poniedziałek, 27 grudnia 2021

Laowa Shift 15 mm Zero-D – lepiej późno niż wcale

     Tytuł może sugerować zastrzeżenia do firmy Venus Optics, że tak długo zwlekała z wypuszczeniem obiektywu z przesuwną osią optyczną. To jednak nie jest prawdą. Przecież to właśnie Shift, i to też 15 mm był pierwszym obiektywem Laowy. Możecie go nie pamiętać, a i sam producent z pewnością chciałby o nim zapomnieć. To szkło po prostu mu nie wyszło – TU mój jego test. Po pięciu latach Venus Optics postanowiło się poprawić i wypuściło drugą piętnastkę shift. Może i mogli pokazać ją wcześniej, jednak „późno” z tytułu odnosi się tylko i wyłącznie do momentu publikacji mojego artykułu o niej. W końcu obiektyw objawił się jesienią 2020 roku! Nie to, że przegapiłem ową premierę. Obiektyw odnotowałem w głowie, zauważyłem jego – typową dla optyki Venus Optics – rekordowość, i tyle.
     Jednak w gdy w święta czytałem sobie o dwóch, wypuszczonych w krótkim odstępie czasu, czternastkach Laowy, zajrzałem też co piszą o zaprezentowanej pomiędzy nimi piętnastce shift. I okazało się, że to obiektyw ciekawszy niż mi się z początku wydawało. Na tyle ciekawy, że porzuciłem pomysł opublikowania artykułu o wspomnianych czternastkach (jednej lustrzankowej, drugiej bezlustrowej), a napiszę właśnie o tym Shifcie.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Moim okiem: Canon rozmienia się na drobne. I dobrze robi.

     Canon EOS R5 wspaniałym aparatem jest, i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Tyle, że projektując go użyto koncepcji aparatu wszystkomającego, czyli próbowano złapać dwie sroki za ogon. Konkretnie, srokę fotograficzną i srokę filmową. Z tą fotograficzną poszło bardzo dobrze, choć niektórzy narzekają na dynamikę mniejszą niż u konkurentów, a jeszcze inni spodziewali się matrycy o naprawdę wysokiej rozdzielczości. Jednak matrycę dostosowano do potrzeb tej drugiej sroki, czyli filmowania w rekordowej rozdzielczości 8K. Do czego idealnie pasuje właśnie 45 Mpx. Ale to z filmowaniem EOS R5 ma największe problemy. Niedostateczne chłodzenie, niemożność zapisu materiału jednocześnie na dwie karty pamięci, pewien bałagan w kodekach i profilach… Co nie znaczy, że nie da się tym aparatem filmować, niemniej kilka aspektów wypadałoby rozwiązać lepiej. No i rozwiązano!

poniedziałek, 13 grudnia 2021

Canon EOS R3 – aż tak dobry?!

     Canonami się fotografowało, ale na matryce Canonów narzekało. A to, że przy wysokich czułościach produkują obraz gorszej jakości niż matryce Sony, a to że dynamika tonalna nie teges, a to że z RAWów niewiele da się wyciągnąć…
     Od jakiegoś czasu coś się w tym względzie powoli poprawiało. Pewien powiew świeżości wniósł EOS 1Dx Mark III, a bezlustrowe R5 i R6 pokazały, że Canon nie ma się już czego wstydzić. Mało kto się jednak spodziewał, że EOS R3 okaże się nie tylko wyraźnie lepszy od poprzedników, ale wręcz przewróci do góry nogami tabelę wyników. 

niedziela, 5 grudnia 2021

Moim okiem: Jeszcze jedna Laowa makro 2:1

     Ta skala odwzorowania 2:1 stała się już znakiem firmowym szkieł makro produkowanych przez Venus Optics. Nic dziwnego, że nie zaskoczyło mnie kolejne, tym razem małoobrazkowe, „bezlustrowe” 85 mm, pokazane kilka dni temu. Więcej, nie zauważyłem w nim nic na tyle ciekawego, by wspominać o tym na blogu. Co prawda nieduży maksymalny otwór względny f/5.6 pokazuje że to rasowe szkło makro, a nie portretowo-makrowy mieszaniec, jednak uznałem że to za mało by siadać do pisania artykułu. 
     Tak było do wczoraj, do momentu gdy w TV trafiłem na relację z Rajdu Barbórki. Coś mnie tknęło, policzyłem, i wyszło, że tak, racja! – dokładnie ćwierć wieku temu robiłem reportaż z tego rajdu obiektywem makro f/5.6!

piątek, 26 listopada 2021

TEST: Olympus 8 mm f/1.8 – rybie oko na bogato

     Dopiero teraz, zaczynając pisać artykuł, uświadomiłem sobie że to pierwsze rybie oko testowane przeze mnie na blogu. Dziwne, bo lubię czasami pofotografować taką nietypową optyką. Co prawda nie po to, by cieszyć oko efektem rybiego oka, a wręcz przeciwnie, szukać motywów które rybie oko prostuje, którym poprawia proporcje, a w każdym razie zdjęcie nie wskazuje wyraźnie na rodzaj użytej optyki. Fotografowanie rybim okiem tak, by nie widać było efektu rybiego oka może się wydać dziwne. Ale to trochę tak jak z HDRem – jedni wykorzystują go dla udziwnienia zdjęcia, a inni wręcz przeciwnie, dla unormalnienia.
     Podrzucam link do artykułu, który dawno temu popełniłem dla Fotopolis, a prezentującego przykłady mojego widzenia świata przez obiektyw rybie oko. Oczywiście w niniejszym teście też starałem się fotografować w ten sposób, niemniej zachęcam do przeczytania tamtego tekstu.
     Teraz zapraszam już do testu wielce oryginalnego olympusowego fiszaja.

piątek, 19 listopada 2021

Moim okiem: Co pandemia dała fotografii?

     Przerwy w produkcji, zerwanie łańcuchów logistycznych, brak podzespołów elektronicznych, niedostępność aparatów i obiektywów w sklepach, opóźnione premiery sprzętowe… długo by wyliczać.
     Natomiast wczoraj dostrzegłem wynikły z pandemii postęp technologiczny. Niewielki, wręcz punktowy. Canon ogłosił bowiem wprowadzenie nowej wersji firmware’u do EOSów R5, R6 i 1DX Mark III. Nowości w oprogramowaniu polegają na skopiowaniu do tych aparatów pewnych funkcji i unowocześnień wprowadzonych wcześniej w EOSie R3, między innymi w zakresie sprawności autofokusa. I jak czytamy w informacji prasowej, „…aktualizacja poprawia również śledzenie osób przez autofocus, usprawniając wykrywanie oczu i twarzy – nawet gdy obiekt nosi maskę”. Nooo, tak wyraźnego signum temporis dawno nie widziałem!
     Ciekawe tylko, czy algorytmy nauczono ignorować dolną część twarzy (czytaj: brakuje ust, ale to na pewno też twarz), czy może nauczono rozpoznawać maseczkę – o, jest maska, czyli to twarz. Tak czy inaczej, ta umiejętność pozostanie z nami i naszymi Canonami już na stałe, jako – jedyny mam nadzieję – fotograficzny ślad po pandemii.

niedziela, 14 listopada 2021

TEST: Nikkor Z 40 mm f/2 – proste szkło bez kompleksów

     Już dawno żaden obiektyw nie zachwycił mnie tak mało rozbudowaną oficjalną nazwą. Marka, bagnet, ogniskowa, otwór, i tyle! Z okazji jego premiery schwaliłem już prostotę konstrukcyjną oraz niską cenę, a teraz najwyższy czas by ocenić jak to wszystko przekłada się na jakość zdjęć. Co prawda suma 1249 zł za sztukę nie obiecuje zbyt wiele, ale jestem dobrej myśli. Widzę, że inni też, bo popyt na tego Nikkora jest na tyle duży, że wszystkie sklepy posiadające go na stanie trzymają się ceny sugerowanej. Ciekawe, czy tylko wykorzystują sytuację, czy może obiektyw naprawdę jest wart tyle, albo i więcej. Sprawdzam!

czwartek, 28 października 2021

Nikon Z9? Obecny! Olympus OM 1D? Nie ma!

     O tym Olympusie powinienem był napisać już wczoraj. Ale jakoś głupio mi było wspominać o wydarzeniu, na którym nic się nie wydarzyło. Dziś się przemogłem, i piszę. Przecież nie wypada pominąć informacji, że nowy właściciel działu fotograficznego Olympusa, po niemal roku od oficjalnego przejęcia, wreszcie zdecydował jak będą się teraz nazywały jego produkty. „OM SYSTEM”, jak się okazało, czyli niezbyt oryginalnie. Taki pewnie był cel, żeby jak najmniej oderwać się od korzeni. Nawet logo nie jest nowe, zostało ono powtórzone po starusieńkim logo Olympusa. 

wtorek, 19 października 2021

Ależ maleństwo! Sigma 18-50 mm F2.8 DC DN

     Sigma właśnie ogłosiła jasny zoom standardowy z rodziny Contemporary, przeznaczony do bezlustrowców APSC. Patrząc na jego rozmiary można by pomyśleć że to szkło do Micro 4/3: siedem i pół centymetra długości, centymetr mniej średnicy, masa 290 gramów – tyle co nic!
     Wewnątrz bardziej bogato, bo aż trzynaście soczewek, w tym trzy asferyczne i jedna lewicowa, czyli SLD. Przyoszczędzono tylko na listkach przysłony, których jest siedem. Minimalna odległość ostrzenia to zaledwie 12 cm. W danych technicznych brak jednak deklaracji co do maksymalnej skali odwzorowania, co może świadczyć, że przy dłuższych ogniskowych minimalna odległość jest wyraźnie większa, a skala wcale nie powala.
     Obiektyw trafi do sklepów już za tydzień, z ceną sugerowaną niecałe 2300 zł, i dostępny będzie z mocowaniami Sony E i L-Mount. Do Sony, jasne, ale czy jakiś użytkownik Leiki skorzysta z tego szkła?

sobota, 9 października 2021

Patrzcie, cóż się objawiło! Samyang zrobił zooma!

Źródło: cameramaker.co.th
     Skoro własnego zooma ulepiła już Laowa, głupio by było, gdyby Samyang pokazał że on to nie potrafi. Choć są z pewnością tacy, którzy pamiętają że daaawno temu on już produkował zooma. Konkretnie, to super-tele-zooma 650-1300 mm f/8-16. Liczy się? Jasne. Ale to było kiedyś, na zupełnie innym etapie rozwoju Samyanga. Ciekawe, że pionierskim zoomem Laowy było szkło z dokładnie przeciwnego krańca kątów widzenia, 10-18 mm f/4.5-5.6. Wspólną cechą obu tych dziwaków było ręczne ogniskowanie.

     Może dlatego, Samyang odcinając się od przeszłości, pokazał – przepraszam, ma pokazać – zoom po pierwsze z autofokusem, po drugie o zupełnie najnormalniejszym zakresie ogniskowych 24-70 mm. Nic oryginalnego nie ma też w planowanym mocowaniu: wyłącznie Sony. Szkoda!

Źródło: cameramaker.co.th

     Co wiemy o nowym Samyangu? Producent chwali się jego parafokalnością, czyli zachowaniem położenia płaszczyzny ostrości przy zmianie ogniskowej. Inaczej mówiąc, jest to prawdziwy zoom, a nie obiektyw vario-focal. Znaczy, polubią go filmowcy. Wewnątrz znajdziemy mnóstwo soczewek ze szlachetnego szkła, obudowa jest uszczelniona, z jej lewej strony widać przełącznik funkcji pierścienia ostrości, brak jednak przycisku funkcyjnego. Podobnie jak informacji o cenie oraz o dacie planowanej premiery. Tak czy inaczej, to może być ciekawe szkło, szczególnie jeśli cena okaże się niezbyt wysoka. Wrzucam je na listę sprzętu do przetestowania.

piątek, 1 października 2021

TEST: Tamron 28-200 mm f/2.8-5.6 – prawie go polubiłem

     Na definitywny koniec lata podrzucam jeszcze jeden test wakacyjnego szkła. Tym razem Tamrona, formalnie oznaczanego 28-200 mm F2.8-5.6 Di III RXD (Model A071). To niby klasyczna tamronowska klasyka, ale z jednym wyjątkiem: wyjątkowo dużą jasnością przy najkrótszej ogniskowej. Wszystkie dotychczasowe superzoomy, niezależnie od producenta zaczynały się i zaczynają od f/4, a w najlepszym razie od f/3.5. W tym wypadku pierwszy raz pojawia się bardzo zachęcające f/2.8. Cóż, skoro dawno temu Tamron wyprodukował pierwszy na świecie superzoom, więc wypada by w tej klasie szkieł co jakiś czas pokazał coś nowatorskiego. Tym razem padło na rekordowo duży maksymalny otwór względny. Czy możemy liczyć na jeszcze coś?

wtorek, 14 września 2021

O, jaki fajny Nikkor! Canon też nie od rzeczy.

     Racja, Canon oficjalnie zaprezentował dziś więcej sztuk sprzętu, ale to Nikkor (a raczej Nikkorek) wydał mi się ciekawszy. To taki nieco grubszy niż ustawa przewiduje naleśnik 40 mm f/2, przeznaczony oczywiście do systemu Z. Grubszy, gdyż długi na „aż” 4,5 cm, ale że jego średnica wynosi 7 cm, więc określenie naleśnik mu przysługuje.
     Teraz kolej na cztery parametry z którymi dobrze komponuje się słowo „zaledwie”: masa 170 g, mocowanie filtrów 52 mm, 6 soczewek w układzie optycznym, cena sugerowana 1249 zł. No, to i tak o wiele drożej niż ceni się nieśmiertelny Canon 50/1.8 STM, ale premiery firmowego szkła tak taniego jak Nikkor dawno nie widzieliśmy.
     Na niedużą masę z pewnością wpłynęły oszczędności materiałowe, choć pewien jestem wyłącznie co do plastikowego bagnetu. Co nie znaczy, że narzekam. Bardziej boję się o poziom winietowania. Obudowa Nikkora jest uszczelniona, a pierścień ostrości może służyć także innym funkcjom.
     Wśród soczewek są dwie asferyczne, a pomiędzy nimi umieszczono 9-listkową przysłonę. Gdzieś obok czai się szybki i podobno absolutnie bezgłośny silnik ustawiania ostrości. Przy tym Nikkor deklaruje brak efektu oddychania (zmiana kąta widzenia przy zmianie odległości ostrzenia), co w sumie ma spodobać się filmowcom.
     A już wszyscy powinni się cieszyć z obietnicy, że nowy Nikkor „gwarantuje piękną ekspresję obrazu, ale jest też świetny do codziennego fotografowania”. Nie wiem co to dokładnie oznacza, ale brzmi zachęcająco. W każdym razie na tyle, że już ustawiłem się w kolejce do testu tego szkła.

     No dobrze, a co Canon?

czwartek, 9 września 2021

Sigmo, 100 lat!

Tak to wyglądało na początku...
     Dziś Sigma obchodzi 60 urodziny, i wcale nie myśli o emeryturze. Wręcz przeciwnie, rozkręca się. Od czasu wprowadzenia filozofii Global Vision jesienią 2012 roku i pojawienia się rodzin optyki Art, Sport i Contemporary, obiektywów Sigmy już nie wypada nazywać kundlami. Kilka kolejnych lat i Sigma już nie naśladuje, nie szuka luk w ofercie konkurencji, a zaczyna wyznaczać trendy i poziomy wysokiej jakości. Nie ona goni firmowe szkła, a Canon, Nikon, czy Sony gonią ją. Wspominałem o tym na blogu pół roku temu z okazji premiery bezlustrowego obiektywu 35 mm f/1.4, a te słowa świetnie pasują do dzisiejszego jubileuszu.

czwartek, 2 września 2021

Fujifilm GFX 50S II, czyli wszystko już było

     Każdy element, każdy kształt i każdy parametr nowego średnioformatowego Fuji już znamy. Znamy, gdyż producent tworząc GFX 50S II skorzystał wyłącznie z tego, co już miał na stanie. Czasem było to co najlepsze w magazynie, czasem wręcz przeciwnie. Niemniej w żadnym wypadku nie można zaprezentowanemu dziś aparatowi odmówić miana nowości. Po prostu ta nowa mieszanka cech i właściwości ma sens. No, z pewnością nie każdemu podpasuje, niemniej wygląda interesująco.

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

„Wystarczy wyjechać na wakacje…

     … a premiery walą jedna za drugą”. Dwa lata temu zatytułowałem w ten sposób artykuł o „przegapionych” z powodu urlopu nowościach sprzętowych. Tytuł przypomniał mi się dziś, gdy po drugim już letnim wyjeździe o takich nowościach ani słychu. OK, coś tam cichutko szeptało: podczas lipcowej części moich wakacji objawiło się drugie wcielenie pentaxowskiego APSowego 16-50 mm f/2.8. Kosztowne to szkło, a w ciemno mogę zagwarantować, że zostało ono lepiej dopracowane niż pierwsza wersja sprzed piętnastu lat.

     Pomiędzy moimi wyjazdami Tamron pokazał ciekawy, bardzo jasny zoom 35-150 mm f/2-2.8, a Sigma długie tele 150-600 mm f/5-6.3 z rodziny Sport. Liczyłem, że druga część urlopu zaowocuje mnogością premier, ale nic z tego. Prawie nic.

sobota, 14 sierpnia 2021

TEST: Nikkor Z 24-200 mm f/4-6.3 VR. No, nareszcie!

     Pierwsze „nareszcie” stąd, że udało mi się przetestować ten obiektyw. Rzecz planowałem na poprzednie wakacje, sądząc że skoro premiera zooma miała miejsce w lutym, to do lata w polskim Nikonie z pewnością pojawią się egzemplarze prezentacyjne. Nic z tego, pierwsze przybyły we wrześniu, więc odpuściłem sobie testowanie. Bo skoro zoom wakacyjny, to wypadałoby testować w wakacje. Racja, gdyby takie obiektywy pojawiały się masowo, zmieniłbym sposób działania. Jednak o masowości nie ma mowy, stąd wakacji spokojnie starcza na przetestowanie konstrukcji pojawiających się w ciągu całego roku.  

     Obecnie nie było problemu z dostępnością Nikkora 24-200, a na dokładkę udało mi się go wypożyczyć w komplecie ze świetnie do niego pasującym aparatem, czyli Nikonem Z5. To niby bezlustro z niskiej półki, ale w wielu aspektach podciągnięte do poziomu aktualnych nikonowskich „szóstek” i „siódemek”. Ma dwa sloty kart pamięci UHS-II, mikrojoystik AF, uszczelnienia, migawkę szczelinową 1/8000 s, wygodny i duży uchwyt. Są też i oszczędności, np. starsza 24-megapikselowa matryca rodem z D750, ekran o obniżonej rozdzielczości, silny crop przy filmowaniu 4K, zdjęcia seryjne zaledwie 4,5 klatki/s. Nie jest tak tani jak Canon RP, ale też ma znacznie większe możliwości. Przy tym ceną daleko mu do odpowiedników Sony; plasuje się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy wspomnianym Canonem, a Sony A7c. Całkiem przyjemnie mi się nim fotografowało, choć przyznaję, że nie podbił mojego serca. Ale to tak na marginesie, by zwrócić waszą uwagę na ten, niewątpliwie ciekawy, aparat.
     Wracam do Nikkora 24-200. Na początku wstępu wspomniałem o pierwszym „nareszcie”, czas więc na drugie. Nie, nie ma tak dobrze! Drugie napotkacie dopiero pod koniec artykułu.

sobota, 7 sierpnia 2021

W Olympusie całkiem cicho? Skądże!

      Racja, nie w Olympusie, a w OM Digital Solutions. Ale skoro na sprzedawanych aparatach nadal widnieje logo Olympusa… No właśnie, jeszcze tam jest, ale ma zniknąć. Czy raczej znikać. Powoli i stopniowo. Podobno proces znikania zaplanowany jest na okres kilku lat.
     Ciekawe, czy zamiana logotypu będzie następowała na bieżąco, czyli tylko wraz z wchodzeniem na rynek nowych modeli? Myślę, że to drugie. Znaczy, nie wystąpi sytuacja, gdy któraś kolejna partia aparatu / obiektywu, będzie już sygnowana OM DS zamiast Olympusem. 

      Informacja o zamianie logo pojawiła się jednocześnie z przeciekami o bliskich premierach sprzętowych. Stąd moje podejrzenie, że nowy aparat oraz nowy obiektyw już nie będą Olympusami.
     Aparat ma być następcą E-M1X, ale posiadającym formę E-M1 III. W sumie oznacza to utrupienie giganta, i umieszczenie w linii jednego tylko modelu flagowego. Wow!, że też nie wpadli na to od początku. Tak, „wow!” – przecież OM Digital Solutions od dawna zapowiada „premierę wow!”. To chyba ma być ta.

     To o aparacie, a ma się jeszcze pojawić obiektyw, podobno pionier całej serii szkieł. Niby zwykła stałka, ale wygląda na to że wymyślona wedle nowej koncepcji. Po pierwsze ma mieć światło f/1.4. Tego w Olympusie m4/3 jeszcze nie grali. Jego (te jaśniejsze) stałki – tak, nowe szkło nie będzie zoomem – miały otwór f/1.8-2 albo f/1.2. Tu wchodzi nowa liczba, i tylko ciekawe czy jest to zamiana / przesunięcie z f/1.8 na f/1.4 i zapowiedź modeli f/1, czy nowa seria ma współistnieć z bieżącymi?
     Po drugie, obiektyw ma mieć ogniskową 20 mm. To też nowe podejście, gdyż Olympus i Panasonic zasadniczo, poza nielicznymi wyjątkami, nie powtarzały nawzajem ogniskowych swoich obiektywów. A „dwudziestka” jest przecież u Panasa „od zawsze”. Racja, ona ma światło f/1.7, więc o żadnym powtórzeniu nie będzie mowy. No i bardzo życzyłbym sobie napędu AF mniej prymitywnego niż w lumixowym szkle.

     Bardzo liczę, że informacje o nowych premierach okażą się prawdziwe. Nawet jeśli kosztem ma być zniknięcie logo Olympusa…

sobota, 31 lipca 2021

Moim okiem: Canon i jego nowa „migawka”

     Cudzysłów stąd, że mimo swego wyglądu to nie żadna migawka, a migawkopodobna ruchoma osłona matrycy. Została ona zaprezentowana światu na razie wyłącznie jako zgłoszenie patentowe Canona. Pomysł jak pomysł, ale ważniejsze, że sugeruje on kierunek rozwoju bezlustrowców tego producenta. Ich dość wyjątkową cechą jest zamykanie migawki szczelinowej gdy odłączamy obiektyw. Zachowanie jak najbardziej na miejscu, bo „gołą” matrycę łatwo zabrudzić, a jak ma się mało szczęścia, to i uszkodzić. Ale po co matrycy ta nowa, druga osłona? Nie, nie druga, ona będzie jedyną. 

sobota, 24 lipca 2021

TEST: Sony FE 24-70 mm f/2.8 GM – no, to sprawdzam!

     Ten artykuł powstał na moje własne zamówienie, gdy okazało się że analogiczna Sigma 24-70/2.8 DG DN z poprzedniego testu LINK wcale nie wyszła tak super wspaniale jak się po niej trochę spodziewałem. Wyszła na piątkę z minusem, a ja uznałem że koniecznie należy sprawdzić co potrafi znacznie droższe konkurencyjne Sony. Znacznie, czyli 8500 zł Sony vs. 5400 zł Sigmy – ceny z początku lipca, sprzęt z polskiej dystrybucji, z uwzględnieniem aktualnego wówczas (dziś zresztą też) cashbacku za szkło Sony. Co – i czy w ogóle coś – dostaniemy dopłacając trzy patole? Może to tylko górka dla frajerów, którzy nie tkną kundla, bo muszą mieć firmowe szkło? O Sigmie jako kundlu wspominałem w podlinkowanym teście jej zooma, więc wiecie co mam na myśli. A może rzeczywiście dorzucając te pieniądze do pensji konstruktorów zooma Sony wsparliśmy ich pomysłowość, zmotywowaliśmy do sumienniejszej pracy, a oni odwdzięczyli się nam wspaniałym szkłem. Może tak, może siak. No, to sprawdzam!

środa, 14 lipca 2021

Sigma fp L – wrażenia z focenia

     Już chciałem zaczynać tytuł klasycznym „TEST:”, ale uświadomiłem sobie, że to nijak nie będzie pasowało do treści artykułu. To nie będzie test aparatu, choćby pobieżny. Takowego nawet nie planowałem popełnić. Moim celem było jedynie wykorzystanie czasu testowania sigmowskiego zooma 24-70/2.8 DG DN (LINK) na przyjrzenie się dziwactwu za jakie powszechnie uważa się Sigmę fp L. Czy aparat rzeczywiście zasługuje na to miano? Nie jestem pewien, na razie pozostańmy przy określeniu „oryginalny”.

środa, 7 lipca 2021

Między Sigmą, a Sigmą – wywiad z Kazuto Yamaki

     Pod koniec czerwca opublikowałem test Sigmy 24-70/2.8 DG DN, za tydzień będziecie mogli przeczytać obiecany artykuł z moimi wrażeniami po fotografowaniu Sigmą fp L, a teraz, między jednym a drugim podrzucam tematyczny przerywnik: wywiad z CEO Sigmy, Kazuto Yamaki.

     Jakoś lubię tego gościa, więc gdy gdzieś widzę opublikowany wywiad z nim, chętnie podlinkowuję go na blogu. Ale oczywiście nie dla owego lubienia, a z powodu DLA KTÓREGO go lubię. Czyli dlatego, że gada z sensem. Tym razem Kazuto Yamaki był przepytywany przez Barneya Brittona z DPReview, a wywiad dotyczył między innymi aparatów Sigma fp i fp L, technicznych aspektów napędu autofokusa, rozwoju fabryki w Aizu oraz negatywnych i pozytywnych skutków pandemii. Zapraszam! LINK DO WYWIADU

wtorek, 29 czerwca 2021

Nikon Z fc – w zupełnie starym stylu

     To nie żadne analogowe popłuczyny Fuji, czy Olympusa, a jednoznaczne nawiązanie do pięknego Nikona FM2. Zbliża się 40. rocznica jego premiery, więc powód jest oczywisty. Mi co prawda Z fc bardziej kojarzy się z wymarzonym FE2, do którego śliniłem się pod koniec lat 80-tych, ale w końcu nie kupiłem z powodu… wskazówki w wizjerze. W taki bowiem sposób ten Nikon sygnalizował wybrany czas naświetlania, a ja miałem zbyt świeże, bardzo niemiłe wspomnienia z użytkowania analogicznego w tym aspekcie Zenita TTL. Ale dzięki temu mam prostą odpowiedź na pytanie „dlaczego (wówczas) nie zostałem nikoniarzem?”. Dobra, do rzeczy: Nikon Z fc.

czwartek, 24 czerwca 2021

TEST: Sigma 24-70 mm f/2.8 A DG DN. Znowu piątka. Znowu z minusem.

     Długo narzekano na Sigmę, że nie prezentowała obiektywów zaprojektowanych specjalnie dla pełnoklatkowych bezlustrowców. Obecne były tylko „protezy”: z początku adapter MC-11 czyli EF / FE, a później także obiektywy lustrzankowe z tyłem obudowy przedłużonym dla dopasowania do krótszego rejestru bezlustrowców. Można to było jeszcze zrozumieć, póki chodziło wyłącznie o mocowanie Sony. Jednak te działania trwały nadal także po ogłoszeniu Aliansu L-Mount. Pierwszy tuzin szkieł z tym bagnetem to były „przedłużone” obiektywy lustrzankowe. Narzekania ustały gdy latem 2019 roku Sigma zaprezentowała pełnoprawne, bezlustrowe (i pełnoklatkowe) szkła DG DN: stałoogniskowe 45/2.8 i 35/1.2 oraz zooma 14-24/2.8. Wszystkie trzy były nowymi dla Sigmy kombinacjami ogniskowej i jasności. Natomiast pierwszym „znanym” zoomem był pokazany kilka miesięcy później właśnie 24-70 mm f/2.8, zakwalifikowany rzecz jasna do rodziny Art. I wcale mnie nie zdziwiło, że Sigma właśnie jego wybrała na pierwszą „powtórkę”.

poniedziałek, 14 czerwca 2021

Jak w koreańskim cyrku: nie było styków, są styki. Brawo Laowa!

     Venus Optics znowu nas ucieszyło. Tym razem nie nowatorską ideą, a pomysłem na unowocześnienie, czy lepiej uwspółcześnienie swoich już istniejących obiektywów. No, na razie tylko jednego, ale wszystko przed nami. I przed nimi.

     Pierwsza Laowa, która nie miała gołego bagnetu pojawiła się w 2018 roku. Była to setka makro o maksymalnej skali odwzorowania wynoszącej aż 2:1. Już trzecia taka w kolekcji Venus Optics. Co prawda stykami komunikacyjnymi oraz funkcją sterowania przysłoną z aparatu dysponowała wyłącznie wersja z mocowaniem Canon EF, ale nie było wątpliwości, że krok został wykonany w dobrym kierunku. Spodziewałem się, że po pierwszym Venus Laowa szybko uczyni kolejne, ale okazało się, że nie. Dopiero w 2020 roku pojawiły się dwa obiektywy ze stykami, tym razem do systemu Micro 4/3: pięćdziesiątka makro (oczywiście 2:1) oraz UWA 10 mm f/2. Gdy pojawił się ten szeroki kąt, pomyślałem że szkoda mojej ulubionej laowowskiej stałki Micro 4/3, czyli 7,5 mm. Gdyby pojawiła się ona na rynku teraz, a nie kilka lat temu, miałaby styki. Co prawda to stałka ulubiona jedynie platonicznie, choć jeśli kiedyś zacznę fotografować sprzętem tego systemu, na pewno ją nabędę.

     W Venus Optics usłyszano moje westchnięcie, pogłówkowano kilka miesięcy i stwierdzono: mówisz, masz. Taka właśnie była geneza ogłoszonego w zeszły piątek odmłodzonego C-Dreamera 7.5 mm F2.0 MFT. To właśnie on otrzymał styki oraz przysłonę sterowaną elektronicznie z aparatu. Skoro Venus Optics tak pogrywa, nie pozostaje mi chyba nic innego jak skończyć z tym Platonem i wejść w Micro 4/3.

     Styki oznaczają nie tylko przekazywanie informacji do nagłówka EXIF, ale też możliwość automatycznego dodawania korekcji wad optycznych w edycji zdjęcia oraz samoczynnego powiększania obrazu w wizjerze / na ekranie dla ułatwienia ustawiania ostrości. Żeby nie było za pięknie, przysłonę zubożono o dwa listki. Pierwotna wersja obiektywu miała ich siedem, nowa posiada ich tylko pięć. Malutko, ale w takim szerokim obiektywie, nie jest to bardzo istotna kwestia. Reszta konstrukcji, poza obudową nie posiadającą już pierścienia przysłon, wygląda identycznie. Milimetrowe różnice w wymiarach nie zmieniają faktu, że to mikroskopijne szkło. Liczy po mniej więcej 5 cm średnicy i długości, ma masę 165 g i korzysta z filtrów 46 mm. Miłym unowocześnieniem jest szerszy i głębiej żłobiony pierścień ustawiania ostrości. Nie znam polskiej ceny obiektywu, ale sugerowana na rynek amerykański jest chyba identyczna jak w przypadku pierwszej wersji, czyli 549 dolarów. Można by więc przypuszczać, że odmłodzona Laowa 7,5 mm nie będzie istotnie droższa od starszej. Nic nie wiem o dacie rynkowej premiery obiektywu, więc na pocieszenie podlinkowuję mój test pierwszej jego wersji.

środa, 9 czerwca 2021

Olympus PEN E-P7. Nie, nie rozumiem.

     Słychać było plotki o następcy PENa F. Fajnie! Olympus, znaczy OM Digital Solutions zapowiedział premierę jakiegoś sprzętu wow!. Jeszcze lepiej! Wreszcie pojawia się pierwsze, przecieknięte zdjęcie PENa E-P7, więc się cieszymy na cudo lub co najmniej świeży powiew. I co? Nic! A w każdym razie nie więcej niż pół czegoś. Czegoś ciekawego.

poniedziałek, 31 maja 2021

Co tam słychać u Nikona?

     Ta firma ostatnio rzadko trafiała na łamy mojego bloga. Do testu jakoś nic mi nie podeszło, a o nowościach… zaraz, jakich nowościach? Aż sam się zdziwiłem, gdy zorientowałem się, że od jesieni Nikon nie miał żadnej premiery sprzętowej. Ogłosił wówczas Nikony Z6 II i Z7 II, Nikkora Z 50/1.2 oraz 14-24/2.8. Z tym, że o ile obiektywy to rzeczywiście były zupełne nowości, o tyle oba bezlustrowce były jedynie odświeżeniem poprzedników. A w pewnych aspektach wręcz podciągnięciem do poziomu, który Nikony Z powinny prezentować od samego początku istnienia serii.

     I od jesieni cisza. Z drugiej strony, konkurencja też nie sieje nowościami, w każdym razie w kwestii aparatów. W ciągu tych kilku miesięcy gdy Nikon „milczał”, Canon również nabrał wody w usta, Sony pokazało tylko A1, i jedynie Fuji ogłosiło dwa modele: X-E4 oraz GFX 100S. Piszę tylko o Prawdziwych Nowościach, a nie odświeżeniach znanych już modeli. Tyle że te firmy, a także kilka innych, ogłosiły ze trzy tuziny nowych obiektywów. Żeby choć zmieścić się w statystykach, Nikon powinien dołożyć do tego zestawu ze trzy swoje szkła. Tego jednak nie uczynił. A może on tylko przyczaił się i niedługo sypnie nowościami?

środa, 19 maja 2021

TEST: 35/1.8, 35/2 i znowu 35/1.8, czyli Samyang, Sigma i Sony

     Po niedawnym teście wspaniałego Tamrona 35 mm f/1.4 wzięło mnie na te trzydzieści pięć milimetrów, i postanowiłem kontynuować temat. Tym razem z udziałem obiektywów Samyanga, Sigmy i Sony, jako że wszyscy ci trzej producenci mają w swej ofercie świeże lub wręcz bardzo świeże modele o tej właśnie ogniskowej, a wyposażone w mocowanie FE. Tym razem nie chodzi jednak o idealne i wzorcowe szkła f/1.4, a zgrabne i tanie (powiedzmy, tańsze) f/1.8-2. Co prawda test porównawczy trzech obiektywów oznacza dużo pracy i mało przyjemności z fotografowania, ale z drugiej strony omne trinum perfectum, stąd i zaszczyt z takiego testowania jest większy. Wziąłem się więc do roboty z uśmiechem na ustach i z ciekawością w sercu, co też tych trzech tenorów potrafi wyśpiewać. Uzupełnię, że obiektyw Sony miałem już okazję przetestować - link pod artykułem. Uznałem, że jednak warto dołączyć go do niniejszego testu po to, by mieć bezpośrednie porównanie z konkurencją. Szczególnie, że tamten test zrobiłem to na 42-megapikselowej matrycy Sony A7R III, a teraz miałem do dyspozycji coś ciekawszego...

środa, 5 maja 2021

YaMamOto Takie, czyli polish your Japanese

     Dwa miesiące temu opublikowałem na blogu artykuł z linkiem do filmu rodowitego Niemca tłumaczącego nam – choć bardziej to Angolom i innym Angolańskojęzycznym – jak prawidłowo wymawiać niemieckie marki sprzętu fotograficznego. Tym razem podrzucam smakowitszy kąsek: Japończyka wyjaśniającego jak mają brzmieć marki japońskie. Cóż w tym smakowitego? Otóż to, że Ignacy z Japonii kieruje swoje słowa wyłącznie do nas, Polaków. No, może i do innych nacji też, niemniej posługuje się przy tym językiem polskim. I to jak posługuje! Bezbłędna gramatyka, bogate słownictwo, płynność i swoboda wypowiedzi – aż miło posłuchać! No dobra, akcent ma jaki ma, ale w żadnym, nawet najmniejszym stopniu nie zakłóca to przekazu. Co ciekawe, gość nauczył się polskiego bardzo szybko, a co jeszcze ciekawsze, operuje nim swobodniej niż angielskim, którego uczy się znacznie dłużej. Próby startu do innych języków, w tym tak oryginalnych jak węgierski, czyli litewski, nie zakończyły się sukcesem. Widać ten polski jakoś Ignacemu podpasował. Warto zajrzeć na jego kanał na You Tube, ale tu podlinkuję wyłącznie film o tym jak wymawiać japońskie marki. Marki nie tylko fotograficzne, lecz warto posłuchać o wszystkich, bo nie wiadomo kiedy może nam się to przydać.

     Oglądając (a głównie słuchając) ten film, zauważyłem jak bardzo prawidłowo my, Polacy wymawiamy te japońskie słowa. Po chwili zorientowałem się jednak, że to jedynie pozór. Nam się tylko wydaje, że robimy to tak jak trzeba, natomiast słuchający nas Japończycy na pewno rwali by włosy z głowy. Uprzejmie się przy tym uśmiechając.

     Ale ogólnie rzecz biorąc, czyli na polskie ucho, to nie jest źle. Choć powszechnie nie radzimy sobie z jedną marką motocykli, jedną sprzętu foto (obie należy wymawiać po angielsku), i totalnie gubimy się przy pewnej marce monitorów. Zresztą sami posłuchajcie...



wtorek, 27 kwietnia 2021

Moim okiem: Zatoczyliśmy krąg, czyli nowa Sigma 35/1.4

     Trzydziestekpiątek ef-jeden-cztery nie brakuje na rynku. Są manualne i autofokusowe, zrobione głównie z plastiku oraz mocno metalowe, nastawione na plastykę zdjęć, bądź na ich techniczną jakość. Każdy znajdzie model który mu pasuje. Wśród nich jest jeden, który na miano legendy może nie zasługuje, ale wzorca, czy też odnośnika to już na pewno. Mam na myśli Sigmę 35 mm f/1.4 DG HSM Art. Prezentacja tego obiektywu, która miała miejsce niemal dekadę temu, okazała się ważną cezurą w historii układu sił na rynku producentów optyki fotograficznej. Mniejsza nawet o to, że 35/1.4 Art był pierwszym obiektywem zgodnym z filozofią Global Vision, choć i to z pewnością zmieniło sposób postrzegania Sigmy i jej produktów. Znacznie ważniejsze, że był to wspaniały obiektyw, który wówczas, jesienią 2012 roku mocno namieszał na rynku. Bo jak tu żyć z faktem, że Sigma wyprodukowała szkło, któremu Nikon i Canon mogą najwyżej wyczyścić przednią soczewkę? I czy w tej sytuacji obiektywy Sigmy jeszcze wypada nazywać kundlami?

wtorek, 13 kwietnia 2021

Trójka zamiast jedynki, czyli Canon przygotowuje niespodziankę [+ aktualizacja]

     Po Canonie wszyscy(śmy) się spodziewali „jedynki”, a wygląda że zamiast EOSa R1 objawi się R3. Tylko czemu on taki wielki? Skoro już „3”, to mógłby być jednak bez zintegrowanego gripa.

    O samym aparacie nie wiadomo na razie nic więcej poza tym co widać na zdjęciu. Zintegrowany grip, to raz. Dwa, przycisk (a nie pokrętło) po lewej stronie aparatu oznacza „jedynkowy” system obsługi. Czy tylko jedynkowy? Nie, przyciski po lewej miał przecież także EOS-3. Co dobrze tłumaczy oznaczenie nowego modelu, a mi od razu przyszło do głowy, że Canon pokaże ciężki krążownik zamiast pancernika. Nie, to nie mój pomysł, a trawestacja tytułu dawnego artykułu Jarka Brzezińskiego w Foto Kurierze, w którym porównywał właśnie EOSa-3 i EOSa-1V.

środa, 7 kwietnia 2021

Sony – drobna zmiana nazwy, duża zmiana kursu?

     Niby nic, jedna literka, ale pachnie rewolucją. Dwa modele małoobrazkowych bezlustrowców Sony zostały po cichu „odnowione”. ILCE-A7RM3 oraz ILCE-A7RM4, czyli – po naszemu – A7R III i A7R IV będą teraz produkowane jako ILCE-A7RM3A i ILCE-A7RM4A. Pod tym dodanym „A” kryją się bogatsze w piksele wyświetlacze. Będą one miały po 2,36 mln pikseli w miejsce dotychczasowych 1,44 miliona. Bez dwóch zdań, tylko się cieszyć! Nowe ekrany spowodowały symboliczny spadek liczby zdjęć, które da się wykonać z naładowanego w pełni akumulatora. Drugą zmianą, też symboliczną, ale w bardziej dosłownym znaczeniu tego słowa, jest zniknięcie z ramki tych ekranów logo Sony. Dziwne. Poza tym oba aparaty otrzymały gniazda USB standardu 3.2. 

czwartek, 25 marca 2021

Sigma fp L. Nie, to wcale nie jest obiektyw.

     Tak, to jest bezlustrowiec. O jego poprzedniku, czyli Sigmie fp chyba się nawet nie zająknąłem na blogu. Po prostu uznałem, że nie ma o czym. Takie tam mocno filmowe dziwadło. No, może nie tyle dziwadło, co wielce oryginalna konstrukcja. Ot, taka nieduża, płaska kostka zawierająca wyłącznie to co konieczne do filmowania i od biedy fotografowania. Kilka nietypowo rozmieszczonych klawiszy, nieruchomy ekran, złącza, mało pojemny akumulator, jeden slot kart pamięci SD. To typowy moduł główny do umieszczenia się w klatce, którą obudowuje się zewnętrznym rejestratorem, uchwytem, zasilaniem, ekranem podglądowym itd. Tak wyglądała zaprezentowana w połowie 2019 roku 24-megapikselowa Sigma fp. Dziwicie się, że ją zlekceważyłem? Natomiast ogłoszona dziś Sigma fp L okazała się znacznie bardziej fotograficznym zwierzem, zdecydowanie godnym tutaj wspomnienia.  

czwartek, 18 marca 2021

[ˈfoːktlɛndɐ], [ˈlaɪkʌ] i [kaʁl tsaɪs] , czyli polish your German

     Tak, w tytule chodzi o Voigtlandera, Leicę i Carla Zeissa, a konkretniej o prawidłową wymowę tych nazw. Z przyjemnością wczoraj obejrzałem, a bardziej wysłuchałem, dotyczący tego zagadnienia film opublikowany w kanale Analog Insights na Youtube. Film zasadniczo przeznaczony jest dla widzów anglojęzycznych, którzy często wyczyniają cuda językowe mówiąc o Bajagonach, Sammikronach, a jak wymawiają Carl Zeiss Jena Biometar, to wybaczcie, nie napiszę. Znaczy, nawet napisałem, ale oczy tak mnie od tego bolały, że wyrzuciłem z artykułu. 
     Publikuję go, gdyż i my mamy swoje za uszami. Polakom z pewnością łatwiej wymawiać te nazwy prawidłowo, ale często nie wiedzą jak prawidłowo ma brzmieć Voigtlander, i z pewnością mało kto ma pojęcie że pierwszą literę Sonnara wymawia się inaczej niż w Summiluksie. Obejrzyjcie i posłuchajcie ten film, polecam!



czwartek, 11 marca 2021

Leica APO-Summicron-M 35 mm F2 ASPH. Tak się robi APO!

     W zeszłotygodniowym artykule dotyczącym nowych superjasnych stałek Venus Optics, wyraziłem wątpliwość czy Laowa CF 33mm F0.95 APO rzeczywiście ma w pełni apochromatyczną korekcję. Jakoś nie widziało mi się takie osiągnięcie dokonane przy użyciu zaledwie jednej soczewki ze szkła o niskiej dyspersji.

     Okazało się, że nie tylko mi coś nie grało. Podobnych wątpliwości nabrała ekipa z Wetzlar, ale im nie przyszło do głowy by pisać o tym na blogu. Oni po prostu zebrali się w kilku, pogłówkowali, a potem szybciutko ulepili i jeszcze szybciej ogłosili nowego, maleńkiego APO-Summicrona. A zaprojektowali go tak, że w Venus Optics z pewnością teraz siedzą w kąciku i się wstydzą. Dobra, przesadzam, ale to co pokazała Leica zasługuje na duże brawa.

środa, 3 marca 2021

Jaśniej, najjaśniej, Laowa

     Podobne tytuły zdarzały się już na blogu, ale nie mogłem się powstrzymać by nie powtórzyć go. Laowa znowu nabroiła, tym razem w kwestii jaśniutkich obiektywów. No, może nie najjaśniejszych na świecie, bo takich jaśniejszych niż f/1 już kilka funkcjonuje na rynku. Naliczyłem ich siedem. Osiągnięciem Laowy jest zwiększenie tej liczby jednego dnia o ponad połowę. Dawniej premiera takiego obiektywu była wydarzeniem, a teraz ciach! i wyskakują cztery superjasne stałki.

środa, 24 lutego 2021

TEST: Tamron SP 35 mm F/1.4 Di USD. Miał być wzorcem…

     Gdy przeglądałem aktualną ofertę obiektywów Tamrona, zaciekawił mnie fakt niemal zupełnej rezygnacji z wbudowywania w nie systemu stabilizacji obrazu VC. Jeszcze nie tak dawno Vibration Correction był w Tamronach powszechny, a niestabilizowane szkła były wyjątkami. Od mniej więcej trzech lat proporcje odwróciły się i wśród premier to optyka VC jest rzadkością. Wymyśliłem dwie przyczyny tego stanu rzeczy. Pierwszą jest spora liczba nowo prezentowanych obiektywów do bezlustrowców Sony. One w większości mają stabilizowane matryce, stąd stabilizacja optyczna nie jest konieczna. Drugą przyczyną jest tamronowska koncepcja wypuszczania optyki… hm… oszczędnościowej. Czyli nie f/2.8, a f/2.8-4, nie 16-35 mm, a 17-28 mm itp. Dzięki temu ograniczeniu ulegają gabaryty, ciężar i cena szkieł, a przy tym łatwiej uzyskać wysoką jakość obrazu. Nie muszę dodawać, że pozbawienie ich systemów stabilizacji optycznej też w tym pomaga. Jednocześnie – sądząc po opiniach w Internecie – takie „przycięte” obiektywy cieszą się uznaniem i popularnością. Czyli pomysł okazał się trafiony.

     Wśród Tamronów znalazłem jeden niestabilizowany, który nie łapie się do żadnej z tych kategorii. Nie jest on ani „ściemniony”, ani „przycięty”, ani „bezlusterkowy”. To klasyczna trzydziestkapiątka ef-jeden-cztery dostępna z lustrzankowymi mocowaniami Canona i Nikona. Wyróżnia się ona też, nietypową, bo skromną i krótką nazwą. Tamronowskie obiektywy od dawien dawna ociekały mnóstwem dodatkowych symboli, a tu mamy tylko SP, Di i USD. Aż podejrzane, prawda? Wyjaśnienie tych wyjątkowości kryje się w informacji prasowej. Tamron zafundował sobie to szkło na 40. urodziny serii SP, który to skrót przez lata rozszyfrowywałem (zresztą nie tylko ja) jako Super Performance, gdy w rzeczywistości chodzi o Superior Performance. A jak urodziny, to szalejemy! Nie wiem czy zauważyliście, ale to pierwszy w historii tak jasny obiektyw Tamrona. Po drugie, zaprojektowany został on tak, by być wzorcem jakościowym pod każdym względem. Po trzecie, wcale nie okazuje się kosmicznie drogi. Znaczy, już się nie okazuje, bo gdy startował z cenę sugerowaną – jak kojarzę – 4700 zł, nie wróżono mu powodzenia. Bo choć oryginały Nikona i Canona były znacznie droższe, to świetna i o ugruntowanej pozycji na rynku Sigma 35/1.4 ART kosztowała wówczas ponad tysiąc złotych mniej. Jednak po półtora roku od premiery sklepowej Tamron zjechał do 3200-3300 zł, podczas gdy Sigma prawie nie staniała. Tak więc, biorąc pod uwagę egzemplarze pochodzące z polskiej dystrybucji, obiektywy kosztują teraz tyle samo.

     Nie mogłem więc sobie nie zadać pytania: czy ten Tamron rzeczywiście błyszczy tak mocno, by można go było nazywać wzorcową trzydziestkąpiątką? Uznałem, że wypadałoby na to pytanie odpowiedzieć, więc go przetestowałem, a was zapraszam teraz do przeczytania co z tego testu wynikło.

wtorek, 9 lutego 2021

Royal Photographic Society otwiera archiwa

     Perełka, a wręcz garść pereł! Królewskie Towarzystwo Fotograficzne udostępniło skany numerów swojego czasopisma. Wszystkich numerów poza najnowszymi, czyli tymi z ostatnich trzech lat. Oznacza to możliwość zajrzenia w bliższą i dalszą historię fotografii. Ba, nawet prehistorię, gdyż The Journal of the Photographic Society of London (tak brzmiał pełny początkowy tytuł) zaczął być wydawany w roku 1853. To u nas były czasy pierwszej lampy naftowej i otwarcia przez Wedla fabryki czekolady. A fotograficznie w Wielkiej Brytanii? Żył jeszcze William Fox Talbot, emocje wzbudzał świeżo wynaleziony proces kolodionowy (czyli mokra płyta), a ważący 9 funtów aparat chwalono za „extreme lighteness and portability”.  

     Ale tak jak jak i dziś, na spotkania klubowe przynosiło się własny sprzęt, by pochwalić się przed kolegami. Na zebraniu Towarzystwa 21 kwietnia 1853 roku zaprezentowanych zostało 14 aparatów. Panowie Clark i Elliott pokazali aparaty składane (po polsku: field camera J), trzech dżentelmenów aparaty z kompletną ciemnią wewnątrz nich, a czterech innych modele zawierające kasety na większą liczbę arkuszy papieru fotograficznego. W przypadku jednego z aparatów nawet pięćdziesięciu (!), a gdy przewodniczący zebrania (wice-prezes Photographic Society, Sir William J. Newton) zapytał czy dobrze usłyszał liczbę możliwych do wykonania zdjęć, odpowiedziano że może być ich nawet więcej niż 50,  ograniczeniem jest wyłącznie długość dnia. To były czasy!

     Publikuję ten artykuł po przejrzeniu ledwie trzech najstarszych – fascynujących! – numerów pisma. Kolejne z pewnością są równie ciekawe, więc zapraszam was do czytania i oglądania. Ale uprzedzam, że jeśli liczycie na zdjęcia, to nie szukajcie ich w numerach wcześniejszych niż z końcówki XIX wieku. LINK DO ARCHIWUM

wtorek, 26 stycznia 2021

THE ONE. W Sony numerki się pomyliły?

     Widać ugryzienie EOSem R5 mocno zabolało Sony, skoro zdecydowało się na ruch taki jak dziś. Dwie osobne linie wyrafinowanych bezlustrowców, filmujących A7S i wysokorozdzielczych A7R, są już passe. Teraz rządzić ma jeden aparat – The One. Po polsku: A1, formalnie Alpha 1. Sony wrzuciło do niego wszystko co miało najlepszego, a nawet więcej. Choć to zdecydowanie ewolucja, a nie rewolucja. Tę widać w numeracji. W Sony od dawien dawna wyższy numer oznaczał bardziej zaawansowany model, a tu taka odmiana! Racja, był Sony R1, z tym że on nie miał „rodzeństwa”. Jeśli szukam głębiej w historii, to dopiero w połowie lat 70-tych ubiegłego wieku trafiam na XE-1 „wyższe” od XE-5. Były takie Sony? Skądże, mam na myśli Minolty! W ten sposób Sony swoim nowym flagowcem wraca do głęboookich korzeni. OK, a co z pniem i gałęziami – one są przecież znacznie ważniejsze. Racja, już piszę.

poniedziałek, 25 stycznia 2021

TEST… nie, tylko teścik: Sony A7C. Nie każdy znajdzie w nim coś dla siebie.

     Gdy wypożyczałem aparat do niedawnego testu Samyanga 14 mm f/2.8 FE, Sony proponowało mi model postawiony wysoko w hierarchii, ale ja uparłem się właśnie na A7C. Wybrałem „gorsze” oczywiście po to, by sprawdzić jak naprawdę rzeczy się mają z tym chyba najbardziej kontrowersyjnym ostatnimi czasy bezlustrowcem Sony. Marudzenia nad nim ciągną się od samej premiery jesienią zeszłego roku: że nieergonomiczny, że drogi, że wizjer do luftu…

     Sam też wypowiedziałem się wówczas w temacie, jednak mój artykuł bazował wyłącznie na oficjalnych danych oraz wstępnych ocenach osób, które już miały do czynienia z A7C. Zauważyłem wtedy świeże powiewy w konstrukcji, wyraziłem wątpliwości co do kilku rozwiązań, lecz całościowo oceniłem aparat pozytywnie. Teraz miałem okazję używać go ze trzy tygodnie, więc dowiedziałem się o nim znacznie więcej.

     Więcej dobrego, czy więcej złego? Nie umiem tego jednoznacznie ocenić. Pewne potencjalne wady pogłębiły się, inne okazały się nieistotne. Niektóre ewidentne pozytywy przestały błyszczeć, z kolei inne uwypukliły się. Dobra, wystarczy tego podsumowania, to przecież początek artykułu, a nie koniec. Czas na konkrety.

poniedziałek, 18 stycznia 2021

K2 zdobyte!... w cieniu Sony.

    Gratulacje chłopaki! Podziwiam za kawał solidnej alpinistycznej roboty, za wprowadzenie na tak trudny szczyt aż 10 ludzi i udane zejście wszystkich do „trójki” po 20 godzinach od startu. 
     Szacun także za ukłon w stronę następców, którym umożliwiliście dokonanie pierwszego „prawdziwego” zimowego zdobycia K2, czyli bez tlenu. Lub jeszcze bardziej stylowo, na przykład w klapkach i z piwem w ręku.
     Inna sprawa, że tak bezczelnego lokowania produktu dawno nie widziałem ☺

czwartek, 14 stycznia 2021

TEST: Samyang AF 14 mm F2.8 FE

     Samyang od kilku lat kroczy drogą wbijania się z trzeciej do drugiej ligi producentów obiektywów. Wbijania się bardzo skutecznego. Z początku był kojarzony głównie z tanimi szkłami supertele, w rodzaju 500 mm f/8, potem pojawiły się rybie oka pod APS-C i Micro 4/3, a następnie już normalniejsze, choć nadal krótkoogniskowe, jasne stałki. No dobrze, zdarzyło się 100 mm i 135 mm, ale one okazały się jednorazowymi wybrykami, bo później Samyang nie wyskoczył ponad 85 mm. 

     Tyle, że wszystko to były obiektywy bardzo mechaniczne, bez jakiejkolwiek komunikacji z aparatem. Żadnych elektrycznych styków, żadnych popychaczy przysłony, tylko goły bagnet. Wreszcie z pięć lat temu Samyang wszedł w zaawansowaniu o poziom wyżej, i to w dwóch aspektach. Po pierwsze pojawiło się pełne połączenie z aparatem, zarówno elektroniczne, jak i mechaniczne. Czyli styki dla przekazywania danych w jedną i drugą stronę oraz do sterowania przysłoną, ewentualnie dźwigienka / popychacz, jeśli przysłona miała być przymykana mechanicznie. Po drugie, autofokus, czym Samyang różni się od trochę później startującej Laowy. Ona nadal tkwi w manualach, a przy tym stara się prezentować szkła wyjątkowe, bądź wręcz rekordowe pod względem kombinacji parametrów – ogniskowa, jasność, skala odwzorowania itd. Samyang działa nieco bardziej konserwatywnie, a przy tym nie waha się wypuszczać obiektywów jakich na rynku jest zatrzęsienie. Przykładem choćby ostatni 35 mm f/1.8 oraz spory wybór portretówek 85/1.4. 

     Właśnie, to kolejna cecha jego oferty: mnóstwo wersji pozornie podobnych szkieł. Tych czternastek lub osiemdziesiątekpiątek jest tyle, że czasem trudno się połapać która jest która. Ale bez paniki! Trochę poczytamy i pooglądamy zdjęcia obiektywów, i orientujemy się która wersja to manual focus, która premium manual focus, która auto focus i do jakich aparatów da się je podłączyć. Przy tym każde mocowanie często oznacza nieco inną nazwę obiektywu, co niesamowicie zwiększa liczbę modeli Samyanga w sprzedaży. Gdy zajrzałem na Ceneo, znalazłem tam około setki Nikkorów, tyle samo szkieł Canona, dwa razy tyle Sigm, a Samyangów… ponad 400! A samych jego czternastek w różnych odmianach, wersjach i mocowaniach, aż 40! Robi wrażenie, prawda?

     Tyle przydługiego wstępu, przechodzę do testu. Trochę mi głupio, bo uświadomiłem sobie, że do tej pory nie miałem na warsztacie żadnego Samyanga. Znaczy, na blogu, bo dawno temu dla Foto testowałem APSowe rybie oko 8 mm, nota bene bardzo udane. Teraz wymyśliłem sobie przestrzelanie jakiejś mocno szerokiej, ale jednak rektalinearnej, stałki. Zresztą jasne, że stałki, bo do zoomów Samyang jeszcze nie dojrzał. Padło na 14 mm f/2.8 z mocowaniem Sony FE.