Stanowczo
za mała karta pamięci
Wpływ
statywu i stałek na zmniejszenie liczby zdjęć pstrykniętych i zwiększenie
udziału tych przemyślanych był dla mnie jasny „od zawsze”. Natomiast o cudownym
działaniu o wiele za mało pojemnej karty pamięci doniósł mi kolega, którego
spotkała kiedyś niemiła, ale w efekcie bardzo pouczająca przygoda.
Siedział
wieczorem w namiocie otoczony górami, już ciesząc się porannym startem do
wymarzonego trzydniowego pleneru fotograficznego. W ciągu dnia dotarł do owych
gór, wdrapał się na upatrzoną polankę, rozbił namiot, zjadł kolację i teraz
robił ostatni przegląd sprzętu. Aparat? Jest. Obiektywy? Raz, dwa, trzy – są.
Statyw? Jest. Wodoodporny piterek z kartami pamięci? Jest… Nie, nie ma! Jak to
się stało, że etui z kartami nie trafiło do plecaka, nie wiadomo. Ważne było,
że cały dopracowany w szczegółach plener brał w łeb. Bo jedynym sensownym rozwiązaniem było zejście rano na dół, dojazd do jakiegoś miasteczka, w którym
dałoby radę kupić kartę i powrót. Praktycznie rzecz biorąc, cały dzień w plecy!
No chyba, że planów nie zmieni i zacznie zdjęcia z „awaryjną” kartą pamięci,
którą miał w bocznej kieszeni plecaka. Ale to przecież niepoważne startować do
trzech dni fotografowania z 512 megabajtami, w sytuacji gdy jeden RAW waży 15
MB. 30 klatek!? Przecież to nawet na waci… na pół dnia nie starczy! Uznał
jednak, że starczyć musi na wszystkie trzy, że będzie na bieżąco przeglądał zdjęcia
i kasował co gorsze, no i że będzie się hamował przy wyborze motywów do
uwiecznienia. Nie do końca się jednak przekonał i rano zaczął działać w zdecydowanie złym humorze. Szybko mu on przeszedł, a już po kilku godzinach wiedział, że da
radę. Świadomość konieczności robienia ostrej, negatywnej selekcji jeszcze przed naciśnięciem
spustu migawki czyniła cuda. W efekcie nie tylko starczyło mu tych 512 MB, ale
nie musiał skasować ani jednego zdjęcia! Nie to jednak najważniejsze. Po
powrocie do domu i przejrzeniu efektów, zorientował się bowiem, że nigdy
wcześniej nie wrócił z pleneru z tak dużą liczbą dobrych i bardzo dobrych
zdjęć.
A
warto, choćby na próbę. Ostatnio Łukasz Kacperczyk zaproponował w „Szerokim
Kadrze”, jako formę treningu, fotografowanie z kartą mieszczącą tylko jedno
zdjęcie. Można i tak, ale ja bym się do takiego hardcore’u nie posuwał.
Proponowałbym zamianę miejsc: do aparatu wkładamy 256 MB, a „w
bocznej kieszeni plecaka” umieszczamy, przeznaczone na wypadek awarii, 64 GB. Wierzcie,
że wyjdzie to tylko na dobre!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz