piątek, 30 grudnia 2022

TEST: Sony RX100 VII i jego obiektyw

     Nie, celniej będzie odwrotnie: „Obiektyw i jego Sony RX100 VII”. Test zaplanowałem bowiem i wykonałem przede wszystkim ze względu na optykę, a nie sam aparat. Ten nie wniósł zbyt dużo w stosunku do tego co znamy z ostatnich poprzedników, choćby z testowanego przeze mnie RX100 V. Natomiast obiektyw „24-200 mm” – po raz pierwszy użyty w RX100 VI – i owszem. To on zmienił kurs tej rodziny kompaktów Sony, ratując ją przed zjedzeniem przez aparaty smartfonów. Wcześniejszy 24-70 mm f/1.8-2.8 mimo wsparcia 1-calowej matrycy tracił przewagę na wieloobiektywowymi smartfonami z ich fotograficzną sztuczną inteligencją. Zastąpienie krótkiego, jasnego zooma, dłuższym, o niebo bardziej uniwersalnym – choć, rzecz jasna, ciemniejszym – było bardzo sensownym posunięciem, dającym szansę na przetrwanie rodziny.

środa, 2 listopada 2022

Nowe u Canona. Bardzo nowe?

     Obiektyw, jeszcze jak cie moge. („jak cię mogę” wyglądało słabo). Jednak już aparat to bardziej przesuwanie akcentów niż rzeczywista nowość. Matryca EOSa R6 Mark II niby ma „całkiem nowe” 24 Mpx, ale to nie przetwornik z EOSa R3, więc ani w niej śladu BSI, czy też technologii stack. Choć racja, przydano jej szybkości, stąd z elektroniczną migawką można strzelać aż 40 klatek/s. Ta migawka potrafi w razie potrzeby odmierzyć nawet 1/16000 s. Usprawniono autofokus, poszerzając gamę wykrywalnych obiektów o konie i zebry. No, na miejscu antylop poczułbym się obrażony. 

środa, 26 października 2022

Olympus i Sony w nowych odsłonach

     Od razu trochę sprostuję, Olympus to nie Olympus, a OM System, a nowa odsłona oznacza niezbyt dużo nowości. Zamiast OM-5 sugeruje się wręcz używanie nazwy E-M5 Mark IV. Coś w tym jest! Ale już Sony nie zawodzi, bo w A7R Mark V po staremu mamy tylko matrycę. No, może trochę więcej, ale tu w żadnym razie nie można mówić o odgrzewanym kotlecie.

wtorek, 25 października 2022

Jak NIE fotografować zaćmienia Słońca

     Canon RP + RF 35/1.8 - najdłuższe posiadane przeze mnie szkło z przednią soczewką na tyle małą, że mogłem przed nią przymocować filtr z okularu lornetki 😉
     Plus owa lornetka - 50-letnia sowiecka 7 x 50. Filtry w sumie dwa - ciemnozielone, dokładane firmowo do tejże lornetki chyba właśnie do obserwacji słońca. 
     Zestaw utrzymywany w odpowiedniej - hłe, hłe! - pozycji ręcznie. Mimo to Canonowi udawało się jakimś cudem ustawiać ostrość. Brak wewnętrznego ogniskowania nie pomagał, ale jakoś daliśmy radę.
     Ekspozycja manualna 1/500 s, f/5.6, ISO 100. Wyciągane z RAWa w DxO Photolab. Najpierw do cz-b, potem barwione wedle uznania. Farfocli ze zdjęcia nie usuwałem, zakładając że to plamy na Słońcu. 

[EDIT, dwa dni później] Na prośbę czytelnika dodaję zdjęcia zza kulis. 


wtorek, 27 września 2022

Moim okiem: Tamron – zoom reporterski (prawie) po nowemu.

     Już niemal napisałem, że swoim świeżo przeciekniętym obiektywem 20-40/2.8 Tamron przeciera ścieżki. Jednak z głębin mojej pamięci przypłynęła identyczna parametrami Sigma, pokazana światu w 2001 albo 2002 roku. Nie udało mi się ustalić kiedy dokładnie, natomiast bardzo precyzyjnie bo na „20 lat temu” (z dokładnością do miesiąca) mogę określić czas gdy testowałem ją dla miesięcznika Foto. Jak to losy się plotą!

     Ta Sigma zdecydowanie nie błysnęła w teście, prezentując wyjątkowo słabą rozdzielczość na brzegach obrazu, przy jednocześnie genialnej na środku. Plus potężne winietowanie, sporo blików pod światło, a na dokładkę paskudnie niewygodny sposób przełączania AF↔MF zwany Dual Focus. Jedno trzeba jej było przyznać: mogła się nieźle sprawdzić z ówczesnymi lustrzankami cyfrowymi, w momencie premiery obiektywu jak jeden mąż niepełnoklatkowymi. OK, nie licząc efemerycznego Contaxa N Digital.

     Myślę jednak, że dzisiejszy Tamron nie nawiązuje do tamtego zooma Sigmy, a do innych, aktualnych konstrukcji. Mam na myśli – z jednej strony – zoomy f/2.8 sięgające od 15-16 mm do 35 mm, z drugiej szkło tak nietypowe jak Panasonic 20-60 mm f/3.5-5.6. Ten Panas trochę nadepnął na odcisk Tamronowi, który ostatnio przoduje w tworzeniu takich nieco ograniczonych konstrukcji. Czyli: tu utniemy coś z zakresu zooma, tam coś z jasności, i mamy ciekawy, tani, nieduży obiektyw. Zresztą Sigma też „naraziła się” pokazując zooma 16-28 mm f/2.8.

środa, 21 września 2022

TEST: Sony FE 24-105mm F4 G OSS. Miło było się spotkać!

     Po teście panasonicowego 24-105/4, który to obiektyw nie zadowolił mnie (no, w każdym razie powinien był wypaśc lepiej), obiecałem że wkrótce przetestuję analogiczne szkło, które z pewnością wszystkich nas usatysfakcjonuje. Chodziło mi o wysoko ocenianą „lustrzankową” Sigmę 24-105 mm F4 DG OS HSM Art. W międzyczasie uznałem jednak, że zajmę się nie nią, a szkłem Sony. Ono w testach też zajmuje najwyższe miejsca, a jednocześnie wspomniana Sigma stała się jakby nieaktualna. Albo inaczej, skoro dotychczas nie została pokazana jej wersja bezlustrowa – ani opcja z „dospawanym” tyłem, ani całkiem nowa, zaprojektowana od podstaw pod bezlustra – to jest szansa że ta druga wkrótce nam się objawi. I wówczas będzie dobry moment na jej test. Tak więc Sony wygrało eliminacje do tego konkursu i już piszę jak w nim wypadło.

środa, 7 września 2022

Chłodniej u Canona

     Temat wypłynął z miesiąc temu, ale wówczas panowały takie upały, że nie byłem w stanie opisywać jeszcze gorętszego wnętrza aparatów. Nawet biorąc pod uwagę, że Canon wie jak potrafi sobie z tym problemem poradzić. Poradzić w sposób elegantszy niż dotąd.

     Metoda oczywista, to: radiator, wentylator, defibryla… no, może bez tego ostatniego. Czyli tak jak robi to na przykład Panasonic w swoich filmowych S1H i GH6. Oraz rzecz jasna sam Canon w EOSie R5C. To rozwiązanie proste i skuteczne, choć skutkuje hałasem mogącym nagrać się na ścieżce dźwiękowej filmu oraz zwiększeniem grubości aparatu. Ono w przypadku Panasoniców nie jest jakieś ogromne, ale u Canona wręcz razi. Nic dziwnego, że postanowili rozegrać rzecz ładniej.

wtorek, 23 sierpnia 2022

Z ciekawymi nowościami słabo, ale…

     …coś tam się znajdzie. Nie wspominałem jeszcze na blogu o planowanym Olympusie (jakoś głupio mi pisać OM System) OM-5. Informacje o nim celowo są przeciekane kropelka po kropelce, więc póki nie zebrało się ich więcej, nie widziałem potrzeby publikacji. Szczególnie, że wśród tego co ujawniono, nie widać żadnej rewelacji, czy niespodzianki. Teraz jednak znanych parametrów aparatu nie da się już policzyć na palcach jednej dłoni, czyli jest już o czym pisać.

czwartek, 4 sierpnia 2022

Canon i jego patenty

     Formalnie, to jego świeże, wiosenne i letnie zgłoszenia patentowe, na których zestawienie właśnie trafiłem. Uznałem że należy je szerzej upublicznić, bo są tam naprawdę ciekawe pomysły. Objawią się one, czy nie, ale zdecydowanie warto je poznać.

wtorek, 26 lipca 2022

Dziś o filmowaniu. Czyli ja też jestem odbiorcą.

     Nadaje oczywiście Amadeusz Andrzejewski, z którego pomocy w „komponowaniu” mojego bloga dawno nie korzystałem. Dziś podrzucam link do najnowszej „Pogadanki o filmowaniu i sprzęcie filmującym”, opublikowanej na jego kanale kilka dni temu. Zapraszam!



wtorek, 19 lipca 2022

Laowa i jej 10 mm

     Obiektyw o takiej ogniskowej, pokazany przez Venus Optics półtora roku temu był dla firmy konstrukcją przełomową, wręcz pionierską. Wbudowano weń elektronikę, styki i napęd przysłony. Możemy więc sterować nią z aparatu, a jej wartość oraz inne dane obiektywu zapisywane są w Exifie.

     Dziś objawiła się następna Laowa 10 mm. Tym razem zaprojektowana nie pod Micro 4/3 jak tamta, lecz dla matryc APS-C, i z mocowaniami do czego się tylko da. Czyli od Sony E, poprzez Canona RF, Nikona Z i Fuji X, aż do Leiki L. Pierwszym obrazkiem dotyczącym nowej Laowy, który zobaczyłem, był schemat jej części optycznej, z tuzinem soczewek, w dużej mierze szlachetnych – np. aż cztery są niskodypersyjne. A zaraz potem wyczytałem, że obiektyw to „naleśnik”. Jakim cudem tak jamnikowaty człon optyczny wepchnęli do krótkiej obudowy?!      
     

     Zrozumiałem to, gdy skojarzyłem, że maksymalny otwór względny obiektywu to f/4. Układ optyczny wygląda na długi, bo soczewki są malutkie. Stąd nie było problemów z upchnięciem ich w obudowie o długości zaledwie 25 mm. Ale średnicy aż 6 centymetrów, co nie dziwi biorąc pod uwagę średnice mocowań bagnetowych, do których został zaprojektowany.

     Nie dziwi za to skromniutka masa obiektywu (130 g) oraz znikoma średnica mocowania filtrów (37 mm). Cena już nie jest tak śmiesznie mała, choć „oficjalne” 1960 zł w żadnym razie nie zmusza do płaczu. Szkoda tylko, że styków poskąpili…

wtorek, 12 lipca 2022

RF 24 mm, RF 15-30 mm – dziś Canon postawił na szerokość

     I na makro, gdyż oba nowe, właśnie zaprezentowane obiektywy mogą pochwalić się skalą odwzorowania 1:2. No, po prawdzie zoom ma tylko 1:1,92, ale nie będę się czepiał. Plus, wiadomo, 1:2 to tylko namiastka makro niezbyt zasługująca na to miano, szczególnie że Venus Optics ma w ofercie szkła 2:1. Wspominałem zresztą o tym w moim niedawnym teście canonowskiego RF 35 mm, który również umie w jeden do dwóch.

czwartek, 7 lipca 2022

Moim okiem: Ricoh GR IIIx – fuj! Urban Edition

     Przyznaję, że bardziej ceniłem niegdysiejsze pancerne kompakty Ricoha pokazywane w reklamach nie w towarzystwie pięknych modelek, a strażaków, budowlańców, czy dochodzeniowców. Niemniej i w serii GR widzę sznyt i oryginalność dawnego Ricoha. Cieszyłbym się zastając tu obiektywy o działkę jaśniejsze niż obecne f/2.8, ale rozumiem – taki styl.

     Ricohy GR na początku korzystały z (odpowiednika) ogniskowej 28 mm, natomiast w ostatnim GR IIIx widzimy bardziej standardowe 40 mm. Miłe. Dziś Ricoh zaprezentował wersję tego modelu wyróżniającą się sposobem malowania oraz kilkoma nowymi trybami pracy AE i AF. Właściwie, to ta wersja nie jest nowa. Wcześniej jednak oferowano ją jako limitowaną, a teraz „odlimitedowano”.

     Tylko ta nazwa! Bardzo bym prosił, by następnym razem podczas wybierania określenia dla wyróżnienia serii aparatu, na rynek polski nazwać ją Niezabitowska Edition, ewentualnie bardziej fotograficznie: Niezabitowska & Tomaszewski Edition. Jestem przekonany, że znajdzie więcej nabywców niż fuj! urbanowa.

poniedziałek, 27 czerwca 2022

YN 85mm F1.8S DF DSM, czyli i Yongnuo potrafi!

     Dotychczas cieszyłem się jak dziecko gdy Wielkim Producentom dokopywali ci Niezależni: Tamron, Tokina, Sigma... Właściwie ta ostatnia zdołała nas przyzwyczaić do fajerwerków jakościowych, więc niespodzianki już nie ma. Choć cieszyć się przy efektownych jej premierach, czy raczej wspaniałych wynikach testów, nie przestałem.

     Tym razem ucieszyłem się… nie, wróć!: zbierałem szczękę z podłogi po spojrzeniu na test szkła zupełnie innego producenta. To nie była Sigma, Tamron, czy inna „stara”, i ogólnie dobrze notowana firma, a takie raczej drugoligowe Yongnuo.

     Jednak liga ligą, cena ceną, a wyniki wynikami. DxO Mark przetestowało takie zwykłe, tanie i niepozorne 85 mm f/1.8, i okazało się, że to perełka. Ba, wręcz diamencik! Nie będę zdradzał wszystkich szczegółów, zajrzyjcie sami do ich testu. Napiszę tylko, że Yongnuo wypadł pod względem rozdzielczości lepiej niż którakolwiek osiemdziesiątkapiątka na rynku. Tak, którakolwiek, bo pobił na głowę wszystkie legendarne Arty, Otusy i inne Nikkory. Za ową rozdzielczość dostał bowiem 53 punkty, podczas gdy następny w kolejności konkurent ma ich… 42!


     Przyznaję, pewne straty jakości w innych konkurencjach powodują, że sumaryczny wynik Yongnuo to już nie kosmos w porównaniu z innymi, choć nadal szczyt podium. Ok, przyznaję jeszcze jedno: nie wiem jak autofokus obiektywu i reszta jego elektronicznego wnętrza współpracuje z bezlustrowcami Sony, Nikona i Canona, niemniej tworzony obraz zasługuje na brawa. Czyżby 85/1.8 Yongnuo było szkłem tak samo przełomowym jak niegdyś 35/1.4 Art Sigmy? Zbliża się 10. rocznica tamtej premiery, która zapoczątkowała wychodzenie Sigmy z drugiej ligi i jej przebijanie się jej na top. Czego oczywiście życzę także Yongnuo.

poniedziałek, 20 czerwca 2022

TEST: Canon RF 35 mm F1.8 IS STM Macro – takie małe nic, a jednak cieszy

     Ten obiektyw pozostał mi jako ostatni nieprzetestowany z pierwszej serii canonowskiej optyki RF pokazanej latem 2018 roku wraz z EOSem R. Sprawdziłem już i opisałem na blogu jak sprawuje się uniwersalny zoom 24-105/4 LINK, jaśniutki standard 50/1.2 LINK oraz jeszcze jaśniejszy – jak na zooma – 28-70/2 LINK. Na koniec kolejki trafiła nietypowa krótka i jasna makrówka.
     No, z tym makro to oczywiście spora przesada, ale maksymalna skala odwzorowania testowanego szkła, wynosząca 1:2 jest już na tyle duża, że przymykam oko i nie marudzę. Z drugiej strony, obiektywy chwalące się skalami 2:1 – OK, na razie tylko Laowy – przestały być rzadkimi ptaszkami, więc w zasadzie już trochę wstyd nazywać makrówkami szkła nie osiągające nawet 1:1.
     Z trzeciej strony, RF 35/1.8 to najjaśniejszy na rynku obiektyw z taką skalą odwzorowania. Inna sprawa, że dość wiekowy, APSowy Tamron 60 mm f/2 osiągający 1:1 był większym wyzwaniem konstrukcyjnym. Niemniej f/1.8, to f/1.8, a nie jakieś tam marne f/2.
     Przy tym wszystkim Canonowi udało się dołączyć do tych cech jeszcze nieduże rozmiary i bardzo zachęcającą cenę. Nie za dużo tego szczęścia? Przecież niemożliwe, by wszystko wyglądało tak pięknie. Istotne jest czy tylko zobaczymy rysę na wizerunku, może ten obiektyw potknie się, a czy wręcz poleci na pys… albo ładniej: osłonę przeciwsłoneczną?

piątek, 3 czerwca 2022

Moim okiem: APS-C Zmartwychwstanie

     Było jasne, że mały obrazek (przez nieporozumienie zwany pełną klatką) „zjada” klatkę niepełną. Format APS-C, znaczy. Zjadał tak i zjadał, aż okazało się że nie dał rady, i odpuścił. A może tylko się przeżarł? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że APS-C nagle odżył, i pomimo znacznego nadgryzienia ochoczo fika nogami.
     Ostatnio pisałem na blogu o nowej odsłonie APS-C w Canonie, czyli zastąpieniu (jak należy sądzić) EOSów M serią R-S, bo tak należałoby nazywać Canony R7 i R10. Canon EOS R-S – brzmi bardzo szlachetnie!

wtorek, 24 maja 2022

Jak obiecał, tak zrobił. Canon, znaczy.

     Z obietnicą zgodził się zarówno dzisiejszy termin premiery, liczba zaprezentowanych aparatów, a także ich ogólne, przecieknięte charakterystyki. Co do szczegółów oraz sensu wypuszczenia takich, a nie innych modeli, rozpoczęły się dyskusje. Tak czy inaczej, tadam, przedstawiam! – Canon EOS R7 i Canon EOS R10.

niedziela, 15 maja 2022

Moim okiem: Jak urwać kurze złote jaja, czyli Canon w natarciu

     Wreszcie! – jak ucieszą się jedni. Po co? – zapytają inni. Ale co „po co”? APSowe Canony z mocowaniem RF, rzecz jasna. Mają objawić się nam one na dniach, podobno 24 maja. Równie podobno będą to dwa modele, jeden entrylevelowy R10 (24 Mpx, jedno gniazdo kart pamięci), drugi pozycjonowany wyraźnie wyżej R7 (dwa gniazda, stabilizowane 32 Mpx, filmowanie w 4K/50p). Plus dwa standardowo-uniwersalne, nie za jasne szkła, startujące od 18 mm, a nie od 15 mm jak się marzyło co poniektórym.
     Canon zdecydował się więc na rozszerzenie EOSów R o linię modeli APSC, co – jak należy mniemać – oznacza koniec produkcji EOSów M. Ma to sens, gdyż do jednego zmniejszy się liczba rozwijanych mocowań obiektywów. Poza tym znika balast EOSów M, co do których Canon jakoś nie miał serca. Jakby przez lata całe wahał się: rozwijać, czy zamykać ten rozdział? Aparaty były trochę nijakie, projektowane by zbyt mocno nie ugryźć innych linii sprzętu. Optyki zdecydowanie nie za wiele, choć też nie jakoś strasznie ubogo.

     Jednak ci, którzy znaleźli wśród EOSów M „ten swój” model aparatu, a proponowane szkła (canonowskie i niezależne) pozwoliły im skompletować zestaw dla siebie, byli bardzo zadowoleni. I wcale nie było ich mało. Co więcej, nadal jest ich dużo, o czym świadczą statystyki sprzedaży sprzętu fotograficznego w Japonii. Canon EOS M50 Mark II był w 1. kwartale tego roku najczęściej sprzedawanym tam aparatem z wymienną optyką. Nie znam liczbowych konkretów, lecz przewaga nad drugim w kolejności modelem, czyli Canonem RP musiała być znaczna. W rankingu zajął on bowiem formalnie trzecie miejsce, po dwóch wersjach kolorystycznych M5II – białej i czarnej, wyszczególnionych oddzielnie.
     I taki właśnie aparat Canon chce „uśmiercić”! Jaki ma to sens w sytuacji gdy świetnie się on sprzedaje? Naprawdę warto poświęcać te złotą kurę? Bo przecież EOSy R7 i R10 nie będą w stanie zastąpić go na najwyższych miejscach w rankingach. W każdym razie w krótkim horyzoncie czasowym, gdy brakować będzie natywnej optyki RF-S. Oczywiście będzie się można podeprzeć obiektywami EF, EF-S oraz RF, ale to nie to samo. Druga sprawa, to gabaryty sprzętu. EOSy R7 i R10 będą korzystały z „dorosłego” bagnetu RF, co utrudni ich miniaturyzację. Nie będą one wiele mniejsze od EOSa RP, a o dorównaniu EOSom M nawet nie ma co marzyć.
    OK, zostaną w stosunku do nich znacznie podciągnięte technologicznie, z pewnością nie tylko w kwestii filmowania i autofokusa. To oczywiście im bardzo pomoże, ale nie podejrzewam by (szybko) wskoczyły na miejsce EOSów M.
     Choć może jest coś o czym nie wiemy, jakieś super-hiper-bajery, którymi APSowe EOSy zdobędą rynek? Szczerze mówiąc, nie bardzo na to liczę, bo gdzie się wówczas podzieje EOS RP, czy raczej zapowiadany jego następca?
     Tak czy inaczej, i bez względu na podejście do zagadnienia („wreszcie!” lub „po co?”), z pewnością jesteśmy ciekawi czym to się objawią nowe Canony. I jak potem ustawią się w stosunku do nich kolejne modele małoobrazkowe. Czekamy na premierę!

sobota, 7 maja 2022

TEST: Panasonic Lumix S 24–105 mm F4 MACRO O.I.S. – spacerowa klasyka

     Zacząć chciałbym od przeprosin za sporą przerwę w publikacjach na blogu. Spiętrzyło się kilka problemów techniczno-terminowych, i postanowiłem że z kolejnymi tekstami poczekam do całkowitego ich rozwiązania, zamiast kombinować półśrodkami. Teraz już wszystko gra i buczy, a artykuły będą ukazywały się regularnie. Zaczynam od testu, który przeleżał "w szufladzie" ze dwa miesiące. Co zresztą dobrze widać na zdjęciach. 

     Tytułowy „spacer” jeszcze pasuje do panasonicowego zooma 24-105 mm, bo już „spacerek” nie bardzo. Z taką niezobowiązującą przechadzką nijak nie kojarzy się 700 g żywej wagi tego szkła. Zresztą 12 cm długości i średnica gwintu na filtry 77 mm też nie. Ale nie ma co narzekać, bo konkurencja od Canona i Sony prezentuje się pod tymi względami identycznie. Taki jest, jak widać, aktualny trend w „spacerówkach”, czy też „szkłach do kotleta”, jeśli ktoś woli. 
     Chcemy mieć lżej? Skorzystajmy z niedużych aparatów: Canona RP, Sony A7C lub Panasonica S5. Mi jednak strzeliło do głowy zrobić test na 47 megapikselach, i skorzystałem z Lumixa S1R. Przyszło mi nosić niemal 1,8 kg, ale przyznam, że wolę wygodny, choć trochę za duży i za ciężki aparat, niż za mały. Tak, piję do Sony A7C, bo EOS RP pod względem ergonomii sprawdził się przyzwoicie w moim teście canonowskiego RF 24-105/4.
     Tak więc, jasne już jest, że testowany obiektyw to spory i raczej ciężki… ten, no… instrument.

wtorek, 22 marca 2022

Sony FE PZ 16-35 mm f/4 G – nie tylko do filmowania

     Objawił się dziś taki właśnie obiektyw. Mały, zgrabny, lekki (9 cm długości, masa 350 g), a z pierwszych relacji wynika, że także świetny optycznie. PZ oznacza Power Zoom, czyli zmianę ogniskowej nie na drodze czysto mechanicznej, a z pośrednictwem silnika elektrycznego. W tym wypadku nawet niejednego. To rozwiązanie pachnie filmem, gdyż taki sposób zoomowania jest płynniejszy, łatwiej dobrać żądaną jego prędkość, a poza tym umożliwia zdalną zmianę ogniskowej – pilotem, smartfonem, przyciskami na aparacie. A jeśli sterujemy nią bezpośrednio z obiektywu Sony, to możemy ustawiać ją nie tylko przesuwnym klawiszem Tele-Wide, ale też klasycznym pierścieniem. Klasycznym, biorąc pod uwagę sam wygląd, gdyż i on pracuje z przełożeniem elektronicznym, czyli nie jest połączony mechanicznie z członami optyki odpowiedzialnymi za zmianę ogniskowej.

piątek, 11 marca 2022

IRIX – to nie tylko na chwilę

     Owo „połączenie szwajcarskiej precyzji, polskiej zaradności i koreańskich rozwiązań technologicznych” ma już sześć lat. Pierwsze dwa obiektywy Irix, czyli 15 mm f/2.4 oraz 11 mm f/4 świetnie dopełniały ówczesną ofertę rynkową szkieł ultraszerokokątnych. Dopełniały i uzupełniały miłymi drobiazgami: regulacją oporu pierścienia ostrości, jego kliknięciem w pozycji ∞, oznaczeniami odległości hiperfokalnych dla różnych przysłon oraz dwiema wersjami wykończenia – „lekkiej” Firefly i „poważnej” Blackstone. Nie licząc, rzecz jasna, co najmniej przyzwoitych efektów zdjęciowych. Gdy później pojawiła się makrówka 150 mm f/2.8, wyglądało że mamy takie Venus Optics bis, a więc producenta celującego w rynkowe nisze. Choć, nie ma co kryć, nie wykazującego takiej fantazji jaką widzimy w obiektywach Laowa.

     Rzecz zmieniła się w drugim rzucie Irixów, które po staremu mają zasadniczo tylko lustrzankowe mocowania (Canon, Nikon, Pentax) i po staremu są manualne w kwestii ostrzenia, ze stykami do pełnej komunikacji z aparatem. Prezentują jednak nową, wspólną cechę w postaci światła f/1.4. Wspólna jest też wersja wykończenia. Podobnie jak wcześniej w obiektywie 150 mm, tak i tu zrezygnowano z dwóch opcji, i powstał Dragonfly, łączący – ogólnie rzecz biorąc – solidność Blackstone z wzornictwem Firefly. Napisałem „zasadniczo” o wyłącznie lustrzankowych bagnetach, ale jest i wyjątek. W Iriksie uznano, że pierwszy z jasnej serii, czyli 45 mm f/1.4 kryje nie tylko klatkę małoobrazkową, ale też mikro-średnioformatową 44×33 mm. Jak uznali, tak i zrobili, tworząc identyczną pod względem optycznym wersję przystosowaną do bezlustrowców Fuji GF.

     Cechą wspólną trzech Irixów drugiego rzutu jest też mijanie się ogniskowymi z podstawowymi wartościami klasycznego szeregu. Nie jest to szczególnie oryginalne w przypadku pierwszego modelu, czyli 45 mm f/1.4, bo taka normalna ogniskowa zdarzała się ostatnio i u innych. Jednak zarówno drugi obiektyw, czyli 30 mm, jak i wczoraj zaprezentowany 21 mm świetnie nadadzą się jako wypełniacze luk, co ucieszy fotografów którym typowe wartości nie pasują.

     Co ciekawego znajdziemy w najnowszym jasnym Iriksie? Po pierwsze sporo szlachetnego szkła: cztery soczewki niskodyspersyjne, cztery o wysokim współczynniku załamania światła, a na dokładkę jeszcze dwie asferyczne. W sumie ma ich być 15, choć jak liczę na schemacie, to wychodzi mi, że jest ich 16. Ale nie czepiam się, lepsza superata niż manko. Podobnie rzecz się ma z osłonami przeciwsłonecznymi, gdyż zamiast jednej mamy dwie: minimalistycznie zaprojektowaną osłonę zintegrowaną oraz drugą, mocowaną bagnetowo, głęboką już na ile się tylko da. Dużo, choć już nie jakoś nadmiarowo, mamy listków przysłony – jedenaście.

     Obiektyw przystosowano do współpracy z wymagającymi przetwornikami o wysokiej rozdzielczości. Tworzony obraz ma charakteryzować się niedużą dystorsją oraz dobrze skorygowaną komą. Z pierwszego ucieszą się fotografowie architektury, z drugiego ci od gwiazd. A jednym i drugim przydadzą się uszczelnienia obudowy.


     Cieszę się z tego poszerzenia oferty Irixa. Przyznaję, że przerwę w jego premierach po zaprezentowaniu pierwszych trzech szkieł potraktowałem jako sygnał końca pomysłów co dalej robić. Trzy obiektywy f/1.4 oraz towarzysząca im linia analogicznej optyki filmowej, mówią że w Iriksie (już) dobrze wiedzą jak i dokąd podążać. Czego im życzę także na przyszłość.

poniedziałek, 28 lutego 2022

Laowa: rekord szerokości w Micro 4/3!

Laowa 6 mm T2.1 Zero-D MFT Cine
     Normalnie to bym o takim obiektywie nie wspomniał ani słowem, bo to szkło „filmowe”, czyli spoza zakresu moich zainteresowań. Jednak uznałem sytuację za wyjątkową. Venus Optics ogłosiło właśnie cztery nowe obiektywy przeznaczone przede wszystkim do filmowania, a nie fotografowania. Znaczy, posiadające zębatkę do follow-focusa, pierścień przysłon też zębatkowy, lecz bez zaskoków oraz deklarowaną uczciwie, co do grosza, jasność, a nie jedynie „geometryczny” maksymalny otwór względny.
     Trzy z tych konstrukcji są najwyraźniej odmianami Cine znanych już obiektywów. To małoobrazkowy 50 mm T2.9 Macro oraz 17 mm T1.9 i 10 mm T2.1 do Micro 4/3.

Tak, dobrze widzicie! Ten naprawdę superszeroki, a przy
tym jasny obiektyw, pozwala na korzystanie z klasycznych,
wkręcanych filtrów. Konkretnie, 58 mm.
     Jednak powodem napisania tego tekstu jest czwarta, zupełnie nowa konstrukcja: 6 mm T2.1. Precyzyjniej, powodem jest pobity przez nią, liczący sobie aż 13 lat rekord szerokości widzenia rektalinearnych obiektywów Micro 4/3. Rekord ten został ustanowiony na samym początku istnienia systemu przez panasonicowe szkło 7-14 mm f/4. Minęło mnóstwo czasu, a rekord jak trwał, tak trwał.       Przy tym owe 114° widzenia po przekątnej i „małoobrazkowe” 14 mm wcale nie były oszałamiającymi wartościami. W małym obrazku 12 mm było znane o wiele dłużej, a w ostatnich latach pojawiły się jeszcze krótsze ogniskowe, w tym rekordowe 9 mm samej Laowy.
     W sumie nic dziwnego, że ona sama postanowiła wybić się na szczyt także w Micro 4/3. W filmie, ale mam nadzieję, że wkrótce pojawi się także bliźniaczy obiektyw „fotograficzny”.

wtorek, 22 lutego 2022

TEST: Canon RF 16 mm F2.8 STM. Skromnie!

     W canonowskiej rodzinie obiektywów RF zdarzają się efekciarskie konstrukcje w rodzaju testowanego niedawno przeze mnie 28-70/2, jak i szare wróbelki takie jak choćby 35 mm f/1.8. Akurat jego nie miałem (jeszcze) na warsztacie, ale zainteresowałem się jego ideologicznym bratem, superszerokokątnym 16 mm f/2.8. Zainteresowałem, gdyż byłem ciekaw co dobrego można wyciągnąć z takiego maleństwa. Bo wiadomo, 35/1.8 to lekko szerokokątne, „zwykłe” szkło – tu nie ma żadnej filozofii. Ale 16 mm liczące sobie tylko 4 cm długości i ważące 16 dekagramów? Nie, to nie może dobrze działać!

wtorek, 15 lutego 2022

OM System Olympus OM-1. Wow?

     Już myślałem że nazwa Olympus znikła na zawsze z firmamentu nowości fotograficznych. Ale uff! nie, jeszcze nie znikła, a dziś po raz kolejny ucieszyła moje oczy okazując się na obudowie wizjera nowej cyfrówki. Do tego, z przodu aparatu widnieje nazwa modelu utworzona według nowego, podobno, standardu. Tia, nowego! Przecież to stare dobre olympusowskie oznaczenie aparatu sprzed circa czterdziestu lat. Ciepło mi się zrobiło na sercu, bo tamten Olympus OM-1 był pierwszą „normalną” lustrzanką, którą miałem możliwość fotografować. Normalną, ale wręcz nadzwyczajną w porównaniu do mojego ówczesnego aparatu, czyli Zenita TTL.
     Koniec dygresji, mamy rok 2022, a nie 1984, i całkiem nowego Olympusa OM-1.

czwartek, 10 lutego 2022

TEST: Sigma 35 mm 1:1.4 DG DN Art. Czy już wszystko jasne?

     Wszystko było jasne przez dobrych kilka lat, gdy określenie „trzydziestkapiątka ART” w zasadzie znaczyło tyle co „wzorzec jakości obiektywu”. Premiera tamtego obiektywu jesienią 2012 roku była też ważną cezurą. Sigma jednym skokiem wybiła się wówczas z ligi producentów drugoligowych na czoło pierwszej ligi. Kolejne ARTy biły rekordy jakości obrazka, a Sigma już nie goniła innych, to inni producenci musieli gonić ją. W Sigmie wiedzieli jednak, że jeśli nie idą do przodu, to się cofają. Trzydziestkapiątka ART była (i nadal jest) świetnym szkłem, ale ci inni nie próżnowali (i nie próżnują), więc żeby pozostać najlepszym trzeba pokazać coś nowego. Sigma uczyniła więc krok do przodu oraz niejako krok w bok. W bok, gdyż jej nowe 35/1.4 nie jest już szkłem lustrzankowym, a bezlustrowym. Ruch jak najbardziej zrozumiały, choć jednocześnie stary dobry ART został pozostawiony na pożarcie nowym konstrukcjom, szczególnie wspaniałemu Tamronowi, którego miałem zaszczyt testować.
     Ów Tamron był ogłoszony jako wzorcowy obiektyw 35 mm, natomiast Sigma ujęła rzecz bardziej kwieciście, deklarując „nowy złoty standard w zakresie jasnych, stałoogniskowych obiektywów 35 mm”. No, zobaczymy czy to rzeczywiście złoto, czy może tylko pozłotka.

piątek, 4 lutego 2022

Lud Fuji świętuje. Wiwat Sigma!

     Miałem problem z tym „ludem Fuji”. Bo tak, Canon ma swoich canoniarzy (lub canonierów), Nikon nikoniarzy, da się wymyślić też pentaksiarzy (pentaxian?), ale z Fuji to już nijak nie idzie. Stąd tytułowy „lud Fuji”. Brzmi chyba sensownie.
     A skąd święto i wiwaty? A stąd, że Sigma wreszcie, łaskawie udostępnia – ok, podobno ma zamiar udostępnić – mocowaniu Fuji X swoje trzy APSowe stałki f/1.4. Tak w ogóle, to Sigma nie szasta bezlustrowymi szkłami APSC. Ma w ofercie owe trzy stałoogniskowce: 16 mm, 30 mm, 56 mm, ostatnio pokazał się mikroskopijny zoom 18-50 mm f/2.8, ale to wszystko. Może w Sigmie myśleli, że APS umrze śmiercią naturalną? Jednak nie umarł. W Sony trzyma się mocno, Nikon uzupełnił bezlustrowy mały obrazek dwoma aparatami APS, a Canon zamierza wykonać analogiczny ruch w swojej rodzinie R. No i jest przecież Fuji, dla którego „noga” XF jest wręcz silniejsza niż ta GFX. I w żadnym razie nie ma zamiaru obumierać.

środa, 26 stycznia 2022

Ścigają się! Tym razem Panasonic i Olympus.

     OM System, znaczy, już nie Olympus. Choć dawna nazwa z pewnością będzie jeszcze dłuuugo funkcjonowała. Całego tego ścigania by nie było, gdyby Olympus ogłosił zapowiadany aparat-wow! na początku listopada, w momencie zmiany swej nazwy. Nie zrobił tego, premiera przesunęła się na ten rok. Co ucieszyło Panasonica, który jesienią nie był gotów do zaprezentowania Lumixa GH6, a teraz już może to zrobić.

     Panasonic miał być więc drugi, ale będzie pierwszy. Wyczekał na ogłoszenie przez OM System daty i godziny premiery ich nowego sprzętu, po czym sam ogłosił swoje, wcześniejsze o dobę. Tak więc GH6 objawi się 23 lutego o godzinie 17.30 czasu tokijskiego, czyli 9.30 naszego. Z kolei „podwójnie spóźniony” Olympus zostanie zaprezentowany 24 lutego o mniej kulturalnej dla nas porze – o 7.00 CET, choć w Tokio to będzie 15.00. W Tokio, ale tak naprawdę to w Jokohamie, gdzie będą się wówczas odbywały tegoroczne targi CP+. Będą one miały swą, ograniczoną z przyczyn oczywistych, część stacjonarną, ale też mocno rozbudowaną zdalną, czyli internetową. Na którą serdecznie zapraszam, nie tylko z powodu spodziewanych premier Olympusa i Panasonica. LINK

środa, 19 stycznia 2022

Dwie dzisiejsze premiery: Canon R5C, Nikkor 400/2.8 + TC. Która ciekawsza?

     Jasne, że Nikkor! Teraz fotoreporterzy nie muszą już wybierać pomiędzy 400 mm f/2.8, a 600 mm f/4. Wyciągają z kieszeni 70 tysięcy i mają dwa takie szkła w jednym. Racja, wbudowany telekonwerter 1,4× daje 560 mm, a nie 600 mm, ale nie ma co dzielić włosa na czworo. Ogłoszony dziś Nikkor Z 400 mm f/2.8 TC VR S to wcale nie takie wielkie i ciężkie szkło, gdyż ma niecałe 40 cm długości i waży tylko trzy kilogramy. Jego część optyczna liczy ćwierć setki soczewek (chyba rekord?), w dużej części wykonanych z wyrafinowanych gatunków szkła. Niska dyspersja to mały pikuś, jest tam bowiem element o wyjątkowo dużym współczynniku załamania światła, ale wyłącznie dla najkrótszych fal światła. Plus nowy gatunek warstw przeciwodblaskowych Meso Amorphous, napęd autofokusa VCM Silky Shift oraz wbudowany układ stabilizacji optycznej. Piękne szkło!

wtorek, 11 stycznia 2022

TEST: Canon RF 28-70 mm F2L USM – Wielki, Ciężki, Wspaniały

     Canon prezentując latem 2019 roku EOSa R, samym aparatem błysnął słabiej niż ogłoszoną jednocześnie optyką. Wśród czterech zaprezentowanych wówczas szkieł znalazła się bowiem tylko jedna nie-eLka, choć i tak ciekawa – malutka, prawie-makro trzydziestkapiątka f/1.8. Jakoś nie miałem okazji wziąć jej na warsztat, w odróżnieniu od dwóch obiektywów RF z czerwonym paskiem. Test RF 50 mm f/1.2 przeczytać możecie TU, a test zooma RF 24-105 mm f/4 TU. Najwyższa pora, by przedstawić trzeci, zdecydowanie najciekawszy obiektyw z pierwszego wypustu szkieł RF, czyli zoom 28-70 mm f/2.

poniedziałek, 3 stycznia 2022

Superjasne zoomy Tamrona na horyzoncie. No, nie do końca.

     Już się ucieszyłem, już szykowałem tytuł artykułu „Tamron goni Panasonica”, już szukałem dodatkowych informacji… No i znalazłem. Ale nie takie jak chciałem.
     W zeszłym tygodniu pojawiły się bowiem pogłoski o zgłoszeniu patentowym Tamrona dotyczącym superjasnego zooma szerokokątnego. Jak jasnego, i jak szerokokątnego? Ano f/2 i 20-50 mm. Nieźle, co? Od razu skojarzył mi się rewelacyjny, analogiczny Panasonic 10-25 mm f/1.7, i stąd wspomniany pomysł na tytuł.
     A, na marginesie. Ten Panasonic firmowany jest przez Leikę, a takie obiektywy slangowo nazywane są Panaleikami. Wiadomo: Panasonic i Leica. A może byśmy na własny, polski użytek odwrócili by tę kolejność i nazywali je Leikonikami? Byłoby bardziej swojsko.