Wpadł mi on w ręce dość niespodziewanie, a na dodatek prawie
nie miałem czasu na pofotografowanie nim. Ani czasu, ani pogody. Ale przecież
grzechem byłoby nie przestrzelać go. Założyłem go więc do Zorki 5 i zrobiłem
kilka zdjęć. No dobra, do trochę nowszej wersji Zorki, znanej lepiej pod kodową
nazwą A7R. Wiem, wiem, lepiej byłoby podziałać z A7R II, ale po pierwsze nie
byłem w stanie się do niej dopchać, a po drugie, 42 a 36 megapikseli to nie
taka znowu duża różnica. Poza tym jak się nie ma co się lubi, to się lubi 36 Mpx. Ciężka dola fotografa-testera!
Ten Zeiss to wielkie bydlę. W każdym razie odnosząc do gabarytów
bezlusterkowców Sony. Ale tak naprawdę, to tylko 112 mm długości (z osłoną ok.
150 mm), 79 mm średnicy (filtry 72 mm) i 630 g masy własnej. Czyli nie ma co
narzekać. Zwłaszcza, że gdy fotografuje się parą Zeiss + A7R, wcale nie wyczuwa
się wyraźnego ciążenia na łeb – używając języka lotników. To pewnie dlatego, że
gdy obiektyw podpieramy od dołu, a palce trafiają na pierścień ostrości, aparat
ładnie opiera się na nasadzie dłoni. Wspomniany pierścień jest szeroki, drobno
ząbkowany i stawia lekki, płynny, tłusty opór. Idealnie! No, z wyjątkiem braku
skali odległości. Dobre choć to, że możemy ją zobaczyć na ekranie lub w
wizjerze aparatu. Najmniejszą z oglądanych tam wartości jest 0,3 m. Czyli
zupełnie przyzwoicie, bo to zaledwie 13 cm od przodu osłony przeciwsłonecznej. Ale na dużą skalę odwzorowania nie liczmy – maksimum to 1:5,6. Z drugiej
strony, jak na szeroki kąt to niezły wynik.
Nieoczekiwana nowość: prawdziwy pierścień przysłony. Skalę rozpisano szeroko, dzięki czemu nie ma problemów z precyzyjnym ustawianiem przysłony co 1/3 działki. Jednak to
co jest zaletą spowodowało, że spora część pierścienia nie jest ząbkowana
i ślizga się pod palcami. W każdym razie mi się to zdarzało. Można tego uniknąć
przełączając pierścień w pozycję A. Wbrew pozorom nie służy ona zmianie
automatyki naświetlania, a przekazaniu ręcznego sterowania przysłoną na gałkę
aparatu. Natomiast przełącznik widoczny na prawym zdjęciu zmienia skokowy
pierścień przysłon w bezstopniowy. Bezstopniowy i cichy, co bardzo spodoba się
filmowcom.
Pod względem optycznym, Zeiss 35/1,4 składa się z 12
soczewek, w tym 3 asferycznych. Wewnątrz całkowicie metalowej i uszczelnionej
obudowy, znajdziemy też liniowy (a nie pierścieniowy) ultradźwiękowy silnik
autofokusa, nazywany DDSSM (Direct Drive Super Sonic wave Motor). Jest on
zupełnie cichy i w miarę szybki – nawet gdy autofokus ma problemy i musi dwukrotnie
zwiedzić całą skalę odległości. Przy okazji: zaskoczył mnie autofokus Sony A7R.
Miałem okazję testować go wkrótce po premierze i uznałem za jedno z gorszych w
klasie bezlusterkowców wcieleń kontrastowego AF. A teraz okazało się, że aparat
wsparty softem 2.0 radzi sobie dobrze nawet w słabym świetle, przy niedużym
kontraście obiektu i korzystaniu z najmniejszej ramki ostrości. Bardzo miła
niespodzianka!
A niespodzianką niemiłą jest oczywiście cena, ciut tylko
niższa od 7000 zł. Dużo, ale w klasie „35/1,4” znajdzie się obiektyw o tysiąc
złotych droższy. Nie, nie mam na myśli tylko Leiki, a drugą wersję optyki
Canona. Ale już pozostali konkurenci są tańsi: Nikkor o duże kilkaset złotych,
a Sony (bagnet A) i starsza wersja Canona o 2,5-3 tysiące. No i jest jeszcze przekleństwo obiektywów
firmowych, czyli trzydziestkapiątka Sigmy – nie dość że rewelacyjna, to
kosztująca obecnie zaledwie 3000 zł.
Wycinki z prezentowanych niżej zdjęć, pokazują osiową aberrację chromatyczną dla otwartej przysłony oraz f/2,8. Całkowicie znika ona dopiero przy f/5,6. Kliknij, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Zamiast jednak przerażać się ceną, wolę cieszyć się jakością zdjęć tworzonych przez Distagona. Dystorsji prawie nie ma, ale jak ktoś się uprze, to dopatrzy się leciutkiej, trochę wąsowatej „beczki”. Boczna aberracja chromatyczna została dobrze opanowana i nie ma co się nią martwić. Jednak jej osiowa „odmiana” już nie, co zresztą nie dziwi w tak jasnej optyce. Pomaga lekkie przymknięcie przysłony. Jednak już na winietowanie trzeba wytoczyć ciężką artylerię, najlepiej korekcję wbudowaną w aparat. Bo bez niej, samym przymykaniem przysłony, niełatwo uzyskać bardzo dobre rezultaty. Niemniej przy f/5,6, winietowanie choć wcale nie słabe, narasta płynnie i już nie przeszkadza. Co jest niespodziewanie dobrym wynikiem, gdyż przy f/1,4 ściemnienie rogów kadru, nie dość że ostre, to sięga ponad 2,5 EV. Gdy więc mamy zamiar pracować mocno otwartym obiektywem, a jednocześnie uważamy że „winieta”, choć modna, wcale nie jest pożądana, włączmy korekcję winietowania. Jej twórcy, dla tego obiektywu zaprojektowali ją kompromisowo – i całe szczęście. Nie próbowali zupełnie jej likwidować, gdyż mogłoby to wyciągać mnóstwo szumów, ale trochę ją osłabili, a trochę złagodzili przebieg. Efekt zdjęciowy zdecydowanie nie jest idealny, ale akceptowalny owszem.
Na trzech zdjęciach poniżej możemy ocenić plastykę obrazu. O ile nieostre punkty wyglądają nieźle, o tyle w gałęziach widać sporo „nerwowości”. Korekcja winietowania była wyłączona, więc na pierwszym ze zdjęć widzimy winietowanie Zeissa w pełnej krasie. Cóż, w porównaniu z efektami uzyskanymi w teście studyjnym to mały pikuś. Widać przejście ze studia w plener łagodzi obyczaje tego obiektywu.
No, a co z ostrością? Dobrze, a właściwie nawet bardzo dobrze. Bo chyba nikt nie spodziewa się po optyce f/1,4 brzytwy przy otwartej przysłonie, prawda? W środku klatki dobrze jest już przy f/2, a bardzo dobrze przy f/2,8. Jeśli ktoś woli pracować blisko ideału, zapraszam do przedziału f/4-5,6. To pozwoli też uzyskać znacznie lepsze wyniki na brzegach kadru. One przy otwartej przysłonie nie zachwycają, ale też nie mam żadnych powodów, żeby się nad nimi znęcać. Tyle, że f/2 nie oznacza jeszcze poprawy, a dopiero f/2,8. Przejście na f/4 oznacza jednak wyraźny skok ostrości.
Kadr, z którego pochodzą wycinki prezentujące ostrość obrazu. |
Wycinki z centrum klatki. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Kliknij, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
I tyle! Distagon T* 35 mm
f/1,4 ZA to naprawdę świetny obiektyw. Racja, duży – ale to przywilej tak
jasnych trzydziestekpiątek. Racja, drogi, ale Canon jest droższy – a to już
punkt dla Zeissa. Racja, przy f/1,4 strasznie winietuje, ale czymś trzeba było
zapłacić za bardzo dobrą ostrość obrazu. Reszta wad mało się liczy, a jeśli już
którąś miałbym skrytykować, to trochę za bardzo widoczną osiową aberrację
chromatyczną. Spodobał mi się ten obiektyw!
+ jakość obrazu (niemal
pod każdym względem)
+ ergonomia
Nie podoba mi się:
- cena
Nie znam się ale się wypowiem ;)
OdpowiedzUsuń1,4 Rozmyte lepiej ale
http://4.bp.blogspot.com/-BTf1PXt8VIg/Vm4aU4rg8XI/AAAAAAAADBk/EjaTGLiiafk/s1600/08_DSC01689.JPG
wydaje się znacznie ciemniejsze i pochmurne od 2.8
http://3.bp.blogspot.com/-5bi8-RYIneI/Vm4aVMopmWI/AAAAAAAADCI/YcESKTXtKFU/s1600/09_DSC01691.JPG
Jak bardzo pomaga programowe rozjaśnianie ?
Cała ta seria zdjęć była zrobiona w ciągu niecałej minuty z identycznym, pełnym zachmurzeniem. Ale sprawdziłem w exifach, że zdjęcie przy 1,4 naświetlone było 1/1000 s, a przy 2,8 1/200 s. Czyli rzeczywiście to drugie ma prawo być ciut jaśniejsze, bo teoretycznie aparat powinien odmierzyć 1/250 s. Wszystkie te zdjęcia to JPEGI wprost z puszki, naświetlane w A, bez korekcji i przekadrowywania. Cała ta ciemna otoczka na zdjęciu 1,4 to winietowanie. Redukcja programowa jest bardzo skuteczna, a gdy pracujemy 1,4-2, według mnie wręcz obowiązkowa.
Usuń