Przystępując
w roli gościa do pisania tekstów na niniejszym blogu, nie miałem zamiaru powracać
do testowania obiektywów. Przez wiele lat przeprowadzałem takowe testy dla pism
fotograficznych porównując tablice testowe, mierząc rozdzielczość, dystorsję i
winietowanie i pamiętałem jakie to żmudne zajęcie. Na dodatek testy szybko się
dezaktualizowały wraz z postępami w zakresie matryc. Podam dwa najprostsze
przykłady w systemie Nikona, przy czym
jeden dotyczy wzrostu rozdzielczości matryc, a drugi przejścia z matrycy
niepełnoklatkowej na pełnoklatkową.
Wprowadzony
na rynek w listopadzie 2005 roku uniwersalny Nikkor AF-S 18-200 mm f/3,5-5,6 G
IF-ED VR DX, mimo nieuniknionych w tak ambitnej konstrukcji wad optycznych,
można było śmiało używać z wprowadzonym niedługo potem półprofesjonalnym
Nikonem D200 wyposażonym w matrycę o 10 milionach pikseli. Ale ten sam obiektyw
założony na obecnego Nikona D7100 z matrycą o 24 milionach pikseli znacznie
mniej przekonuje, nawet jako zoom „wakacyjny” dla matryc formatu APS-C.
W
lutym 2002 roku Nikon ogłosił wprowadzenie na rynek Nikkora AF-S 70-200 mm f/2,8G
ED VR, wkrótce okrzykniętego „Świętym
Graalem” wśród zoomów dla zawodowców. Owszem, na ówczesnych, niepełnoklatkowych
matrycach wykorzystywanych w lustrzankach Nikona, obiektyw był świetny.
Problemy się zaczęły gdy w sierpniu 2007 roku na rynku pojawiła się pierwsza
pełnoklatkowa lustrzanka Nikona czyli model D3. Szybko okazało się, że obiektyw
tak bardzo winietuje, że niektórzy testerzy uznali, iż po prostu nie kryje on
dostatecznie pola matrycy pełnoklatkowej. Nikon wypuścił później wersję II,
znacznie lepiej pracującą na takich matrycach.
Dlaczego
zatem postanowiłem wrócić do testowania obiektywów? Po pierwsze postępy w
zakresie matryc odbywają się coraz mniejszymi kroczkami i matrycę Sony o
rozdzielczości 24 milionów pikseli, którą umieszczono w Sony A7 w roku 2013
nadal można znaleźć w aktualnym modelu, czyli A7 II. Po drugie - i przede
wszystkim - z ciekawości. Już na Nikonie D800 podobały mi się niektóre stare
obiektyw stosowane przez adaptery. Gdy stałem się posiadaczem bezlusterkowego
Sony A7, możliwość założenia przez adaptery nieomal każdego obiektyw pogłębiła
moją ciekawość. Natomiast ostatecznie do testów sprowokowały mnie dość
powszechne, bezwzględne stwierdzenia wielu osób, że szkoda czasu, zachodu i
pieniędzy na stare obiektywy, bo nowe są po prostu lepsze. W skrajnej postaci
ta teza przyjmuje taką formę, że obiektywy z ery przedcyfrowej w ogóle nie
nadają się na cyfrówki, bo tylko obecnie produkowane obiektywy mają w
konstrukcji rodzaje szkła i są pokryte powłokami, które pracują dobrze z
matrycami.
Chciałem
sprawdzić czy w tym stwierdzeniu jest ziarno prawdy, bo co do tego czy taka
teza jest bezwzględnie prawdziwa miałem z góry spore wątpliwości. Owszem,
istnieją różnice w tym jak obraz jest rejestrowany przez film oraz przez
matryce, ale nawet w konstrukcjach matryc występują spore różnice. To prawda,
że firmy obecnie optymalizują swoje obiektywy dla matryc aparatów, ale tak
naprawdę idealna optymalizacja jest możliwa jedynie w przypadku aparatów z
niewymienną optyką, gdzie konkretny obiektyw ma współpracować z tą jedną
matrycą. W przypadku aparatów z optyką wymienną – czy to lustrzanek czy
bezlusterkowców – nie jest to możliwe, bo matryce ewoluują w kolejnych modelach
aparatów. Tym bardziej jest to prawdziwe w przypadku niezależnych producentów
obiektywów – takich, jak Sigma, Tamron czy Tokina – których obiektywy mają taką
samą konstrukcję niezależnie od tego czy mają pracować na aparatach Canon,
Nikon, Pentax czy Sony.
Ponadto
optymalizacja w przypadku aparatów cyfrowych odbywa się często po stronie
aparatu, a nie obiektywu. Za przykład można podać matryce Kodaka używane w
dalmierzowych cyfrówkach Leica, gdzie mikrosoczewki optymalizują rozkład
światła na brzegach matrycy, co poprawia jakość brzegową szczególnie w
przypadku obrazu z obiektywów szerokokątnych. Ale sporo korekt można wprowadzać
już w aparacie w trakcie obróbki zarejestrowanego obrazu. W oprogramowaniu
bezlusterkowców Sony umieszczone są profile dla firmowych obiektywów korygujące
winietowanie czy aberrację chromatyczną. To nasunęło mi wątpliwości, czy nowe
obiektywy rzeczywiście muszą być lepsze od starych? W aparacie analogowym nie
było możliwości korekty wad obiektywów, zatem te ostatnie musiały być dobre,
jeśli dobry miał być obraz zarejestrowany na filmie. A może niektóre nowe
obiektywy nie muszą być tak dobrze skorygowane jak tamte stare, bo korektą
zajmuje się aparat?
Wiele
osób ekscytuje się parametrami obiektywów, ilością soczewek asferycznych, o
niskiej dyspersji itd., argumentując, że kiedyś takiego szkła nie było, zatem
obiektywy były gorszej jakości. Warto spojrzeć wstecz. W marcu 1971 roku
pojawił się pierwszy seryjnie produkowany obiektyw z soczewką asferyczną - Canon FD 55 mm f/1,2 AL.
Canon
FD 55 mm f/1,2 AL
- schemat budowy optycznej
|
Soczewki
asferycznej użyto tu dla skorygowania wad optycznych pojawiających się w superjasnych obiektywach. Takie precyzyjnie szlifowane soczewki były bardzo
kosztowne i pracochłonne w produkcji, stąd wysoka cena oraz niewielkie liczby
produkowanych obiektywów. Ale potem opracowano metodę formowania soczewek
asferycznych, które są odlewane wtryskowo ze szkła w asferycznej formie
ceramicznej pod wysokim ciśnieniem i w wysokiej temperaturze. Takie soczewki
można produkować masowo i taniej. Wtedy zaczęto używać takiej technologii nie
do poprawiania jakości obiektywów, lecz do ich miniaturyzowania przy zachowaniu
podobnej jakości optycznej. W systemie Canon FD tak było w przypadku
standardowego zooma o ogniskowych 35-105 mm.
New FD
35-105 mm f/3,5 - schemat budowy optycznej |
New FD
35-105 mm f/3,5-4,5 - schemat budowy optycznej |
W grudniu 1985 roku Canon wprowadził nowy standardowy zoom o takim zakresie ogniskowych - New FD 35-105 mm f/3,5-4,5. Dodawano go często w zestawie do lustrzanek serii Canon T. Był to pierwszy obiektyw firmy z formowaną szklaną soczewką asferyczną (12 element; całość układu to 14 soczewek w 11 grupach). W porównaniu z poprzednikiem obiektyw był tylko nieco ciemniejszy przy dłuższych ogniskowych natomiast soczewka asferyczna pozwoliła na znaczną redukcję gabarytów. Wymiary to: 66,8 x 83,7 mm, masa: 345 g, gwint filtra: 58 mm.
Ale
obecnie najpowszechniej używane są niezwykle tanie w produkcji hybrydowe
soczewki szklano—plastikowe, w których szklana
soczewka sferyczna jest sklejona z asferyczną soczewką z żywicy akrylowej. Znajdziemy
je zarówno w obiektywach wymiennych jak i w optyce do kompaktów cyfrowych.
Masowe użycie takich soczewek pozwala z jednej strony na miniaturyzację
obiektywów przy zachowaniu dobrych lub przynajmniej przyzwoitych osiągów, a z
drugiej strony na tworzenie obiektywów o większej jasności lub szerszym
zakresie ogniskowych. Ale czy gwarantuje wyższą jakość niż ta, jaką oferowały
większe, cięższe obiektywy o skromniejszych parametrach i tradycyjnej
konstrukcji? Chciałem poznać odpowiedź na to pytanie zarówno dla siebie, jak i
dla innych. Pomyślałem o tych tysiącach starych nieużywanych od lat obiektywów
leżących na strychach i w szafach. A może – jeśli okaże się, że stare obiektywy
jednak są pełnowartościowe na nowoczesnych matrycach – ktoś kupi bezlusterkowca
i da staruszkom szansę?
Pierwszy test wkrótce, a oto mały „teaser”:
Panie Jarku, z chęcią przeczytam wyniki tych testów. I trzymam kciuki, by w natłoku obowiązków znalazł Pan dłuższą chwilę na poszukiwanie odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Aneta
Natłok zajęć nie powstrzyma mnie od szukania odpowiedzi. Dziękuję!
UsuńJarek
Przyznaję, potrafisz zbudować napięcie, zapewniając odpowiedni poziom emocji :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Anna Ż.
Tu przydałby się talent Hitchcocka ....
UsuńPozdrawiam
Jarek
Czekam z niecierpliwością na test. Przy okazji polecam http://erphotoreview.com/wordpress/?cat=87
OdpowiedzUsuńMinęło już trochę czasu - a testu ciągle nie ma!
OdpowiedzUsuńMea culpa, ciągły brak czasu. Postaram się poprawić.
UsuńPozdrawiam
Jarosław Brzeziński