści, a dopiero tu wspominam o nowej odsłonie „tysiączki”. To żadna rewolucja, a delikatna, dość sensowna ewolucja. Powstał aparat bardzo podobny do FZ1000, z dołożonymi technologicznymi aktualizacjami, w które Lumixy wzbogaciły się od 2014 roku. FZ1000 II to aparat bardziej „fotograficzny” niż FZ2000, choć pod pewnym względem jest od niego bardziej „filmowy”. Szczegóły w artykule, który publikuję na blogu jednocześnie z tym testem.

     No dobra, ale co z tym FZ2000? W obecnej sytuacji staje się on dobrym wyborem chyba już tylko dla filmowców. Lumix FZ1000, ani w pierwszej, ani w drugiej odsłonie nie może się z nim równać w tej dziedzinie. Choć tym, którzy nie potrzebują tak zaawansowanej rejestracji wideo, a stawiają na fotografowanie, FZ2000 też co nieco oferuje. Dotykowy ekran, funkcje 4K Photo, stabilniejszy niż FZ1000 ciągły AF, trochę skuteczniejsza redukcja rozmazań obrazu, wyraźnie mniejsza prądożerność, ciekawszy zakres zooma – to wszystko może się liczyć. Jednak nowy FZ1000 II kilka z tych cech przejął, choć na pewno nie obiektyw i najprawdopodobniej nie oszczędność energii. Może więc poczekać i zorientować się, co reprezentuje sobą najświeższy 1-calowy Panasonic? Sprawdzić co naprawdę posiada, jak działa oraz ile będzie kosztował gdy już pojawi się w sklepach. No i jak na jego obecność zareagują ceny FZ2000 i FZ1000. W sumie: filmowcy, kupujcie! Fotografowie, czekajcie na testy FZ1000 II!


Podoba mi się:
+ dotykowy ekran
+ wypasione filmowanie
+ energooszczędność

Nie podoba mi się:
- autofokus w słabym oświetleniu
- silny crop przy 4K
- „niestabilna” jakość obiektywu

17 komentarzy:

  1. Super recenzja! Ale mam mętlik w głowie :) jestem praktycznie zdecydowany na Panasonica fz1000 lub 2000 (zależnie od dostępności), ale mam jeszcze pytanie: jak się ma matryca 1 calowa do mniejszych 1/2.3 (np. Panas fz82), czy warto dopłacać do "calówki" ? Czy różnica w jakosci zdjęć będzie zawsze czy tylko na wyższych czułościach? I analogicznie jak sprawa wygląda z lustrzankami w podobnych kwotach (np. Nikon d3500 z kitowym obiektywem 18-55 lub 18-105)?
    Jestem totalnym amatorem, ale chcę zdjęcia możliwie wysokiej jakosci, głównie krajobrazy, przyroda, fotografia pociągów

    OdpowiedzUsuń
  2. Różnice przy wyższych czułościach będą najbardziej widoczne. Przy niskich już mniej albo nie zawsze. Z tym, że w wielu cyfrówkach z matrycą 1/2.3 cala już wyjście ponad czułość ISO 100 daje wyraźnie negatywne efekty. Przy jednocalówkach można spokojnie pracować do ISO 400-800, a w APSC do 1600-3200. To oczywiście liczby mniej więcej, bo każdy ma swoje indywidualne wymagania. Przy małych matrycach, szczególnie 1/2.3 cala mamy znacznie mniejsze możliwości sterowania głębią ostrości. W dole zooma, jeśli tylko nie robimy makro, ostro mamy cały kadr. Po drugiej stronie oczywiście są aparaty z dużymi matrycami (APSC, mały :-) obrazek). Plus możliwość wymiany obiektywów, czego nie uświadczymy (już) w sprzęcie z matrycą 1 cal i mniejszymi. W aparaty typu FZ1000 warto się ładować wyłącznie jeśli potrzebujemy uniwersalnego sprzętu w jednym kawałku. Jeśli planujemy rozwój, lepiej zacząć od APSC i po kolei dokupować / wymieniać obiektywy. W Nikonie na początek zdecydowanie polecam 18-105, a nie 18-55. A jeśli jest kasa, to korpus z rodziny D5xxx, a nie D3xxx. To D5xxx może być starsze, np D5300, niekoniecznie D5500, czy D5600.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry,
    Przepraszam, że zawracam Panu głowę, trafiłam na Pana świetny blog przy okazji poszukiwań jakiegoś superzooma i tutaj ogromna prośba o poradę.
    Szukam kompaktu, którym będzie można zrobić ładne zdjęcia ptaków/zwierząt w podróży. Do pozostałych zdjęć używam fujifilm xt-10, ale dla ptaków brałam ze sobą zawsze panasonic lumix fz45, jako, że nie wchodzi w grę dźwiganie
    teleobiektywów. Jednak jakość fz45 pozostawia bardzo wiele do życzenia, jak i zakres ogniskowych nie zawsze wystarczał...
    Szukam teraz czym go zastąpić w budżecie do ok 3 tys zł i zupełnie nie mogę wybrać... Zastanawiam się czy lepiej wziąć Canon GX3 lub Panasonic FZ1000 o gorszych/takich samych maksymalnych ogniskowych, ale lepszych matrycach (czy wtedy będzie można scropować zdjęcie z lepszym efektem niż gdyby wziąć np P900, FZ82 z lepszymi "zoomami", ale z gorszą jakością)? A może FZ300 albo jeszcze coś innego? Bardzo proszę o poradę!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry,
      nie mam dobrych wiadomości. Jak dotychczas nie powstała kombinacja matrycy o sensownych rozmiarach (czyli minimum 1 cal) i obiektywu powyżej 600 mm. Jedyne na rynku modele na styku, czyli „1 cal / 600 mm”, to Sony RX10 III / IV kosztujące 5000 / 7000 zł oraz – prezentujący się wręcz okazyjnie – Canon G3X za 3000 zł (ewentualnie plus 1000 zł za opcjonalny wizjer, bo wbudowanego ten Canon nie ma). Tu mój jego test: http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2016/06/canon-g3x-may-aparat-spora-matryca-i-co.html
      Drugim mieszczącym się w 3000 zł aparatem z superzoomem i jednocalową matrycą, jest FZ1000: świetna cena 2200 zł, ale zoom „tylko” do 400 mm. Test tu: http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2015/04/test-panasonic-lumix-fz1000.html
      Długi ponad 600 mm zoom oznacza konieczność korzystania z małej matrycy, czyli 1/2,3 cala. Tu wybór sprzętu robi się już duży, zoomem można sięgać baaardzo wysoko, a jednocześnie ceny spadają. Skoro jest wybór, to radziłbym się skupić na modelach zapisujących RAWy. Jest np. taki Canon SX70 za 2200 zł. Testowałem na blogu jego poprzednika, czyli SX60 (http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2015/01/test-canon-sx60.html) i mi jakoś nie podpasował, ale ogólnie rzecz biorąc to przyzwoita seria, a SX70 został wyraźnie podciągnięty w stosunku do „sześćdziesiątki”. Drugi z „rawowych” aparatów to FZ82. Też go testowałem (http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2017/05/test-panasonic-fz82-jak-legoland-dugi-i.html) i też nie zachwyca szczególnie. Gdybym miał między nimi wybierać, brałbym Canona. Nikona P900 raczej bym odradzał, bo to dość specyficzne narzędzie. Choć nie odradzam zdecydowanie, gdyż do ptaków 2000 mm bardzo się przyda. Tu mój jego test:
      Jeśli bez RAWów, to jest Nikon B700 za 2200 zł, jest Sony HX350 za skromne 1300 zł, ale z zoomem krótszym niż Nikon. To tak dla porządku dodaję, bo skoro budżet wystarcza, wybierałbym coś z RAWami. Zawsze większe pole manewru i możliwości dopracowania zdjęć.

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo za odpowiedź i pomoc! :)

      Usuń
    3. Proszę bardzo. Choć nie wiem czy swoją odpowiedzią pomogłem, czy namieszałam :-)
      Teraz zauważyłem, że nie wkleił się link do testu Nikona P900. Żeby za bardzo nie kombinować z edycją wpisów wrzucam go tu: https://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2016/05/test-nikon-coolpix-p900-dwumetrowy-zoom.html

      Usuń
  4. Witam, chciałbym zadać kilka pytań. Otóż fotografuję amatorsko zwierzęta.
    Aktualnie używam Panasonic Lumix Fz200, ten starszy model ze stałym światłem 2.8, max ogniskowa to 600mm i często takiej używam.
    Zastanawiam się w końcu nad zmianą aparatu, ale napotyka mnie problem co wybrać. Myślałem że wezmę FZ1000 ale trochę przestraszyłem się zbyt małej ogniskowej, Fz2000 już trochę ma więcej. Chodzi mi głównie o lepsze jakościowo zdjęcia. Co byś mógł mi doradzić w tej sytuacji? Patrze również na to, że Fz1000 to już trochę staruszek i zastanawiam się czy nie poczekać na coś nowszego co pojawi się tam w przyszłości...
    Po głowie chodził mi Canon g3x, ale nie wiem jak się to światło 5.6 na 600mm będzie miało do aktualnego światła w moim Fz200, czy na ISO to się wyrówna a zdjęcia z canona będą lepsze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo inaczej się wyrażę, co wybrać w moim przypadku aby pójść klasę wyżej w stosunku do aktualnego sprzętu, obsługiwac manuala potrafię

      Usuń
    2. Król jest jeden: Sony RX10 IV. A jeśli budżet nie styka, to brać wersję III, która ma ten sam obiektyw, ale gorszy autofokus.

      Usuń
    3. Czyli coś w skromniejszym budżecie nie da mi zadawalającego efektu?

      Usuń
    4. Jeśli sprzęt nie musi być uniwersalny, a tylko do zwierzaków, to może lustrzanka z długim zoomem? Np. Tamron 70-300 VC plus jakiś Nikon z niezbyt wysokiej półki.

      Usuń
  5. Myślałem też o tym, tylko podreczniejszy dla mnie byłby chyba jednak kompakt bo nie noszę tylko aparatu. No dobra pozostaje chyba zbierać na tego soniaka, dzięki 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sony też wcale nie będzie mały. Proszę się przymierzyć do obu propozycji w jakimś sklepie. Zysk z matrycy APS będzie znaczący. Plus ewentualnie ogromna przewaga w sprawności autofokusa, jeśli Sony będzie w wersji III.

      Usuń
  6. W takim razie widzę, że również warto wziąć pod uwagę tą lustrzankę. Faktycznie ten sony rx10 III nie jest mały

    OdpowiedzUsuń

  7. Witaj! Fajna i trafna recenzja - szkoda, że link do testu "trybu filmowego" już nie działa.
    Polecam uwadze "komentarze czytelników" - wpis ostatni, z dn. 23.02.2023 :)
    https://www.optyczne.pl//?test=aparat&test_ap=379&roz=9

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie! Videodslr niestety zdechło, a Amadeusz przerzucił się na youtube. I do Optycznych :-)

      Usuń
    2. To ja dziękuję - głównie dzięki Twojej recenzji kupiłem ten aparat. I wciąż cieszę się, że ten a nie inny, dla moich potrzeb jest IDEALNY :))
      Pozdrawiam !

      Usuń