poniedziałek, 7 listopada 2016

Światła nie da się zminiaturyzować, czyli Olympus FL-900R

     Przed weekendem wpadłem do Olympusa, by pożyczyć aparat-rekwizyt, do pozowania w teście statywu Vanguarda (publikacja wkrótce). Wypożyczenie okazało się transakcją wiązaną, gdyż razem z E-M10 II dostałem photokinową nowość, flesz FL-900R. Dostałem na króciutko, więc o teście nie było mowy, ale wystarczyło czasu, by przyjrzeć się, co też w Olympusie ciekawego wymyślono. Po numerze widać, że to flagowiec, uzupełniający „od góry” linię fleszy, w której najpotężniejszym modelem był do niedawna FL-600R. „Najpotężniejszym”, lecz nie dostającym topowym modelom konkurencji. W Olympusie uznano, że trzeba uzupełnić braki w specyfikacji.

     Czego brakowało? Przede wszystkim uszczelnień, więc je dodano, a dzięki nim lampa jest bryzgo- i pyłoszczelna, a przy okazji działa nawet przy 10-stopniowym mrozie. Podejrzewam jednak, że to zasługa nie tyle konstruktorów lampy, co twórców najnowszych akumulatorków Li-ion. Zdecydowanie poszerzono też zakres kątów świecenia. Przede wszystkim w zakresie tele, gdzie FL-600R „sięgała” zaledwie do małoobrazkowych 85 mm. Natomiast FL-900R potrafi wypuścić wiązkę światła pokrywającą kadr optyki 200 mm. Po drugiej stronie zakresu ogniskowych, kąt świecenia jest odpowiedni do współpracy lampy z optyką 14 mm. Świetnie, gdyż poprzednik schodził zaledwie do 16 mm, co nie bardzo pasowało pokazanemu wiosną M.Zuiko 7-14 mm f/2.8 Pro. Tak szerokie świecenie możliwe jest oczywiście wyłącznie z nasadką rozpraszającą. Bez niej nowa lampa kryje tyle samo co starsza, czyli małoobrazkowe 24 mm.

W obu parach, po lewej FL-900R, po prawej canonowski Speedlite 580EX II.
     I tu dochodzimy do sedna artykułu i największego problemu flesza FL-900R. Ba, nie tylko jego, ale też problemu całego systemu Mikro 4/3. Jego istotą jest możliwość znaczącego zminiaturyzowania aparatów i obiektywów w porównaniu z cyfrówkami wyposażonymi w większe matryce. Jednak jakoś dopiero teraz, po wzięciu do ręki FL-900R pojąłem, że aparaty i optykę owszem, ale lamp błyskowych nijak nie da się zmniejszyć. Nie ma bowiem znaczenia, czy oświetlany kadr rejestrowany jest aparatem Mikro 4/3, małoobrazkowym, czy 8 × 10 cali. Światła potrzebuje on tyle samo. Jeśli flesz ma porządnie kryć zakres kątów widzenia 12° - 84° i mieć przy tym najwęższym liczbę przewodnią z okolic 60, MUSI posiadać dużą głowicę i solidny kondensator. By szybko się on ładował, a akumulatorów nie trzeba było zbyt często wymieniać, TRZEBA pozostać przy 4 paluszkach AA (a nie dwóch). Stąd flesz przeznaczony do PENa, czy też OM-D będzie tak samo duży jak ten do Nikona D5, czy „jedynek” Canona. Lecz o ile z nimi, choć też z mniejszymi fullfrejmami, SB-5000 albo 600EX wyglądają „normalnie”, to FL-900R z bezlusterkowym Olympusem jawi się jako mocno przerośnięte urządzenie, nawet jeśli połączymy je z którymś OM-D i sporym obiektywem. W nagłówku artykułu widać zestaw z E-M10 II i 12-40/2.8. A co zobaczymy, jeśli tę lampę postawimy na PENie E-PL8 z 14-42/3.5-5.6? Karykaturę po prostu, albo żart. Żart dość ciężki, bo ten flesz załadowany akumulatorami waży niemal pół kilograma. Czyli więcej niż wspomniany zestaw E-PL8.

     Czyli co, ten flesz nie ma sensu? Ależ skąd, da się go używać. Raczej nie z PENami, a z OM-D, najlepiej z tymi, które można doposażyć gripem HLD. Ale mówiąc szczerze, bardziej widzę takie lampy jako pracujące off-camera i zdalnie wyzwalane. FL-900R umie funkcjonować w takim systemie zarówno jako lampa wyzwalana, jak i jako sterownik dla maksymalnie 3 grup lamp. Zresztą te same możliwości ma flesz FL-600R. Reszta trybów działania też wygląda identycznie. Pomiar błysku TTL albo przez wbudowany w lampę sensor, tryb ręcznego doboru energii błysku, błysk „ciągły” (dla czasów krótszych od X) z TTL i w manualu, błysk stroboskopowy, wspomniany tryb zdalny RC, a dodatkowo jako lampa Slave w manualu albo z pomiarem własnym czujnikiem. W tych dwóch ostatnich przypadkach wyzwalaczem może być dowolna lampa nie emitująca przedbłysków. Oczywiście jest też LEDowe oświetlenie do filmowania. Sporo! Dodam jeszcze, że czas ładowania kondensatora po pełnym błysku wynosi zaledwie 2,5 s, czyli bardzo przyzwoicie.

     Komu ta lampa się przyda? Na pewno ucieszą się z niej fotografowie potrzebujący uszczelnień oraz ci świecący na wprost przy używaniu ogniskowej 7 mm. Jednak podejrzewam, że znaczna część wybierze (albo pozostanie przy) FL-600R – o 25% lżejszej i o 40% tańszej. Bo żeby kupić flesz za 2600 zł, trzeba mieć naprawdę silną motywację. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz