czwartek, 7 września 2017

Fujifilm X-E3. Kolejny świeży powiew.


Źródło: Fujifilm
     Dwudziestu czterech megapikseli doczekała się już dość dawno seria bezlusterkowców Fuji X-Pro, potem X-T, a później nawet X-A. Była więc najwyższa pora na podciągnięcie rodziny X-E, co właśnie dziś nastąpiło. Jednak rozdzielczość matrycy to tylko jedna z wielu nowości i ciekawostek Fuji X-E3.

     Seria X-E jaka jest każdy widzi; to kompaktopodobne bezlusterkowce z elektronicznym wizjerem i nieruchomym ekranem. Aż do modelu X-E2S był w nich też – obok stopki dla lamp zewnętrznych – wbudowany flesz, ale z X-E3 go wymiotło. Trochę szkoda, bo czasem się przydawał, zwłaszcza że można go było odchylać do góry, by błyskać w sufit.

      Ale OK, brak lampki mogę zrozumieć – pewnie zwolniła miejsce dla jakichś ważniejszych dla życia aparatu organów. Znacznie bardziej zdziwiło mnie zniknięcie nawigatora z tylnej ścianki. Odważna decyzja! Racja, zabierał on sporo miejsca potrzebnego kciukowi, ale czy da radę bez niego dobrze zorganizować sterowanie aparatem? Wyjdzie w praniu, ale już widać, że sprawę rozwiązano odmiennie niż w innych Fuji X. No, może w X100F wygląda ono podobnie. Po pierwsze znikły wszystkie przyciski z lewej krawędzi tylnej ścianki. No, to lubię, bo pozwala lewej dłoni nie wychodzić spod obiektywu. Pojawił się mikrojoystik do zmiany pól AF (spadek po X-T2), którym podobno można posługiwać się także przy obsłudze menu. Natomiast dotychczasowe cztery (potencjalnie „funkcyjne”) segmenty nawigatora przeniesiono na dotykowy ekran. Ciekaw jestem jak on to udźwignie, bo tam mamy też sterowanie położeniem pól AF, zarówno gdy kadrujemy na ekranie, jak i w wizjerze. Nie mówiąc o takich drobiazgach, jak powiększanie obrazu rozsuwaniem palców (zarówno przy fotografowaniu, jak i odtwarzaniu), czy też dotykowym wyzwalaniu migawki. System sterowania aparatem uzupełniają dwa pokrętła, mam nadzieję że klikalne. Dotychczas w tej serii aparatów było obecne tylko tylne.

Źródło: Fujifilm
     O ile ekran ma parametry identyczne jak w X-E2S, to wizjer prezentuje się gorzej, tak jak w X-T20. To z powodu odległości punktu ocznego, która u poprzednika wynosiła 23 mm, a w X-E3 to już tylko 17 mm.

     Po staremu – niestety – został rozwiązany spód aparatu. Gniazdo karty pamięci (UHS-I) mieści się w komorze akumulatora, a kilka milimetrów obok niej znajduje się gniazdo statywowe. Nijak więc, bez zdjęcia stopki wymienić akumulator lub kartę. Rozwiązaniem jest zakup gripa MHG-XE3, którego gniazdo jest solidnie odsunięte od, dającego dostęp do karty i aku, otworu w podstawie uchwytu. Grip jest także niezbędny dla uzyskania solidnego chwytu aparatu. Tak mi się w każdym razie wydaje po obejrzeniu zdjęć X-E3, ale potwierdzenie uzyskam dopiero po wzięciu go do ręki.

Źródło: Fujifilm
     Sterowanie i ergonomia to oczywiście nie wszystko. Za obróbkę obrazu odpowiada X-Processor Pro, znany już z X-T2, X-T20 i X100F. Nowe algorytmy autofokusa znacznie podwyższyły jego sprawność podczas śledzenia obiektów w ruchu. Podejrzewam, że będzie to poziom obowiązujący w X-T2. Jednocześnie pojawił się bowiem nowy firmware do kilku modeli Fuji, w którym poprawę działania autofokusa opisuje się dokładnie tymi samymi słowami, co w przypadku X-E3. Jak będzie z tą sprawnością, zobaczymy. Brak wyraźnej deklaracji co do umiejętności ciągłego AF, ale tak czy inaczej mamy do dyspozycji 325 pól ostrości. Aparat potrafi strzelać seriami 14 klatek/s przy elektronicznej migawce (do 1/32000 s) albo 8 klatek/s przy mechanicznej. Jednak gdy chcemy mieć ciągły podgląd kadru, musimy zejść do 5 klatek/s.

     A propos nowego oprogramowania: Fuji zaprezentowało też aplikację Fujifilm X RAW Studio, która przy wywoływaniu RAWów wykorzystuje procesor podłączonego do komputera aparatu. Ot, ciekawostka! Oficjalnie ma to na celu przyśpieszenie obróbki, ale ja podejrzewam, że może chodzić o zgłaszane dość często niezadowolenie z efektów pracy SilkyPixa i innych wywoływarek, które nie radzą sobie dobrze z surowymi plikami Fuji. Teraz będziemy mogli w komputerze uzyskać z RAWów JPEGi tak dobre, jak te prosto z aparatu J

Źródło: Fujifilm
     X-E3 jest zauważalnie mniejszy i lżejszy od poprzednika. Korzysta z tego samego akumulatora i potrafi wykonać na nim tyle samo zdjęć. Konkretnie to 350 – w każdym razie według standardów CIPA. Uszczelnień obudowy brak. Łączność WiFi została uzupełniona mniej prądożernym Bluetoothem. Filmowanie oczywiście w 4K, przy maks. 30 klatkach/s. 

     Aparat ma trafić do sklepów jeszcze we wrześniu, ale jego cena na polski rynek jest jeszcze nieznana. Sądząc jednak po tym, co Fuji proponuje na rynek amerykański (900 dolarów) i brytyjski (900 funtów), X-E3 będzie początkowo kosztował tyle, co X-T20, czyli około 4000 zł. Mi pasuje, bo choć to wcale niemało, to jednak nowa matryca, lepszy autofokus, dotykowy ekran i mikrojoystik uzasadniają ją. Co wcale nie znaczy, że prezentuje się ona ładnie w porównaniu z sumą 2500 zł, która wystarcza na zakup Fuji X-E2S…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz