piątek, 8 marca 2019

MOIM OKIEM: Panasonic i jego pełna klatka. Ale cóż, kiedy ryby…


Źródło: Leica
     Gdy Panasonic wcisnął się między Nikona i Canona, zapowiadając w sierpniu zeszłego roku szybką premierę małoobrazkowego bezlustrowca, ucieszyłem się. W końcu konkurencja to rzecz pożyteczna, a Lumixy od zawsze po prostu lubię. Dlatego uradowałem się jeszcze bardziej, gdy na Photokinie okazało się, że Panasonic nie będzie działał sam, a w aliansie. W Aliansie Trzech, zwanym oficjalnie L-Mount Alliance. No, takich trzech to nic nie ruszy. Już sam Panasonic dużo znaczy. Leica od trzech lat ma swojego SL i szkła do niego, więc dużo spraw jest już dobrze przetrawionych. Do tego Sigma, której obiektywy wstyd nazywać kundlami. Od jakiegoś czasu to nie ona goni Wielkich, a Wielcy naśladują ją. O co jak o co, ale o obiektywy do nowych aparatów nie mamy co się więc martwić. To, co w systemach bezlustrowców Nikona i Canona mogło być hamulcem rozwoju, Aliansowi Trzech nie grozi. Zupełnie i wcale, a wcale nie grozi.


Kto chętny na standard za 5000 dolarów? Źródło: Leica
…śpiewały tylko na niby

     Leico, co dasz nowym Lumixom? Kilka szkiełek się znajdzie. Stałki 50/1.4, 75/2, 90/2, świeżutka nowość 35/2 oraz zoomy 16-35, 24-90 i 90-280 o znanej z panasonicowej optyki Micro 4/3 jasności f/2.8-4. Na sztuki niedużo, ale jest wszystko co najważniejsze i na pewno prezentuje równy, wysoki poziom. Jakości? Z pewnością, ale też cen. Jak po linijkę, niemal wszystkie te szkła wycenia się na około 5000 dolarów. Tylko długi zoom kosztuje półtora tysiąca więcej. Kto tyle zapłaci? Niewielu. Bardzo niewielu. Szczególnie, że te obiektywy są upośledzone w kwestii autofokusa. Po prostu nie umieją współpracować z panasonicowym Depth-From-Defocus. A więc ze sprawnego ciągłego AF nici.
     Co prawda Leica coś tam obiecuje, ale dotyczy to wyłącznie liczby nowych szkieł, a nie pełni kompatybilności z systemem.

Źródło: Panasonic
…żaby na aby-aby

     Panasonicu, a ty ile szkieł już ulepiłeś? No, trzy. Jasny standard, spacerówkę 24-105/4 i równie mało jasny 70-200 mm. Coś ze Świętej Trójcy, czyli podstawowych reporterskich zoomów f/2.8? Nic. Ciekawa portretówka? Nie. A może jakieś oryginalne szkło, superjasne albo superbokehowe? Ani śladu. OK, trochę rozumiem, na opracowanie dwóch nowych korpusów trzeba poświęcić mnóstwo sił i środków, ale jakimś JEDNYM ciekawym obiektywem wypadałoby błysnąć. Jednak nie. Szkoda! Dobrze więc, że choć Sigma pokaże co potrafi.


Źródło: Sigma
…a rak byle jak

     A Sigma sobie bimba! Dłuuugo nie ogłaszała nic nowego, więc spodziewałem się wysypu rewelacji. No i wysyp był, tuż przed niedawnymi targami CP+. Jedenaście szkieł, nieźle! Ale do rewelacji to mu daleko. Wspominałem już o tych obiektywach na blogu, o tu. Dużo ich, ale jakoby żadnego nie było. Żadnego nowego. Bach! prawie tuzin: 24/1.4, 105/1.4, 40/1.4, 14/1.8… Wszystko to jednak przeróbki lustrzankowych obiektywów ART. Do tego same stałki, zooma ani śladu. Fajnie, nic nie mam do stałek, nawet w takiej liczbie. Jednak czy wypuszczając je Sigma nie wiedziała, że w systemie brakuje jasnych zoomów? Nie mogła dorzucić ze dwóch? Lub choćby jednego. Poza tym, te nowe stałki na razie są całkiem wirtualne i tak będzie aż do jesieni, gdy mają objawić się materialnie.


Źródło: Sigma
     Myślałem, że pocieszeniem będzie sigmowski adapter MC-21, pozwalający Lumixom S1 i S1R korzystać z obiektywów z canonowskim mocowaniem EF. Oczywiście Sigma nie ogłosi, że chodzi o obiektywy produkcji Canona. Oficjalnie mają to być tylko jej własne konstrukcje. No i są. Ile ich? Informacje z początku nie były jednoznaczne, ale teraz już wiadomo. Mniej więcej po tuzinie zoomów i stałek pełnoklatkowych oraz pół tuzina szkieł APSC. Niby świetnie, gdyż protokoły transmisji danych do panasonicowych korpusów nie są dla Sigmy zagadką, więc współpraca trójek aparat-adapter-obiektyw powinna układać się wzorowo. Jest tylko jeden pewien szkopuł: brak ciągłego autofokusa. Drobiażdżek, prawda? Ale skąd on się wziął, wiadomo. CAF Panasoniców nie wykorzystuje detekcji fazy, a wspominany już „kontrastowy” system DFD, co wymaga zapisania w chipie obiektywu „mapy nieostrości”. Jest ona potrzebna aparatowi, który widząc charakter nieostrości w kadrze, wie w jakim kierunku i mniej więcej jak daleko pojechać autofokusem. I tych map jakoś Sigmie nie chciało się wgrać. A może Panasonic nie pozwolił na ów manewr? Choć byłoby to dziwne, gdyż utrudnia łagodne, nie wymagające wysokich, jednorazowych nakładów, wejście w system. Kupujemy Lumixa S1 lub S1R, do niego adapter MC-21, a obiektywy na razie możemy zostawić sobie stare. Oczywiście, tylko jeśli mamy z bagnetem EF, ale dobry i ten kawałek tortu. Niestety, nic z tego.

     Patrzcie, w ten sposób system mający potencjalnie największe możliwości szybkiego rozwoju optyki, wlecze się najmocniej. Wiem, wiem, nowych Lumixów jeszcze nie ma w sklepach. Ale już teraz wiadomo, że gdy się pojawią, to z zaledwie trzema pełnoprawnymi obiektywami. Na kolejne będą musiały poczekać co najmniej kilka miesięcy. Dopiero na jesień Sigma zapowiedziała premiery całkiem nowych obiektywów, projektowanych już specjalnie dla bezlustrowców. Panasonic też obiecał konkretną liczbę premier optyki do końca roku, więc szanse na rozbudowę są. Ale zauważcie, to nadal tylko premiery, a nie obiektywy stojące na sklepowych półkach. Czyli co, dopiero za rok licząc od dziś, Panasonic ma szanse posiadać w miarę pełen system optyki? Słabo to wygląda, szczególnie że Canon i Nikon wcale nie grzebią się aż tak bardzo jak można się było spodziewać. No i jest jeszcze Sony, chwilowo nieco zapomniane, które też może sporo namieszać. Nie tak dawno posiadało praktycznie cały rynek pełnoklatkowych bezlustrowców, więc tylko czekać kiedy i w jaki sposób się odgryzie. Nie ma co, będzie ciekawie! Tylko Panasonicu drogi, nie zostań w ogonie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz