poniedziałek, 19 września 2016

Photokinowe nowości Panasonica



     Photokina startuje już jutro, stąd dziś dobry dzień na konferencje prasowe i oficjalne prezentacje nowości, które będzie można obejrzeć na targach. Do momentu publikacji tego artykułu, taką konferencję urządził jedynie Panasonic. Właśnie o jego trzech nowościach chciałbym napisać kilka słów, gdyż miałem możność poznać je już wcześniej, na przedpremierowych prezentacjach.
     Jakich Lumixów spodziewaliśmy się na Photokinie? Przede wszystkim GH5 filmującego w 8K, no, od biedy w 6K. Drugim wyczekiwanym był Panasonic LX200, czy jak tam by nazwano następcę LX100. I co? I nic z tego! Nie pojawił się ani jeden, ani drugi. Ale modele, które się pokazały, można było przewidzieć. Ich forpocztą był Lumix GX80, prekursor „drugiej linii” aparatów w serii GX. Teraz w identyczny sposób Panasonic wzbogacił serie G i LX.


     Co nowego w G? Oczywiście G80. Napisałem, że „druga linia”, ale gdy przyglądamy się specyfikacji aparatu, mało w niej ustępstw w stosunku do najwyższych modeli. Dotyczy to przede wszystkim użytej matrycy – 16-, a nie 20-megapikselowej. Jednak dzięki usunięciu filtra dolnoprzepustowego, rozdzielczością zdjęć G80 ma wygrywać ze wszystkimi rynkowymi konkurentami w klasie 16 Mpx. Ale nie brakuje autofokusa DFD, filmów 4K, uszczelnień, ani obsługi kart UHS-II. Przy tym G80 kilkoma funkcjami i cechami przeważa nad G7 i GX80, z którymi chyba najczęściej będzie porównywany. Po pierwsze w swej obudowie ma aluminiowy przedni panel, a oba wspomniane Lumixy są w całości plastikowe. Tryb 4K PHOTO uzupełniono o Focus Stacking. G80 korzystać może z nowego systemu stabilizacji obrazu Dual IS II, który zapewnia skuteczność 5 działek czasu także podczas fotografowania optyką długoogniskową. Uzyskano to przede wszystkim dzięki udoskonalonej współpracy stabilizacji matrycy i stabilizacji optycznej, które w zależności od sytuacji w różny sposób dzielą się pracą. G80 potrafi strzelać 9 klatek/s, a w trybie AFC 6 klatek/s. Serie mogą liczyć 200 najcięższych JPEGów albo 40 RAWów. Świetnie!

     OLEDowy wizjer ma powiększenie 0,74× - to oczywiście już wartość „przeliczona” na mały obrazek. Wspaniale działającym nowym elementem wnętrza jest migawka. Zaprojektowano ją zupełnie od nowa, jest teraz napędzana w pełni elektroniczne. Różnica na plus w poziomie drgań i hałasie, w odniesieniu do starszych modeli jest potężna. Stąd „migawka elektroniczna”, czyli naświetlanie bez użycia migawki szczelinowej, przydawać się będzie już chyba tylko do realizacji bardzo krótkich ekspozycji (do 1/16000 s). Dość niespodziewanym nowym akcesorium jest uchwyt do zdjęć pionowych DMW-BGG1. Dotychczas taki grip dostępny był wyłącznie dla serii GH.
     Czego może brakować? Równie wyrafinowanego filmowania, ale – biorąc pod uwagę bezlusterkowce Panasonica – to działka nadal zarezerwowana dla Lumixów GH. G80 reprezentuje tu poziom praktycznie identyczny jak Lumix G7. Praktycznie, bo jak wynika z zestawienia parametrów filmowania, G80 podobnie jak GH4 nie ma ograniczenia czasu rejestracji pojedynczej sekwencji do 30 minut.
     Z tego wszystkiego wynika, że nowa „osiemdziesiątka” jest naprawdę fajnym aparatem. W kwestiach fotograficznych trudno mu cokolwiek zarzucić. Jeśli już, to w porównaniu z niektórymi konkurentami wypada gorzej pod względem najwyższych częstości serii zdjęć. I jak na razie, tylko dwa obiektywy współpracują z jego Dual IS II. Tak czy inaczej, nie mogę się doczekać, kiedy dorwę go do testu!

     Pozostałe dwa nowe Lumixy to już kompakty. Pierwszym z nich jest LX15, czyli kieszonkowiec z jasnym obiektywem i stosunkowo dużą matrycą. Jego, pod względem zaawansowania, trochę podciągnięto w porównaniu z LX100, jednak w dwóch istotnych aspektach spozycjonowano go niżej. Po pierwsze mniejszy jest przetwornik obrazu. W LX100 była to 12-megapikselowa matryca 4/3 cala, nieco „przycięta”, gdyż aparat korzystał z dobrodziejstw funkcji Multi Aspect. W LX15 Panasonic obniżył loty, używając „standardowego” przetwornika 1-calowego liczącego 20 Mpx, już bez Multi Aspect. Trochę szkoda. Drugi minus, to „zamiana” elektronicznego wizjera na wbudowany flesz. Może komuś to rozwiązanie pasuje, ale mi zdecydowanie nie. Zwłaszcza, że brak stopki dla lampy zewnętrznej, uniemożliwia użycie wizjera opcjonalnego.

     Dobra, koniec marudzenia, czas na plusy tego kompkacika. Obiektyw ma podobny jak w LX100 zakres ogniskowych i ciut wyższą jasność: 24-72 mm f/1.4-2.8. Panasonic bardzo chwali się tym obiektywem, jego wyrafinowaną konstrukcją (4 soczewki asferyczne, 2 asferyczne ED, jedna UHR) i gwarancją ładnego boke. Mniejsza średnica przedniej soczewki umożliwiła zastosowanie klasycznej w kompaktach automatycznej zasłonki obiektywu. Ekran ma troszkę wyższą rozdzielczość niż w LX100 i można odchylać do góry, nawet o 180°. Migawka centralna w obiektywie uzupełniona jest elektroniczną, co pozwala na korzystanie z czasów do 1/16000 s. Rzecz bardzo przydatna przy tak jasnej optyce, niemniej LX100 pod tym względem wypadał równie dobrze. Nie miał jednak szans jeśli chodzi o filmowanie. LX15 potrafi już rejestrować filmy 4K i oczywiście dysponuje całą panasonicową otoczką: Post Focus, Focus Stacking, 4K Burst itd.

Wbudowana lampka zamiast wizjera?
Mi się ten pomysł wcale nie podoba.
     Przyznam, że ten aparacik jakoś mnie nie zachwycił. Może dlatego, że spodziewałem się LX200, a zobaczyłem LX100 z mniejszą matrycą, uzupełnione o filmowanie 4K. Ale jako aparat plasowany na trochę niższej półce, prezentuje się w sam raz. Zwłaszcza jeśli w najbliższym czasie Panasonic pokaże PRAWDZIWEGO następcę LX100.




     Trzeci z zaprezentowanych dziś aparatów, to też kompakt, ale z zupełnie innej kategorii wagowej. Lumix FZ2000 to potężna maszyna, nie ustępująca wielkością i ciężarem (niemal kilogram) nawet niektórym lustrzankom APSC wyposażonym w superzoomy. Kto zna jego poprzednika, czyli Panasonica FZ1000, ten wie. Z tym, że FZ2000 został zaprojektowany trochę odmiennie. Jego unowocześnienia dotyczą w dużej mierze trybu filmowania, podciągniętego na bardzo wysoki poziom, znany z Lumixa GH4. Rozdzielczości C4K i 4K, bitraty 50, 100, 200 Mb/s, kompresje IPB i ALL-Intra, kod czasowy, dźwięk LPCM i AAC – każdy znajdzie tu coś dla siebie. A, oczywiście nie obowiązuje ograniczenie sekwencji wideo do 30 minut. [EDIT: nie obowiązuje "w świecie", ale w europejskim obszarze PAL, niestety tak.] Dla amatorów przeznaczono dodatki typowe dla Lumixów z 4K: Post Focus, 4K Burst itd.

     Zupełnie od nowa zaprojektowano obiektyw. Widząc poszerzony stosunku do FZ1000 zakres ogniskowych 24-480 mm, spodziewałem się przede wszystkim odpowiedzi na 24-600 mm z Sony RX10 III. Ale nie, Panasonicowi chodziło o coś zupełnie innego. Wzmocnienie zakresu tele to przydatna rzecz, choć nie odbyło się to bez strat na jasności zooma: f/4 z FZ1000 zamieniło się w f/4.5. Jednak istotne jest zupełnie co innego. Nowa konstrukcja, po włączeniu aparatu mocno wysuwa się z obudowy (mniej więcej tak jak w FZ1000 dla pozycji „400 mm”) i pozostaje w niej niezmiennie zarówno przy ustawianiu ostrości, jak i ogniskowej. Po prostu optyka tego Lumixa ma wewnętrzne i ogniskowanie i zoomowanie. Czyli obie operacje mogą odbywać się sprawniej, z mniejszym zużyciem energii, no i ciszej. 

     Choć pod tym względem, egzemplarz FZ2000, który miałem w rękach, raczej mnie nie zachwycił. A może tylko nie dość dokładnie przejrzałem menu i nie znalazłem opcji cichego zoomowania? Tak czy inaczej, obiektyw prezentuje się ambitnie, ze swymi 16 soczewkami, w tym 5 asferycznymi i 4 ED. Ale to nie wszystko. Przysłona może być płynnie przymykana i otwierana, co ma istotne znaczenie podczas filmowania. A przymykać ją można nawet do f/11, czyli o działkę mocniej niż w FZ1000. 


     Drugim, jeszcze ciekawszym elementem wewnątrz obiektywu, jest "prawdziwy", optyczny, szary filtr o zmiennej krotności. Ekspozycję możemy wydłużyć 4, 16 albo 64×, ewentualnie zdać się na tryb automatyczny. Mało tego, filtr ten aktywujemy i dobieramy jego krotność suwaczkiem na obudowie obiektywu. No, wygląda to całkiem profesjonalnie. Podobnie jak umieszczone obok tego przełącznika aż trzy definiowane klawisze Fn. Filmowa maszyna z tego FZ2000, nie ma co! Do tej beczki miodu muszę dodać łyżkę dziegciu. Podobnie jak w FZ1000, przy filmowaniu w 4K obraz rejestrowany jest na centralnym fragmencie matrycy obejmującym obszar 8 Mpx. A to oczywiście oznacza znaczące ograniczenie szerokiego kąta widzenia. O ile? Do tego co daje nam odpowiednik małoobrazkowych 37 mm. Szkoda!

     A czy poza kwestią filmowania coś się zmieniło? No, raczej niewiele. Matryca to ta sama 1-calowa 20 Mpx, nic też nie wiadomo o jakichś zmianach w procesorze / oprogramowaniu do obróbki sygnału. Trochę nowości znajdziemy jednak w konstrukcji aparatu. Ekran jest już dotykowy (oczywiście z dodatkiem Touch Pad AF), celownik bardziej powiększa obraz (0,74×, a nie 0,7×), a pojedyncze „klikane” tylne pokrętło sterujące zamieniono na dwa: przednie i tylne. „Rozmnożono” do dwóch także pierścienie na obiektywie. Oczywiście, można w dość szerokim zakresie dobierać sterowane nimi funkcje. Serie zdjęć to maksymalnie 12 klatek/s, a przy AFC (DFD rzecz jasna) 7 klatek/s. W odróżnieniu od G80, nie ma mowy o pełnym wykorzystaniu kart UHS-II. Stąd deklarowana maksymalna długość serii 80 / 30 zdjęć (JPEGi / RAWy) jest bardzo dobrym wynikiem. Migawki aparatu mają takie same parametry jak te znane z FZ1000: najkrótszy czas realizowany przez centralną to 1/4000 s, a przez elektroniczną 1/16000 s.
W FZ1000 gniazdo statywu znajdowało się tuż przy komorze akumulatora, ale w FZ2000
powędrowało daleko, aż pod oś obiektywu. Świetnie, teraz nie będzie potrzeby odłączania
płytki statywowej dla wymiany akumulatora. Ani dla wyjęcia karty pamięci,
choć tu powód jest inny. Po prostu gniazdo karty znajduje się teraz boku aparatu.

     I jak wam się te Lumixy spodobały? Mi różnie. LX15 jakoś nie złapał mnie za serce, czekam na LX200. W FZ2000 widzę sporo zalet, doceniam zmiany na plus w obsłudze: dotykowy ekran, więcej definiowalnych klawiszy, położenie gniazd karty i statywu. Ale że nie jestem filmowym zwierzem, więc nie ruszają mnie zmiany w rejestracji wideo. Nowy obiektyw? OK, ale od wydłużenia zakresu tele ważniejsze jest jak wypadnie jakościowo. Natomiast moim zdecydowanym faworytem wśród photokinowych nowości Panasonica jest Lumix G80. Matryca matrycą, szkoda że nie 20 Mpx, ale i 16 Mpx bez filtra dolnoprzepustowego pewnie daje radę. Natomiast do całej reszty aparatu: konstrukcji, funkcji, możliwości – nie mam się gdzie przyczepić, a chwalić jest co. Od cichutkiej i bezwstrząsowej migawki począwszy, poprzez Dual IS II i długie serie zdjęć, a na uchwycie pionowym skończywszy. Baaardzo ciekawy aparat, a równie ciekawe, czy już teraz na Photokinie, czy też wkrótce, konkurencja odpowie Panasonicowi jakąś równie interesującą cyfrówką. 

4 komentarze:

  1. Fajne nowości, widać, że panasonic zaczyna wyprzedzać konkurencję. A jeszcze jak wjedzie gh5 to dopiero będzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. dla mnie panasonic od dawna daje radę jeśli chodzi o aparaty, i od jakiegoś czasu coraz dalej zostawia za sobą konkurencje:) również czekam na gh5!

    OdpowiedzUsuń
  3. dołączam się do oczekujących na gh5 :D na pewno zmiecie konkurencje :D

    OdpowiedzUsuń
  4. "Przyznam, że ten aparacik jakoś mnie nie zachwycił. Może dlatego, że spodziewałem się LX200, a zobaczyłem LX100 z mniejszą matrycą, uzupełnione o filmowanie 4K."

    Tak dla informacji LX100 też filmuje w 4K.

    OdpowiedzUsuń