wtorek, 24 listopada 2015

Moim okiem: Himalaje ‘74

Fot: Andrzej Pietraszek
   Ciekawa wystawa zdjęć w warszawskim Muzeum Ziemi, warta obejrzenia zarówno od strony czysto fotograficznej, jak i historycznej. Zdjęcia wykonane zostały podczas pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje Nepalu. Miała ona miejsce w 1974 roku, a celem był dziewiczy Kangbachen. Niby nie ośmiotysięcznik (ciut ponad 7900 m), ale na początek dobre i to, zwłaszcza że chodziło o przetarcie szlaku w te góry. Zresztą świetnie się to przetarcie udało, biorąc pod uwagę sukcesy polskich alpinistów w następnych latach, jak choćby zdobycie Kangchendzongi (1978), czy zimowy Everest (1980).

Fot: Andrzej Pietraszek
     Fotografie autorstwa kilku z uczestników wyprawy prezentują nie tylko góry i wspinaczkę, ale też dość oryginalną podróż członków wyprawy z Polski do Nepalu. Część popłynęła tam statkiem ze Starem i niemal całym bagażem, część poleciała samolotem, ale kilku pojechało dwoma Fiatami 125p wypożyczonymi przez FSO. Widać mało im było samego wspinania się J
     Zapraszam do obejrzenia wystawy, która czynna będzie do 23 grudnia. Tu, na blogu uzupełnię ją kilkoma zdjęciami, wykonanymi przez mojego wujka, Andrzeja Pietraszka, który brał udział w wyprawie. Zdjęć tych na wystawie nie znajdziecie, zresztą tam nie spodziewajcie się dużo koloru, bo zdecydowanie przeważa czerń-biel. Cóż, tak się wówczas fotografowało. Ale wujek „od zawsze” lubił slajdy, więc i w Himalajach miał je w aparacie. W jakim? Prawie na pewno w Zorce 4, a film to najprawdopodobniej Orwo (Jego) Chrom UT-18. Niestety nie mam dostępu do samych slajdów, a tylko do skanów, więc jedynie zgaduję. Ale oddanie kolorów wskazuje na Orwo. Po 40 latach i tak wyglądają one wcale nienajgorzej. Prezentuję skany w naturalnych barwach, bez żadnych korekt, ale wystarczy choćby Auto Tone Photoshopa, by Orwo Chrom ’74 nie różnił się od Fujichrome’a młodszego o 10-15 lat.

Fot: Andrzej Pietraszek
     Na samej wystawie kolorowych zdjęć jak na lekarstwo. Najprawdopodobniej wykonał je etatowy fotograf wyprawy, Zbigniew Staszyszyn. Oprócz tego że alpinistą, był on fotoreporterem CAFu, więc pracował na „prawdziwym” sprzęcie i filmach nieosiągalnych wówczas w Polsce dla zwykłych śmiertelników. Stąd pewna anegdotka. Z 10 lat po tej wyprawie, gdy już sam mocno wdepnąłem w fotografię, wujek, który sam robił sporo zdjęć, a pod Kangbachenem mógł obserwować profesjonalistę, przekazał mi swoje spostrzeżenia dotyczące sposobu jego pracy. Między innymi zwierzył mi się, co musiał na co dzień oglądać: „Staszyszyn, gdy musiał na chwilę przerwać zdjęcia i nie mógł trzymać aparatu w rękach, ani powiesić na szyi, odkładał go na skałę! Paweł, rozumiesz? HASSELBLADA! NA SKAŁĘ!” Taki Hassel był dla mieszkańców PRLu niewyobrażalnie, wręcz kosmicznie drogim aparatem, więc zgorszenie wujka było jak najbardziej na miejscu. Ale tak mi jego opowiadanie utkwiło w pamięci, że gdy teraz sam kładę aparat na czymś twardszym niż trawa, czy drewniana podłoga, słyszę w głowie: HASSELBLADA! NA SKAŁĘ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz