Źródło: dc.watch.impress.co.jp |
W
przeciągu tygodnia świat obiegły zdjęcia i opisy dwóch fotograficznych
wynalazków. Choć pochodzą one z różnych krańców świata i różnią się koncepcją oraz użytymi technologiami, mają jedną rzecz wspólną: formę, która
nieodparcie przywodzi militarne skojarzenia. Przypadek? Raczej nie. Domorośli
konstruktorzy po prostu wykorzystali już istniejące wzorce zapewniające wygodną
obsługę czegoś długiego i ciężkiego, co trzeba trzymać w rękach i z czego
trzeba szybko i dokładnie wycelować w żądanym kierunku.
Źródło: dc.watch.impress.co.jp |
W
pierwszym przypadku wzorcem została ręczna wyrzutnia rakiet. Przeciwlotniczych,
czy też przeciwczołgowych – tego konstruktor nie zdradza. Nazwa „Olympus Air
A01" sugeruje pierwszą opcję, ale to zmyłka, bo to nazwa nie tyle owego zestawu,
a wykorzystanej olympusowej platformy opartej na bezprzewodowo sterowanym
„bezkorpusowcu”. Widzimy go na końcu zestawu, za obiektywem (300 mm f/2,8 z
systemu 4/3), dwukrotnym telekonwerterem i przejściówką 4/3→μ4/3. Resztę
elementów przymocowano za pomocą przedłużki do stopki mocowania statywowego.
Mamy tam smartfon w uchwycie oraz lupę pozwalającą na obserwację ekranu z małej
odległości. Całość można wygodnie oprzeć na ramieniu, a kciuk prawej dłoni
łatwo trafia na ekranowy spust migawki. Jedno, co mnie razi, to trzymająca się
na taśmie klejącej lupa. Ale może to tylko prototyp…
Źródło: nikonmiami.blogspot.com |
Drugie
urządzenie, nazwane Triaxez, już z pewnością ma przeciwlotniczą proweniencję. Trudno
się zresztą dziwić, że zajmujący się fotografowaniem na pokazach lotniczych
goście z Florydy, zaczerpnęli koncepcję swego urządzenia z ręcznego zestawu
sprzężonych, przeciwlotniczych karabinów maszynowych. A może to były tylko
podwójnie sprzężone kałachy albo inne diegtariewy? – coś takiego widziałem na zdjęciach z wojny w
Wietnamie.
Źródło: nikonmiami.blogspot.com |
W wykonaniu made in USA aluminiowa rama opiera się na ramionach
fotografa poprzez półokrągłe wsporniki. Z przodu na ramie mocowany jest aparat
z dłuuugim obiektywem, a wyzwalanie migawki oraz ręczne ustawanie ostrości odbywa
się za pomocą manipulatora i dodatkowego spustu w lewym uchwycie zestawu.
Ważnym elementem jest przeciwwaga umieszczona z tyłu, a stanowi ją pojemnik z
akumulatorem. Mamy więc dwa w jednym: superpojemne źródło energii, której wystarcza
na cały tydzień fotografowania oraz równomierne obciążenie fotografującego do
przodu i do tyłu. Plus kółka dla wygodnego transportu. Wiadomo, wszystko to
sporo waży, ale dobre wyważenie zestawu i zupełne nieobciążanie rąk jest sprawą
znacznie istotniejszą. No i śledząc samolot, z pewnością łatwiej się szybko
obracać z czymś takim na ramionach, niż z aparatem opartym na statywie /
monopodzie.
Oba
pomysły uważam za godne naśladowania i rozwoju, co z pewnością nastąpi. Jednak
w dobie powszechnych nastrojów antyterrorystycznych, fotografowie używający takich zestawów
muszą uważać, by jakiś nadgorliwiec ich nie „wyeliminował”. Zwłaszcza, że będą
one często wykorzystywane do zdjęć samolotów, bardzo wrażliwych na działania
terrorystyczne. Piszę z własnego doświadczenia, ciesząc się że mogę, gdyż –
całe szczęście – Służby warszawskiego Okęcia pewnego razu zanim zaczęły
strzelać, spróbowały negocjacji. Tak się bowiem złożyło, że kilka lat temu sprawdzałem
czy da się fotografować przez lunetę. Nikon promował wówczas digiscoping i dał
mi do zabawy zestaw o ogniskowej, którą łatwiej było deklarować w metrach niż w
milimetrach. Spróbowałem go używać między innymi do fotografowania samolotów i
w tym celu ustawiłem się tuż przy płocie lotniska na podejściu do pasa 15
używanego tego ranka do lądowań. Nie dysponowałem żadnym z prezentowanych w tym
artykule udogodnień, fotografowałem więc z ręki albo ze statywu z „luźną”
głowicą. Długo nie podziałałem w spokoju, gdyż już po kwadransie zaniepokojona Straż
Ochrony Lotniska wysłała miłą panią, która bardzo uprzejmie przywołała mnie „do
płota” i poprosiła o zaprezentowanie sprzętu którego używam. Widać długa,
wąska, czarna rura to było coś nowego na Okęciu. Bo znacznie bardziej efektowna
„sześćsetka” Canona, którą dzierżył fotografujący obok spotter, nie wzbudziła
jakiegokolwiek zainteresowania u Służb. Przez chwilę nawet trochę dziwiłem się
tak wysokiej czujności, ale sprawa szybko się wyjaśniła: na pas wykołował El Al…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz