poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Canon, Sony i inni – nowości nadciągają


     Coś się kroi, coś się roi… może coś z tego będzie. U Canona przyszedł czas na 5D Mk IV, czy jak tam go nazwą. W końcu minęły 4 lata od premiery Mk III, więc zdecydowanie czas na „czwórkę”. Wrześniowa Photokina byłaby świetnym momentem na pokazanie go światu i wszystko wskazuje, że tak właśnie się stanie. O samej lustrzance na razie niewiele wiadomo.

     Matryca, system AF, zdjęcia seryjne – to na razie tajemnica. Bardzo prawdopodobne jest gniazdo kart CFast (obok drugiego – czyżby SD?), WiFi, ekran dotykowy oraz filmy 4K. Byłoby głupio, gdyby Canon nie wprowadził ich – wreszcie – w swych lustrzankach. A wiecie co najciekawsze z tym całym Mk IV? Gdy rozmawiam z canoniarzami, to premierą tego aparatu najliczniej zainteresowani są posiadacze… 5D Mk II. Ich „czwórka” zupełnie nie interesuje, ale oczekują jej premiery, bo liczą, że po niej nastąpi wysyp używanych Mk III, na które zamierzają zamienić swoje „dwójki”. Nawet nie bardzo mnie to dziwi, gdyż analogiczna sytuacja miała miejsce przed dwiema poprzednimi premierami „piątek”.

Źródło: canonrumors.com
     Ale to nie jedyna canonowska nowinka. Inną jest wielce ciekawy patent dotyczący optycznej stabilizacji obrazu. U Canona wymyślili sobie, żeby realizować ją nie jedną, a dwiema niezależnymi grupami soczewek. Ich działanie i współdziałanie ma odbywać się przy wykorzystaniu nie tylko sygnałów z akcelerometrów, ale także informacji o odległości fotografowania i skali odwzorowania. Rzecz ma się szczególnie dobrze sprawdzać przy fotografowaniu optyką długoogniskową. No, zobaczymy co z tego będzie.  I kiedy. Obiektywową nowością, która ma szanse wcześniej ujrzeć światło dzienne, jest kolejna wersja 16-35/2,8. I dobrze, bo „dwójka” nie wzbudza zachwytów. Natomiast długaśny zoom „przyrodniczy”, który miał pojawić się w tym roku, uznał że się trochę spóźni. Być może na Photokinie zobaczymy jakiś jego mock-up, ale na prawdziwą premierę poczekamy do przyszłego roku. A co to za obiektyw? Najprawdopodobniej zoom 200-600 mm, o jasności na długim krańcu nie mniejszej niż f/5,6. I nie będzie to L-ka, więc można liczyć na sensowną cenę.

     U Sony zapowiada się jedna, ale potężna nowość. Chodzi o bezlusterkowe A9, co samo w sobie jeszcze nie jest niczym oryginalnym. W końcu informacje o otwarciu „linii 9” pojawiają się już od miesięcy. Jednak tym razem odkryło się kilka szczegółów. Pierwszy dotyczy lustrzankopodobnej formy aparatu. Czy ma on wyglądać jak A7 z gripem, czy jak A99, tego nie wiemy. Trochę podejrzewam że jedno i drugie. To nawiązanie do A99 ma osłodzić fanom Sony informację, że pełnoklatkowy „celofan” nie będzie miał już następców. Bo podejrzewam że naprawdę nie będzie. A9 (nazwa jeszcze nie pewna, ale prawdopodobna) ma dysponować dwoma slotami kart XQD, a to w celu wyjątkowo szybkiego zapisu serii zdjęć. Bo tu tkwi gwóźdź programu: A9 będzie potrafiło strzelać nieograniczone długością serie RAWów. Brzmi świetnie, a wielu komentatorów już ogłasza wygraną Sony w pojedynku na szybkostrzelność z D5 (12 klatek/s, 200 RAWów w serii) i 1D X Mk II (14 klatek/s, 170 RAWów). Hm, tyle że na razie nie wiemy, czy A9 będzie robiło w sekundzie 14 zdjęć, czy 4. A może tylko 2?

Źródło: photographyblog.com
     Z innych nowości wspomnę trzy obiektywy. Pierwszy trochę w nawiązaniu do łódzkich Targów Film-Video-Foto o których ostatnio napisałem na blogu dwa słowa. Wspomniałem o Iriksie 15/2,4, ciekawej stałce z polskimi korzeniami. Jeszcze nie ma jej w sprzedaży, może pojawi się późną wiosną, ale już odkryto że ma siostrę. Również szeroką, bo „jedenastkę”. I ciemniejszą - f/4. Ale ze zdjęć wynika, że tak jak i „piętnastka”, wystąpi w dwóch wersjach wykończenia, skala odległości zostanie pożytecznie uzupełniona znacznikami odległości hiperfokalnych, a pierścień ostrości kliknięciem na ∞. Różnicę widać na zdjęciu obok: kształt przedniego kapturka świadczy o obecności dużej i mocno wypukłej przedniej soczewki.

Źródło: mirrorlessrumors.com
     Dwa pozostałe nowe obiektywy znane są szerzej wyłącznie z patentów. Oba to „dwudziestkiczwórki”. Pierwsza to prawdziwe 24 mm, z jasnością f/1,4, opatentowane przez Olympusa jako szkło do przyszłego pełnoklatkowego bezlusterkowca. Druga, to przeliczone na mały obrazek 9 mm f/1,8 zaprojektowane przez Nikona dla jego serii 1. Mówcie o nich co chcecie, ale ja te „jedynki” lubię, cenię i im kibicuję. Jasny szeroki kąt bardzo im się przyda. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz