czwartek, 18 czerwca 2020

TEST: Olympus M.Zuiko ED 12-200 mm f/3.5-6.3 – miłe szkło, ale… nie dla każdego


    Musiałem ten obiektyw przetestować, choćby dla sprawdzenia jak daleko odbiega od jedynego na rynku świetnego superzooma, olympusowskiego 12-100 mm f/4. Zachwyciłem się nim 4 lata temu (TEST) i nadal jest on wzorcem do którego odnoszę inne tego typu szkła. Jak dotychczas żadna wakacyjno-spacerowa konstrukcja mu nie dorównała, a – jak podejrzewam – nie dokona tego też M.Zuiko 12-200 mm. Dlaczego nie? Bo jest mniejszy, lżejszy, tańszy, ciemniejszy i nie przyjęto go do olympusowej rodziny optyki PRO. Co wcale nie znaczy, że wypadnie w teście całkiem źle.

     Ten superzoom nie trafił do topowej gamy PRO, to może chociaż zakwalifikował się do Premium? Nie, ale wcale nie dlatego że mu się to nie należało, a z powodu reorganizacji. Po prostu u Olympusa uznano że trzy linie szkieł („zwykłe” M.Zuiko, Premium, PRO) to za dużo, więc wycięto tę środkową. Już jej nie znajdziemy, i przyznam że sam przegapiłem ten moment. Nagle zobaczyłem tylko dwie kolumny obiektywów w witrynie Olympusa. Nie chce mi się sprawdzać jak podzielono te z rodziny Premium pomiędzy obie pozostałe, ale podejrzewam że wszystkie zdegradowano do niższej.

     Jednak testowany superzoom ma coś z PRO. Został bowiem – jako jeden z zaledwie trzech „zwykłych” M.Zuiko – uszczelniony. Dwa pozostałe, to: najstarszy olympusowy superzoom 14-150 mm f/4-5.6 II oraz makrówka 60 mm f/2.8. Co poza uszczelnieniami? Mnóstwo soczewek, do tego mocno „tęczowych”. Asferyczne, niskodyspersyjne mniej lub bardziej, wysokorefrakcyjne takie i owakie – aż miło popatrzeć na schemat. W sumie jest ich 16, czyli wcale nie tak dużo, jak na zaawansowaną konstrukcję. Zaawansowaną, choć nie rekordową. To odpowiednik małoobrazkowego 24-400 mm, a pod względem zakresu lepszy jest APSowy Tamron 16-300 mm, czyli odpowiednik 24(26)-450(480) mm. Wartości w nawiasach dotyczą Canonów, a bez nawiasów modeli pozostałych producentów, czyli z nominalnym „cropem” 1,5×. Liczę jednak bardzo, że obiektyw Olympusa okaże się lepszy od Tamrona, szczególnie przy najdłuższych ogniskowych. Mój test Tamrona TU.

Źródło: Olympus

     Wewnątrz obiektywu nie znajdziemy systemu optycznej stabilizacji obrazu, co mocno dziwi. Trzeba więc bazować na stabilizacji matrycy, która przy długich ogniskowych nie zapewnia tak wysokiej skuteczności jak ta w obiektywie. Ale cóż, oszczędności… To dzięki nim obiektyw można kupić już za 3700 zł, a nawet 3000 zł, jeśli zdecydujemy się na sztukę z rozkompletowanego zestawu z aparatem. Dla porównania, M.Zuiko 12-100 mm kosztuje 5000 zł, a 14-150 mm różnie: standardowo 2700 zł, a z zestawu jest do kupienia już za 1500 zł. Spory rozrzut!


     Na zewnątrz obiektywu zastajemy dużo tworzyw sztucznych. Co nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę masę obiektywu wynoszącą zaledwie 455 g. Z metalu wykonane jest mocowanie bagnetowe oraz fragmencik obudowy tuż przed pierścieniem ostrości. Katalogowa długość obiektywu wynosi 10 cm, natomiast praktyczna, czyli z założoną osłoną przeciwsłoneczną zmienia się od ok. 13 cm dla najkrótszej ogniskowej do 20 cm przy najdłuższej.


     Ten wysuw realizowany jest jednoczłonowo, a opór pierścienia – choć dość płynny – nie jest równy. Z początku, czyli w dole zooma pierścień stawia niewielki opór, który jednak stopniowo rośnie przy wydłużaniu zooma. W okolicach 100 mm napotykamy wręcz na „próg”, ale potem znowu jest łatwiej. Można to było zrealizować lepiej, szczególnie przy tych 100 mm, gdzie precyzyjne ustawienie kąta widzenia może sprawiać kłopoty. Może, choć w praktyce wcale nie musi. Ja sam odczuwałem to bardziej jako dyskomfort, niż utrudnienie. Grunt, że pierścień zooma jest szeroki, może trochę zbyt drobno moletowany, ale to zauważałem wyłącznie podczas krytycznego obmacywania, a nie przy fotografowaniu.

     Pierścień ostrości zaprojektowano cienki, ale nie cieniutki. On z kolei mógłby się obracać z trochę większym oporem. Ale, znowu, to też marudzenie testera. Ostrość oczywiście ustawiana jest na drodze elektrycznej, więc pierścień nie ma mechanicznego połączenia z odpowiednimi członami optycznymi. Brak też skali ostrości. Ogniskowanie oczywiście odbywa się wewnętrznie.

     Minimalna odległość ostrzenia wynosi 22 cm. Tyle wyczytamy w danych technicznych, ale w praktyce mało z tego wynika. Na przykład dla ogniskowej 200 mm najmniejszy dystans ostrości to 60 cm. Przy ogniskowej 25 mm da się ustawić ostrość na samym skraju osłony przeciwsłonecznej. Jak się domyślacie, jeszcze krótsze ogniskowe pozwalają naostrzyć na obiekt znajdujący się jeszcze bliżej. Tak, wewnątrz osłony! Dla 12 mm mniej więcej o centymetr od przedniej soczewki. Fotografowanie w skali makro wchodzi więc w grę. Co prawda nie robaczków, ale kwiatków i motylków, owszem. Producent deklaruje maksymalne powiększenie obrazu 0,23× (0,46× w przeliczeniu na mały obrazek) i możliwość objęcia kadrem obszaru zaledwie 75×57 mm. Jednak w rzeczywistości, przy krótkich ogniskowych, ten obszar może być nawet mniejszy.

M.Zuiko 12-200 mm korzysta z filtrów 72 mm.
     Dwa słowa o maksymalnym otworze względnym tego obiektywu. Zakres f/3.5-6.3 w superzoomie nie dziwi, a w testowanym M.Zuiko prezentuje się wręcz ładnie, biorąc pod uwagę zakres jego ogniskowych. Wartość f/6.3 to może nie to, co tygrysy lubią najbardziej, ale z drugiej strony, oznacza światło niższe od f/5.6 o zaledwie 1/3 działki. Nie ma jednak co kryć, że – tak jak i w innych superzoomach – jasność szybko spada z początkowych f/3.5. Ściemnienie o 1/3 działki widać już dla ogniskowej 14 mm, o kolejne dla 23 mm. Otwór f/5 objawia się przy 31 mm, a f/5.6 przy 45 mm. Dla 70 mm widzimy f/6.1, natomiast „końcowe” f/6.3 zaczyna obowiązywać po przekroczeniu 100 mm.

     Druga kwestia eksploatacyjno-użytkowa, to realne kąty widzenia. Superzoomy są obiektywami, które w tej konkurencji lubią oszukiwać. Znaczy, nie tyle one, co ich konstruktorzy, a jeszcze prędzej firmowi marketingowcy. Niestety nie miałem ani możliwości zmierzenia tych kątów, ani dokonania porównań z żadnymi obiektywami pracującymi na matrycach o proporcji boków 4:3. Odniosłem się więc do „sprzętu 3:2”, sprawdzając kąty widzenia po przekątnej kadru. I tak, przy najkrótszej ogniskowej, M.Zuiko 12-200 widzi minimalnie szerzej niż zoom 25-400 (małoobrazkowych) mm Panasonica FZ1000. Jednocześnie, jego kąt widzenia jest leciutko, lecz zauważalnie węższy niż pierwszej wersji canonowskiego 24-70/2.8. Czyli dobrze jest, żadnego istotnego kantu nie stwierdzam. Jednak widzę go na długim krańcu zakresu ogniskowych. Ale spokojnie, nie u Olympusa, a u Panasonica. Jeśli założymy że M.Zuiko ma (małoobrazkowe) 400 mm to zoom FZ1000 wygląda tak jak 380 mm. Wiem, przy tych najdłuższych ogniskowych nie stanowi to istotnej różnicy, jednak miło że i tu superzoom Olympusa nie nawalił.

Zdjęcia wykonane z tego samego miejsca przy skrajnych ogniskowych.
Różnica kadru pomiędzy ogniskowymi 100 mm i 200 mm. To porównanie dla tych,
którzy rozważają wybór pomiędzy olympusowymi zoomami 12-100 mm i 12-200 mm.

     Trzecia rzecz dotycząca pracy tym obiektywem, o której chciałbym wspomnieć, związana jest z używanym aparatem. M.Zuiko 12-200 mm jest nieduży jak na swój zakres, mimo to trochę jednak waży. Dlatego dobrze jest mieć za co porządnie chwycić aparat. Ta potrzeba nie zawsze objawia się bardzo wyraźnie. „Przecież jest wygodnie, po co dokładać uchwyt i jeszcze do niego dopłacać?!” Racja, tak to może wyglądać. Ale jeśli macie takie odczucia, przymierzcie się w jakimś sklepie do dedykowanego uchwytu. Zobaczycie jak bardzo poprawi się komfort fotografowania. Jasne, nie zawsze jest to możliwe (do większości PENów gripów brak), a czasem zbędne, bo rodzime uchwyty są duże (jak w „jedynkach”). Jednak w przypadku pozostałych modeli warto dopłacić do wygody.

     OK, pora na przedstawienie wyników testu tego superzooma.
     Zacznę od wyniku niezbyt „optycznego”, który mocno mnie zdziwił. Właściwie nawet nie było potrzeby wykonywania tego elementu testu, bo nie dotyczył on samego obiektywu, a działania aparatu z tym obiektywem. Chodzi o stabilizację. Jak wspomniałem na początku artykułu, obiektywowi brak systemu stabilizacji optycznej. Z czego oczywiście nie ma co się cieszyć, no chyba że uwzględniamy wynikający z tego spadek ceny obiektywu. Przecież wiadomo, że dla długich ogniskowych stabilizacja matrycy nie ma prawa być skuteczna. Jednak użytkownikom szkła z pewnością przyda się informacja co im da stabilizowana matryca. Czy całkiem nic, czy jednak coś, czy może więcej. Wyniki trochę mnie zdziwiły. Zasadniczo miło, choć nie do końca. Tym mniej miłym końcem, jest zaledwie dobry poziom skuteczności stabilizacji przy krótkich ogniskowych. To Olympus, powinno być świetnie, więc spodziewałem się skuteczności na poziomie 5 działek czasu. A ze zdjęć testowych wynikają maksymalnie 4 działki. Maksymalnie, bo dla niektórych czasów trafiają się 3 działki. Ale ucieszyłem się, że ten poziom skuteczności obowiązuje nie tylko dla dołu zooma, ale też dla środka, a co dziwniejsze, dla góry zakresu ogniskowych wcale nie jest zły. Dla 100-200 mm spodziewałem się spadku skuteczności o co najmniej dwie działki w porównaniu z krótkimi ogniskowymi, a tu sprawy mają się zauważalnie lepiej. No, nie na poziomie „dobrze”, ale przyzwoicie. Dla niektórych czasów i przy 200 mm zdarza się skuteczność 4 działek, choć przy innych bywają to zaledwie 2 działki. Jednak uzyskanie takiego wyniku dla długiego tele przy pomocy samej stabilizacji matrycy, to i tak przyzwoite osiągnięcie.

Ogniskowa 42 mm (małoobrazkowe >80 mm), czas naświetlania
1/4 s, czyli ponad 4 działki dłuższy niż mówi zasada odwrotności
ogniskowej. Jednak z piętnastu wykonanych zdjęć tylko jedno
było lekko ruszone. Dobry wynik!

     Żeby odejść od – mało mówiącego niektórym – parametru skuteczności, dodam wartości czasów naświetlania, dla których uzyskiwałem wyłącznie nieporuszone zdjęcia.
     Dla ogniskowej 25 mm, czyli małoobrazkowych 50 mm, włączona stabilizacja pozwalała uzyskać 100% ostrych zdjęć dla czasu 1/6 s. Jego dalsze wydłużanie powodowało gwałtowny wzrost liczby zdjęć poruszonych. Przy 100 mm (małoobrazkowe 200 mm) bez obaw mogłem korzystać z czasu 1/25 s, ale nie widać było tak gwałtownego spadku udziału ostrych ujęć przy trochę dłuższych ekspozycjach. Jeśli strzelimy 3 ujęcia dla 1/13, a nawet 1/6 s, w zasadzie mamy pełną szansę na sukces. Dla 200 mm już gorzej, bo pewność zachowujemy tylko do 1/100 s, a potem mamy silny spadek, tak jak w dole zooma. To oczywiście wyniki pracy systemu stabilizacji w moich dłoniach. Innym może to wypaść trochę odmiennie, choć istotnych różnic bym się nie spodziewał.
     Uzupełnię jeszcze, że cały test obiektywu wykonałem przy pomocy Olympusa E-M5 III, a w teście stabilizacji pracowałem „w pełni mechaniczną migawką szczelinową”, czyli bez włączenia elektronicznej pierwszej kurtyny.

     Czas najwyższy przejść do kwestii jakości optycznej.
     Pierwsza rzecz, szczegółowość obrazu. Tak jak się można było spodziewać, ten zoom nie jest bliskim kuzynem M.Zuiko 12-100 mm f/4. Nazwisko niby to samo, ale gałąź rodziny zupełnie inna. Naprawdę dobrze obiektyw sprawuje się tylko w okolicach swego najszerszego kąta. Zarówno środek klatki jak i brzegi zasługują na pochwałę, i to już od pełnej dziury. Im ogniskowa dłuższa, tym szczegółowość niższa, a spadek widać już przy 17 mm. Dobre choć to, że przymykanie przysłony pomaga, ale nie po to kupuje się sprzęt Micro 4/3 żeby kurczowo trzymać się f/8-11. Bo to właśnie takie otwory zapewniają optymalne wyniki. Optymalne, co nie znaczy że zawsze zadowalające. Przy średnich ogniskowych owszem, jednak dla długich, powiedzmy od 70 mm, już nie. Szczegółowość środka kadru rośnie zauważalnie po przymknięciu przysłony do podanych wartości, ale nie jest to wzrost duży, a poza tym start do niego następuje z niskiego poziomu. Z kolei na brzegach problemem okazuje się boczna aberracja chromatyczna. Co prawda jest ona automatycznie usuwana programowo, więc kolorowych obwódek brak, lecz pozostają ich silne „monochromatyczne” ślady. Widzicie je na wycinkach poniżej, wyglądają jak efekty poruszenia zdjęcia. Znikają one przy f/11, ale to mocno ogranicza przy fotografowaniu najdłuższymi ogniskowymi. W samym dole zooma bocznej AC też trochę jest, lecz aparat lepiej radzi sobie z bezśladowym jej usuwaniem. Dodam jeszcze, że dyfrakcja odzywa się dopiero przy f/16. W sumie wyniki spodziewane, co wcale mnie jednak nie cieszy.

Motyw do testu szczegółowości obrazu. Tym razem zdecydowałem
się na jeden motyw dla wszystkich ogniskowych. 
Wycinki poniżej.

Ogniskowa 12 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

Ogniskowa 17 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

Ogniskowa 23 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

Ogniskowa 42 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

Ogniskowa 70 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

Ogniskowa 94 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

Ogniskowa 200 mm, brzeg kadru na górze, środek na dole.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. 

Tak wygląda nieskorygowana boczna aberracja chromatyczna na zdjęciu wykonanym
przy ogniskowej 200 mm. Nic dziwnego, że po jej usunięciu mogą pozostać ślady.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Winietowanie prezentuje się znacznie ładniej. Znaczy, mało je widać. Naprawdę mało. Z początku byłem wręcz przekonany, że automatyczna korekcja winietowania jest tak sprytnie zaszyta w plikach, że nie jestem w stanie wywołać RAWy bez niej. Bo jak to możliwe, by superzoom przy swym najszerszym kącie w ogóle nie ściemniał brzegów? A jednak! Dopiero gdy wziąłem się za zdjęcia wykonane przy najdłuższych ogniskowych, gdzie winietowanie było widoczne, przekonałem się, że korekcja jest wyłączalna. Ale też, że może się ona przydać tylko w górze zooma. Jednak wcale nie musi, bo ściemnienie okolic rogów nie jest ostre, a więc często trudno je w ogóle dostrzec. Choć na niektórych ujęciach objawia się wyraźnie. Ale to wyłącznie powyżej 120-150 mm. Dół i środek zakresu ogniskowych pozwalają fotografować z wyłączoną w menu korekcją. Oczywiście jej aktywacja nic nie przeszkadza. Wyniki M.Zuiko 12-200 mm w tej konkurencji należy ocenić bardzo wysoko, a jak na superzoom, jako wręcz rewelację. Ciekawe, że choć aktualnym trendem w konstrukcji obiektywów jest pozostawianie silnego winietowania, Olympus idzie inną drogą. Można się z tego cieszyć, ale przyznaję, że jeśli „dołożenie” winietowania pozwoliłoby poprawić szczegółowość zdjęć, to taka opcja bardzo by mi pasowała.

Ogniskowa 12 mm, przysłona otwarta i mocno przymknięta. Redukcja otworu
względnego nie ma wpływu na winietowanie, gdyż ono po prostu nie występuje.

Ogniskowa 100 mm. Winietowania nadal brak.

Ogniskowa 200 mm. Winietowanie jest nawet dość silne, lecz przy tym w miarę
łagodne, czyli nie narasta gwałtownie przy samych narożach kadru. Tu wybrałem
ujęcie, na którym efekt jest dobrze widoczny, lecz na wielu innych może on pozostać
niezauważony. Ja bym jednak na wszelki wypadek aktywował na stałe korekcję
winietowanie w aparacie. No, chyba że efekt ze zdjęcia jest pożądany. 

     Dystorsja. Tu już bez cudów, więc dla 12 mm możemy podziwiać piękną „beczkę”. Możemy, jeśli się postaramy. Czyli znajdziemy wołarkę RAWów, która umie ominąć korekcję dystorsji. W innym wypadku zdjęcia są prościutkie, choć mogą być takie na dwa sposoby. Spójrzcie na zestaw zdjęć poniżej.


     Ujęcie wykonałem przy ogniskowej 12 mm. Lewe to JPEG prosto z aparatu i tak właśnie rzecz widziałem w wizjerze podczas kadrowania. Środkowe też nie wykazuje dystorsji, ale kadr jest zauważalnie szerszy. To efekt działania korekcji dystorsji w programie Darkteable. Z kolei prawa wersja obrazuje rzeczywistą pracę obiektywu, czyli po prostu beczka w pełnej krasie. Pokazuję te trzy wersje zdjęcia jako postscriptum dla napisanego wcześniej akapitu dotyczącego kątów widzenia testowanego obiektywu. Pochwaliłem go za uczciwe trzymanie szerokiego kąta, co zdarza się superzoomom wcale nie co dzień. Okazuje się, że pochwała to za mało, potrzebne są brawa. Gdy prostując dystorsję przejdziemy przez RAWa, kadr rozszerza nam się mniej więcej „o milimetr ogniskowej”. I to raczej więcej niż mniej. Mamy więc 24 mm pełną gębą, a może i mniej. Oczywiście, jeśli przy jakimś zdjęciu dystorsja nam nie wadzi, i nie musimy korygować beczki przy 12 mm, kadr zdjęcia jest jeszcze szerszy. Tak się składa, że znowu zyskujemy (od strony matematycznej, to raczej tracimy) milimetr lub nawet trochę więcej na dole zooma. „Ogniskowa 22 mm” – to brzmi bardzo zachęcająco! Para zdjęć poniżej pokazuje ile zyskujemy jeśli w ogóle nie usuniemy tej beczki. W przypadku takiego jak ten kadru, nijak nam ona nie przeszkadza. Lewe zdjęcie to JPEG z aparatu, prawe pochodzi z niekorygowanego RAWa.


     Skupiłem się na dystorsji dla 12 mm, ale poza nią jest też przecież kilka dłuższych ogniskowych. Beczka tradycyjnie zmniejsza się przy wydłużaniu zooma, ale jeszcze dla 17 mm jest wyraźnie widoczna. Dystorsja zeruje się po przekroczeniu ogniskowej 20 mm, a przy 25 mm widać już słabiutką poduszkę. Powtórzę: widać, jeśli uprzemy się jej nie korygować. Poduszka oczywiście staje się wraz ze wzrostem ogniskowej coraz silniejsza, ale nawet dla 200 mm nie osiąga poziomu, przy którym powinna kogokolwiek martwić.

Ogniskowa 200 mm, nieskorygowana dystorsja poduszkowata. Komuś przeszkadza?

     Zdjęcia pod światło też nie martwią. Musiałem się nieźle namęczyć, by uzyskać wyraźnie przeszkadzające bliki. Jakiś sukces jest, efekty widać poniżej. Tyle, że zazwyczaj wystarczała nieznaczna zmiana kierunku fotografowania, a z plam, smug światła i blików nic nie zostawało. Prezentuję najgorsze uzyskane wyniki, ale jestem przekonany, że komentarze użytkowników tego zooma brzmieć będą: „mam go od dawna, ale czegoś takiego nijak nie udało mi się stworzyć!” Podsumowując temat: bez obaw!

Ogniskowa 12 mm, przysłona f/5.6.

Ogniskowa 12 mm, przysłona f/8.

Ogniskowa 18 mm, przysłona f/4.5.

Ogniskowa 50 mm, przysłona f/5.7.

     Jeszcze dwa słowa o nieostrościach obrazu. Cóż, to superzoom, nie ma co się spodziewać rewelacji. Powiem tak: jest różnie. Z rzadka nieostrości prezentują się świetnie, a całkiem często nie muszą wstydzić się brzydkiego charakteru. Bywa też całkiem odwrotnie, czyli nieciekawie. Sporo zależy od stopnia nieostrości. Czasami na jednym zdjęciu tylny plan miejscami prezentuje się paskudnie i nerwowo, ale jego elementy znajdujące się w innej odległości od aparatu, cieszą oko budyniowym boke. Zdjęcia prezentujące tę cechę (inne oczywiście też) znajdziecie w galerii poniżej.
     Zasadniczo wszystkie one są JPEGami wprost z aparatu, wykonanymi przy natywnej czułości Olympusa E-M5 III, czyli ISO 200, w Naturalnym trybie barw, bez korekcji ekspozycji, wad obrazu, i innych wspomagaczy. Ewentualne odstępstwa deklaruję w podpisach.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/11.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 149 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 13 mm, przysłona f/11. Dmuchawiec częściowo schowany
we wnętrzu osłony przeciwsłonecznej.

Jak wyżej, ale przysłona f/22. Bardziej przymknąć się nie da.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3. Do zdjęć "fotoloto" 200 mm może się
okazać za krótkie. Tu przeszkadzała też mgiełka, więc podciągnąłem kontrast.
Nasycenie koloru trochę też. Nic dziwnego, że winietowanie stało się wyraźne.

Ogniskowa 70 mm, przysłona f/6.1.

Ogniskowa 28 mm, przysłona f/4.8, korekcja ekspozycji -2/3 EV.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 70 mm, przysłona f/22.

Ogniskowa 700 mm, przysłona f/6.1.

Ogniskowa 137 mm, przysłona f/6.3. Troszkę podciągnięty kontrast i nasycenie.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 40 mm, przysłona f/5.6.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3, korekcja -2/3 EV.

Ogniskowa 40 mm, przysłona f/5.3, korekcja -2/3 EV.

Ogniskowa 12 mm, przysłona f/3.5.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 112 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3, korekcja -2/3 EV.

Ogniskowa 80 mm, przysłona f/6.1, korekcja -2/3 EV.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3.

Ogniskowa 31 mm, przysłona f/5.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3, przycięte z prawej do kwadratu.

Ogniskowa 200 mm, przysłona f/6.3, korekcja +1/3 EV. Podciągnięte nasycenie.

Ogniskowa 80 mm, przysłona f/6.1, korekcja -1/3 EV.

     Nie mogę napisać, że ten obiektyw mi się spodobał. Jednak z drugiej strony, miło mi się nim fotografowało. I to dobrych kilka tygodni, bo polski Olympus jakoś nie żądał zwrotu sprzętu. A ja siedziałem cicho, bo po co się przypominać? Może zapomną…
     Te pozytywne odczucia to jedna strona medalu. One są ważne, gdyż wiem, że obiektyw podpasuje targetowi, czyli fotografującym klasycznym zestawem wakacyjno-spacerowym: jeden aparat + jeden bardzo uniwersalny obiektyw. Po prostu przyjemnie będzie się go używało. Druga strona medalu, to szczegółowość zdjęć, której poziom niezbyt mnie ucieszył. Szczególnie, że inne parametry prezentują się lepiej (czasami znacznie lepiej) niż się spodziewałem przed testem. Konstruktorzy M.Zuiko 12-200 mm mieli więc szansę ująć tu i ówdzie, by dołożyć plusów tej szczegółowości. Nie zrobili tak, może nie było jak tę ideę zrealizować, więc wyszło jak wyszło. Mi to nie pasuje, ale czy typowi użytkownicy tego zooma też będą z tego powodu narzekali? Niektórzy z pewnością tak. Ale jestem przekonany, że znaczna ich część nie zauważy niczego niepokojącego. Szczególnie jeśli nie będą powiększali zdjęć do pełnej rozdzielczości, a potem oglądali piksel po pikselu z każdej strony.
     Czyli co, sukces? Na pewno dobry pomysł, ale czy sukces, tego bym nie przesądzał. Obiektyw prezentuje się kusząco, zarówno parametrami katalogowymi, jak i (w wielu aspektach) jakościowymi. Jednak konkurencyjny M.Zuiko 14-150 mm II jest aż dwukrotnie tańszy. Ilu potencjalnych użytkowników poczuje silną potrzebę posiadania małoobrazkowych 24 mm zamiast 28 mm? Myślę, że nawet wynikające z RAWów 22-23 mm ich nie zachęci. Szczególnie, że realizacja tej potrzeby wymagałaby wydania półtora tysiąca złotych. Na górze zakresu zooma różnica pomiędzy 400 mm, a 300 mm jest równie mało przekonująca. Niemniej dobrze, że Olympus ma takie szkło w ofercie. Gdy już z ceny zostanie usunięty „podatek od nowości”, stanie się znacznie bardziej kuszącą propozycją.


Podoba mi się:
- zwartość konstrukcji
- baaardzo uniwersalny zakres ogniskowych
- całkiem wysoka jakość zdjęć (oceniając całościowo)

Nie podoba mi się:
- poziom szczegółowości obrazu
- cena (w stosunku do zooma 14-150 mm)


Zajrzyj też tu:

16 komentarzy:

  1. Nie na temat, ale ten objektyw i tak mnie nic nie obchodzi.Za to przygladalem sie w ostatnim tygodniu ludziom, czym fotografuja. Poza mna nikt juz nie uzywa zadnej kamery. Tylko smartfony. Koniec apartow fotograficznych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aparaty przestają być powszechne, stają się elitarne.

      Usuń
    2. Raczej profesjonalne chyba niz elitarne. Niektorzy kupowali aparaty zeby sie pochwalic ze maja pieniadze, Teraz porzadny smartfon tez kosztuje grube pieniadze i mozna sie pochwalic, tak jak kiedys Nikonem :-)

      Usuń
    3. No, ja nie nazwałbym nadzianych szpanerów elitą :-) Użyłem tego określenia dla nazwania tych, którzy wiedzą do czego służy aparat i dlaczego bywa lepszy od smartfona. A czy są profesjonalistami, czy entuzjastami, to już wszystko jedno.

      Usuń
    4. Okidoki, kwestia definicji.
      Ale ja znowu nie na temat - nie tak dawno temu pisalem ze nie rozumiem firm uparcie trzymajacych sie systemu M4/3, ze mi ich troche zal, bo musza pasc, i teraz wlasnie na Fotopolis - co bedzie z systemem M4/3 ?, dzial foto Olympusa padl - jasnowidz jakis czy co?! :-)

      Usuń
    5. Według mnie Olympus trzymał się nie tej części m4/3 co powinien. Skobnąłem dziś o tym na blogu. A co będzie dalej, zobaczymy.

      Usuń
    6. Nie tej czesci co powinien - a fuj! To dodatkowy powod do upadku! :-)

      Usuń
  2. Od jakiegos czasu zauwazam ze sa jeszcze ludzie /i to na dodatek mlodzi/ ktorzy fotografuja poslugujac sie aparatami analogopwymi. W Pradze, Budapeszcie w Krakowie zauwazylem mlodych fotografujacych Nikonami, Canonami, Pentaxami czy nawet Prakticami czy Zenitem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma to te zalete ze te aparaty wraz z obiektywami mozna teraz kupic tanio (wyjatek - Nikon) i w dobrym stanie, a i zaszpanowac mozna! :-)

      Usuń
  3. Jak Pan ocenia jakość optyczną tego obiektywu w stosunku do 14-150 II ???? Nie patrząc bardzo na cenę - na który z tych dwóch by Pan postawił jeżeli jeden z nich miałby u Pana zostać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze względu na szczegółowość obrazu, to 14-150, ale koniecznie w wersji II. Natomiast w 12-200 kusi mnie 12 mm. "Nie patrząc na cenę" to kupiłbym 12-100 :-) 12-200 nie jest duży, ale 14-150 jest już mniejszy i wyraźnie lżejszy. Dlatego lepiej pasuje do mniejszych korpusów. Przy E-M1, czy G9 to
      nie ma różnicy.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję, za rzeczową odpowiedź Panie Pawle! Obecnie posiadam właśnie II wersję razem z olkiem em5 II i zastanawiałem się nad tym 12-200 ale rozwiał Pan moje wątpliwości. Nie chciałbym mieć gorszej rozdzielczości niż obecny obiektyw. Planuję jeszcze dokupić szkło Panasonica 20 mm f1.7 na fotografowanie na lekko i w gorszych warunkach i ewentualnie może 100-300 Panasonica jako budżetowe tele. Przy okazji - bardzo dobry blog :) Super się go czyta :) Pozdrawiam serdecznie Hubert Stoń

      Usuń
    3. Dziękuję za uznanie :-)
      Jeśli w planach jest 100-300, to nie ma sensu kupować 12-200, bo 100-300 będzie się kurzyło na półce. Wówczas warto by pomyśleć o którymś 100-400, ale to już inna kasa i gabaryty...
      Nie odstręczam od 20/1.7, ale proszę też przemyśleć 15/1.7, bo to bardzo fajne szkiełko. Oczywiście jeśli kąt widzenia pasuje. Test wisi na blogu.

      Usuń
  4. Przeczytałem test i jak najbardziej rozważę, tę 15/1.7 :) Szkło ciut większe i droższe ale ogniskowa lepsza do zamkniętych pomieszczeń i chyba szybszy af. ... Trzeba przemyśleć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, w pomieszczeniach 15/1.7 będzie się czuł znacznie lepiej. AF w 20/1.7 jest jakiś prymitywny, chyba nawet w wersji II. 15 mm to pod tym względem inna bajka.

      Usuń
  5. Dzień dobry, czy ten obiektyw będzie dobrze współpracował z korpusem Lumix G80?

    OdpowiedzUsuń