wtorek, 19 lipca 2022

Laowa i jej 10 mm

     Obiektyw o takiej ogniskowej, pokazany przez Venus Optics półtora roku temu był dla firmy konstrukcją przełomową, wręcz pionierską. Wbudowano weń elektronikę, styki i napęd przysłony. Możemy więc sterować nią z aparatu, a jej wartość oraz inne dane obiektywu zapisywane są w Exifie.

     Dziś objawiła się następna Laowa 10 mm. Tym razem zaprojektowana nie pod Micro 4/3 jak tamta, lecz dla matryc APS-C, i z mocowaniami do czego się tylko da. Czyli od Sony E, poprzez Canona RF, Nikona Z i Fuji X, aż do Leiki L. Pierwszym obrazkiem dotyczącym nowej Laowy, który zobaczyłem, był schemat jej części optycznej, z tuzinem soczewek, w dużej mierze szlachetnych – np. aż cztery są niskodypersyjne. A zaraz potem wyczytałem, że obiektyw to „naleśnik”. Jakim cudem tak jamnikowaty człon optyczny wepchnęli do krótkiej obudowy?!      
     

     Zrozumiałem to, gdy skojarzyłem, że maksymalny otwór względny obiektywu to f/4. Układ optyczny wygląda na długi, bo soczewki są malutkie. Stąd nie było problemów z upchnięciem ich w obudowie o długości zaledwie 25 mm. Ale średnicy aż 6 centymetrów, co nie dziwi biorąc pod uwagę średnice mocowań bagnetowych, do których został zaprojektowany.

     Nie dziwi za to skromniutka masa obiektywu (130 g) oraz znikoma średnica mocowania filtrów (37 mm). Cena już nie jest tak śmiesznie mała, choć „oficjalne” 1960 zł w żadnym razie nie zmusza do płaczu. Szkoda tylko, że styków poskąpili…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz