środa, 31 maja 2017

TEST: Torba Cosyspeed Camslinger 160, czyli Wyatt Earp się kłania!

     Cosyspeed? Słyszeliście tę nazwę? Przyznam, że ja też nie. Aż do tegorocznych, wiosennych łódzkich targów fotograficznych, gdzie trafiłem na stoisko tej firmy. Zaciekawiły mnie tam zgrabne torby… wróć! torebki, czy raczej futerały na aparaty fotograficzne. A  im dłużej byłem po nich „oprowadzany”, tym zainteresowanie nimi wzrastało.
     Niepozorne, z pozoru prościutkie i niewyróżniające się, okazały się pełne oryginalnych rozwiązań. Wręcz udziwnień. Zaciekawiły mnie te torby na tyle, że jedną z nich postanowiłem przetestować. 

     Cosyspeed Camslinger 160 Paris Gray – tak brzmi pełna nazwa modelu, który trafił na moje biodra. Oprócz tej paryskiej szarości, na rynku jest jeszcze gładka i śliska czerń. A obok modelu 160, znajdziemy też krótszy, bardziej kompaktowy 105. Dochodzą też trochę większe i wyposażone w dodatkowe kieszonki Camslingery Streetomatic.
     Zasadniczo torby te przeznaczone są dla bezlusterkowców. Hasło Mirrorless Hero mówi samo za siebie. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by w torbach tych przenosić kompakty, bądź lustrzanki. W tym drugim wypadku chodzi jednak wyłącznie o najmniejsze modele, w dodatku nie uzupełnione wielko-, czy nawet średniogabarytową optyką. Zresztą, zajrzyjcie sami na stronę cosyspeed.pl, by obejrzeć sobie całą ofertę firmy.

Każda poduszka ma na swej metce imię osoby,
która ją wyprodukowała, wypisane przez nią ręcznie.
     Znajdziecie tam także pewien oryginalny gadżet, według mnie niezbyt przydatny do celu do którego jest reklamowany, a mianowicie poduszkę / podstawkę dla aparatu Campillow. Przydatność przydatnością, ważniejsze jest co innego. Owe poduszki wytwarzane są ręcznie są w Burundi, w warsztatach domów opieki dla samotnych matek. Są one prowadzone w ramach projektu pomocowego Burundikids, a dochód ze sprzedaży poduszek przeznaczony jest właśnie na ten projekt. To naprowadza nas na trop twórcy Camslingerów. Jest nim Thomas Ludwig, który przez 20 lat pracował w Afryce dla Niemieckiej Agencji Pomocy. Pracował, ale też fotografował, a niektóre rozwiązania zastosowane w Camslingerach wzięły się właśnie z jego afrykańskich doświadczeń.

     Ale od początku. Znacie inną torbę, której przód i tył można fizycznie rozdzielić? Ja nie. I wcale nie dziwię się waszym obawom, że „ta torba może się nagle rozpaść!”. Jednak nic bardziej mylnego. Nie ma mowy o rozpadnięciu się, a gdy spróbujemy rozłączyć obie części, to zorientujemy się, że najbardziej pasuje tu określenie „rozrywanie na siłę”. Połączenia na rzepy bocznych ścianek i dna oraz dublujące je rzepy wewnątrz torby mają potężną wytrzymałość.




     Zaraz, ale po co takie cyrki? Nie można było uszyć torby w jednym kawałku? Można było, lecz dzięki zastosowanemu rozwiązaniu możemy regulować grubość torby. Dzięki temu mieścić ona może, położony na boku, aparat o wysokości 10 cm, ale gdy fotografujemy czymś mniejszym, wnętrze możemy zwęzić do 6 cm (katalogowo do 7 cm). Pomysł świetny, a problem jest tylko jeden: te rzepy. Ich czepliwość i siła z jaką trzymają, powodują ogromne trudności z dopasowaniem szerokości torby. Niemal nie sposób tak złożyć torbę, by rzepy jednocześnie złapały tam gdzie powinny. A bok po boku praktycznie nie da rady. Całe szczęście, na firmowym blogu znajdujemy podpowiedź jak sobie poradzić. Po prostu pomiędzy składane połówki torby wkładamy pas papieru. W ten sposób możemy precyzyjnie „obłożyć” torbą aparat, bez stykania się rzepów. Potem wyciągamy pas papieru i rzepy łapią od razu tam gdzie trzeba.

     Co wchodzi do Camslingera 160, widzicie na zdjęciach obok. Wnętrze torby ma długość 175 mm. Gdy aparatem jest nieduży bezlusterkowiec, taki jak Panasonic GF8, wyposażony w skromny wielkością obiektyw (tu 12-32/3.5-5.6), to oprócz niego do torby spokojnie zmieści się jeszcze całkiem spore szkiełko (tu 35-100/2.8), A, i bank energii na dokładkę. 
     Jednak jeśli aparat „urośnie” do gabarytów Lumixa G80, a standardowym zoomem okaże się 12-60/2.8-4, to poza portfelem nic już do Camslingera nie upchniemy. Gdyby obiektyw uzupełnić osłoną przeciwsłoneczną w pozycji roboczej, to nawet na bank energii ledwo starczyłoby miejsca. Dla porządku uzupełnię, że wysokość wnętrza torby wynosi 140 mm. Dodam też, że wspomniane wcześniej 100 mm maksymalnej grubości torby, to wartość rzeczywiście największa. Położony na boku wyższy o nawet o kilka milimetrów aparat, powoduje wybrzuszanie się torby i utrudnione jej zamykanie.
     Ważna sprawa: „ustawienie” maksymalnej grubości torby źle wpływa na jej szczelność. Jednak dopóki nie przekraczamy, powiedzmy, 9 cm, wewnętrzne „uszy” dobrze osłaniają boczne szczeliny pod klapą.

     Gdy zobaczyłem ten tunel pod warstwą wyściełającą bok torby przylegający do nogi, byłem przekonany, że to miejsce dla innego, opcjonalnego pasa, na którym można nosić torbę. Jednak nie, to izolacja cieplna, powodująca, że Camslinger słabiej nas ogrzewa. To właśnie jeden z „afrykańskich” pomysłów twórcy torby.

     Pas ma sporą regulację długości i pozwala opasać osoby o obwodzie bioder z zakresu mniej więcej 75 – 110 cm. W znacznej części tego zakresu, by wolny koniec pasa nie dyndał luźno, można go przyczepić rzepem. Jeśli – u chudzielców – wolny koniec staje się naprawdę długi, do przymocowania wykorzystujemy elastyczną opaskę. W sytuacji przeciwnej, czyli gdy pasa nie starcza, z pomocą przychodzi opcjonalny jego przedłużacz. To, kolejny już, element torby świadczący o tym, że jej konstrukcja została bardzo dobrze przemyślana.

     Dla odpięcia pasa nie wystarczy ścisnąć „widełki”. Trzeba jednocześnie nacisnąć malutki przycisk odblokowujący. To dodatkowe zabezpieczenie przed – raczej umyślnym, a nie przypadkowym – niezamierzonym przez użytkownika jego rozpięciem. Dla mnie było to istotne utrudnienie i spowolnienie w rozpinaniu, ale cóż, bezpieczeństwo przede wszystkim.

     Widząc po raz pierwszy wystający grzybek na klapie, spodziewałem się magnetycznego zamknięcia. Jednak nie trafiłem, bo to jest zatrzask, otwierany pociągnięciem do góry „kapelusza” owego grzybka. Ciekawe, że co model Camslingera, to inne rozwiązanie. Na przykład w jednej z wersji Streetomatica podobny grzybek, dla otworzenia torby, należy odsunąć w bok.

     Gdy torbę „ustawimy” na najmniejszą grubość, korzystamy z dolnego zaczepu grzybka. Przy większych grubościach, z górnego. W obu wypadkach możemy zaczepić gumową pętelkę, która nie pozwala na otwarcie się klapy po przypadkowym odciągnięciu grzybka. Kolejny pomysłowy patent.

     W komplecie z torbą otrzymujemy 6 rzepowo mocowanych przekładek (3 większe, 3 mniejsze) pozwalających dość swobodnie i dokładnie podzielić wnętrze.

     Dla kogo ta torba? Cosyspeed poleca ją osobom korzystającym dotychczas z wszelakich slingstrapów lub szelek. Czyli tych, które żądają szybkiego dostępu do aparatu jedną ręką. Tu mamy mieć niemal równie szybki dostęp oraz – charakterystyczną dla toreb – ochronę sprzętu przed uderzeniami, deszczem i pyłem. No i nic nam się nie dynda…

     Ale najważniejsze: jak się Camslingera 160 używa? Szybko. To pierwsza, założona już przez twórcę, cecha wszystkich Camslingerów. Łatwy dostęp, szybkie otworzenie, błyskawiczne wyjęcie aparatu, szybki strzał. Ów „strzał” to tym razem nie tylko fotograficzny slang, gdyż inspiracją przy projektowaniu toreb był pas Wyatta Earpa. Ten rewolwerowiec i szeryf pojawia się zresztą całkiem oficjalnie w firmowych materiałach reklamowych, a zalecanym sposobem noszenia Camslingerów jest – oczywiście – umieszczenie ich nisko na biodrach.

Left: Gun holster | Middle: Wyatt Earp | Right: CAMSLINGER bag
Źródło: Mirrorless Hero Blog (cosyspeed.blogspot.de)

     Mi ten sposób jakoś nie pasował. Wolałem torbę umocować ciaśniej, czyli trochę wyżej, tak by nie wisiała. Ba, nawet pociągnięcie pasa jeszcze wyżej, na brzuchu, też nie wydawało mi się od rzeczy. Choć już tej pozycji materiały Cosyspeed nie zalecają.









     Nosić po lewej, czy po prawej? Z przodu, z boku, czy z tyłu? Wypróbowałem wszystkie te metody i w każdej znalazłem zarówno pozytywy, jak i minusy. Noszenie na prawym boku pozwala umieszczać aparat w torbie (płaskim) dołem do ciała. Jednak sięgając po niego musiałem nienaturalnie wyginać nadgarstek.






     Zdecydowanie przeszedłem więc na noszenie po lewej stronie. Transportowo, czyli gdy nie było potrzeby wyciągania aparatu, najwygodniej nosiło mi się torbę z tyłu, na pośladku. Z kolei najwygodniejszy dostęp miałem gdy Camslinger wisiał mi przed nogą. Lecz wówczas torba trochę przeszkadzała w chodzeniu. Jednak w tej jej pozycji uwidaczniał się powód, dla którego Camslinger nie wisi NA swoim pasie, a POD nim. Dzięki temu torba nie utrudnia kucnięcia, pochylenia się, ani klęknięcia, gdyż po prostu znajduje się nisko, a nie tkwi między brzuchem, a udem.


     Dla mnie optymalną jej pozycją okazało lekkie przesunięcie na bok. Na tyle mocne, by nie obijała się o udo podczas chodzenia, lecz na tyle nieduże, by jeszcze można było wygodnie do niej sięgnąć po aparat. Tak to wyglądało gdy pracowałem kompaktowym, choć wcale nie małym Panasonikiem FZ82. Gdy jednak w torbie znajdował się bezlusterkowiec i czasem występowała konieczność wymiany obiektywu, lepszym rozwiązaniem – mimo wszystko – okazywała się pozycja „przed nogą”.


     Oczywiście każdy użytkownik wybierze sposób noszenia jaki najbardziej mu pasuje. Podpowiem tylko, że jeśli – zgodnie z zaleceniami – zamocujemy pas luźno, będzie nam łatwiej szybko zmienić pozycję torby na najwygodniejszą w danej sytuacji. Na przykład z transportowej na „szybki dostęp”.

     Na deser zostawiłem opis wisienki na tym, i tak już smakowitym, torcie. Chodzi o drobiazg, skromniutko prezentujący się dodatek, który otrzymujemy w komplecie z torbą: Fingercamstrap. Ot, niepozorny paseczek, robiący na tyle słabe pierwsze wrażenie, że wiele osób kupujących Camslingera pewnie odkłada go od razu do szuflady. Błąd! Jest to wspaniały pomysł na zapewnienie bezpieczeństwa aparatu. Bezpieczeństwa już od momentu sięgania po niego do torby, kiedy to palec wskazujący od razu wchodzi w pętelkę paska. Dodatkowo, aparatu wcale nie trzeba chwycić dłonią, by go z torby wyjąć, gdyż wyciągamy go zawieszonego na tym paseczku. Czyli nie tylko bezpieczniej, ale i łatwiej oraz szybciej. A podczas fotografowania Fingercamstrap zapewnia, że aparat nie wypadnie nam. Nawet jeśli o coś nim zawadzimy lub wyślizgnie się ze spoconej dłoni, zawsze zawiśnie na paseczku. Dla  mnie bomba!

     Fingercamstrap ma regulowaną w sporym zakresie długość. Można go więc swobodnie dopasować do mniejszych lub większych dłoni, dłuższych lub krótszych palców, do większych i mniejszych aparatów z płytszym albo mocno rozbudowanym gripem. W zależności od tych czynników, ale też układu elementów sterujących aparatu, w pętli paska możemy trzymać palec wskazujący, duży albo i oba.
     Sam przeważnie trzymałem tylko jeden. Trochę zależało to od modelu używanego aparatu, ale ogólnie rzecz biorąc, gdy był to palec wskazujący, to paseczek był luźny, stanowił wyłącznie asekurację. Gdy natomiast przekładałem przez niego duży palec, napinałem pasek tak, by stanowił jakby „zewnętrzną” obejmę. Dzięki temu chwyt czułem jako znacznie pewniejszy.

     Szczerze polecam uwadze ten paseczek. Dla mnie okazał się rozwiązaniem wygodniejszym niż którakolwiek z obejm dłoni, czy też nadgarstka, których dotychczas miałem okazję używać. Oczywiście Fingercamstrap nie zastąpi paska zaciśniętego mocno wokół dłoni tak, by praktycznie nie trzeba było trzymać aparatu. Jednak w innych sytuacjach świetnie zdaje egzamin. Zwłaszcza, że – co ważne – mocowany jest tylko w jednym punkcie z boku aparatu. Nie zajmuje więc, jak inne rozwiązania, gwintu statywowego.


     Im głębiej w las… tym ciekawiej. Wcale nie tak często mi się zdarza, że im dłużej testuję sprzęt, tym coraz bardziej mi się on podoba. W wypadku tego Camslingera coraz to trafiałem na ciekawe rozwiązania, a pomysły, które z początku wydawały mi się nieszczególne, później okazywały się zdecydowanie trafione. Camslinger 160 Paris Gray nie jest tani, ale też jego cena nie przeraża. Gdy się poszuka, można go kupić za ciut ponad 200 zł. Jak na stylową, mało zauważalną, taką „streetową” torbę do bezlusterkowca, to cena zupełnie akceptowalna. Jeśli takiej szukacie, przyjrzycie się jej i przymierzcie się do niej. Gdyby nie podpasowała wielkością, zainteresujecie się modelem mniejszym, czyli 105, albo nieco większym Streetomatic.

 
Podoba mi się:
+ Fingercamstrap!
+ niskie zawieszenie na pasie
+ elastyczność zastosowanych rozwiązań
 
Nie podoba mi się:
- kłopotliwe rozpinanie pasa


Zajrzyjcie też tu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz