Kontur
50, czyli ciemność widzę!
Źródło: bhphotovideo.com |
Celownik
w którym nie widać obrazu – pomysł szaleńca, kolejny bezsensowny, niczemu nie
służący gadżet, czy może po prostu ktoś nas wkręca? Racja, brzmi podejrzanie,
ale to wcale nie żaden absurd. Choć trzeba było mieć mnóstwo wyobraźni, żeby
coś takiego wymyślić.
Wymyślić, by kadr obserwować obojgiem oczu: jednym
bezpośrednio, bez żadnych przyrządów, a drugim przez ów celownik. Może trochę
przesadziłem pisząc, że nic w nim nie widać. Bo choć próżno szukać tam obrazu,
to widać podświetloną ramkę ograniczającą kadr. Już wiecie o co chodzi? Tak, racja:
nasz mózg nakłada na siebie dwa obrazy: fotografowanej sceny z jednego oka i
ograniczającej kadr ramki z drugiego.
Tak prezentuje się obraz w oku patrzącym przez ten wizjer. Źródło: obscurecamera.wordpress.com |
Zalety są dwie. Po pierwsze widzimy kadr
plus bardzo szerokie marginesy, co ułatwia śledzenie całej sceny. Oczywiście to
żadna rewelacja, bo coś takiego można sobie zapewnić w wielu celownikach. Ale
wtedy mamy malutką ramkę (vide dalmierzowe Leiki i ramki 75, czy też 90 mm)
albo dużą ramkę kadru, lecz powiększenie całego obrazu znikome. I tu druga
zaleta naszego „ciemnego” celownika: mamy zarówno dużą ramkę, jak i scenę
widzianą naturalnie, czyli w powiększeniu 1×. Dla mnie bomba! A taki celownik przyda się nie tylko fotografującym dalmierzowcami na film, ale też użytkownikom cyfrowych
kompaktów lub bezlusterkowców. Klasyczny celownik optyczny w wielu sytuacjach daje
wyższy komfort pracy niż wizjer elektroniczny, czy też ekran. W wielu sytuacjach pełen, "naturalny" ogląd kadru jest ważniejszy niż informacje o ekspozycji.
Celownik jest zgrabny i nieduży. Źródło: eyescofee.com |
Kto
wpadł na ten pomysł? Konstruktorzy z Voigtlandera, a swój celownik nazwali
Kontur. Miało to miejsce na samym początku lat 50-tych ubiegłego wieku, a co
ciekawe, później już nikt inny nie podjął produkcji podobnego akcesorium.
Celownik występuje w kilku wersjach. Najpopularniejszą jest ta z ramką dla
kadru małoobrazkowej optyki 50 mm. Z kolei najrzadszą jest wersja dla optyki 35
mm. Są też odmiany dla średniego formatu: 6×9 cm i 6×6 cm. Nie udało mi się
znaleźć informacji, do jakich ogniskowych są one dostosowane. Pierwsza z
wymienionych podobno ma wersję z dodatkową ramką dla (pionowego?) formatu 6×4,5
cm. Występują odmiany bez dodatkowych ramek uwzględniających paralaksę przy
małych odległościach fotografowania.
Każda z wersji ma swój numer katalogowy, ale informacje dostępne na ten temat w
sieci nie dają pełnej jasności która jest która:
- 335/82
przeznaczona jest dla formatu 6×9, ale nie udało mi się ustalić, czy to wersja
z, czy bez ramek dla 6×4,5
- 335/36
– według niektórych źródeł jest to wersja dla małoobrazkowej optyki 35 mm,
według innych dla 50 mm, ale ze znacznikami dla zdjęć z małej odległości
- 335/23
– najpopularniejsza wersja, przeznaczona dla małoobrazkowej optyki 50 mm (stąd
w wielu źródłach cała rodzina Konturów nazywana jest Kontur 50) – według
niektórych źródeł nie ma dodatkowej ramki dla małych odległości
-
335/70 – dla formatu 6×6.
Rozbieżności
trochę więc jest. Zanim kupimy taki celownik, zróbmy dokładny zwiad, co i ile w
nim widać.
I
jeszcze jeden problem, z którym możemy się zderzyć: podobno nie każdemu łatwo
się przyzwyczaić do takiego dwuocznego sposobu kadrowania. Ba, niektórzy nie
będą nawet w stanie takiego celownika używać. Chodzi o jakieś indywidualne
cechy wzroku, czy też współpracy obojga oczu. Tak więc nie kupujmy tego celownika,
nomen omen, w ciemno, a przymierzmy się najpierw do niego.
A
gdzie kupować? W Polsce będzie trudno, ale na ebayu da radę. Ceny wywoławcze
w szerokim przedziale 20-120 € / $.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz