Na zdjęciu obok okładka książki Zawód, fotoreporterzy, napisanej przez Jana Kosidowskiego. Książkę
mam na półce od dawien dawna i co jakiś czas zaglądam do niej. O autorze pewnie
słyszeliście. Był wieloletnim fotoreporterem tygodnika Świat, gdzie wraz z trzema kolegami tworzył podwaliny polskiego
powojennego fotoreportażu. Książkę, swego rodzaju zawodową autobiografię, wydał
w latach osiemdziesiątych. Autobiografię, lecz poza opisami własnych działań sporo
tam o etyce fotoreportera i o ważnych postaciach w historii reportażu. W tym o Henrim Cartier-Bressonie, który podczas pobytu w Polsce w 1954 roku odwiedził
redakcję Świata. I to trochę za jego
przykładem cały zespół fotoreporterów czasopisma przesiadł się ze średniego
formatu na mały obrazek. Rzecz jasna nie na Leiki, a na „nieco” łatwiej wówczas osiągalne Zorki i Praktiny.
Przeglądając wczoraj tę książkę, trafiłem na jakże aktualny,
choć pochodzący sprzed ponad 60 lat, fragmencik. Dotyczy on tej właśnie
przesiadki, a właściwie okresu tuż po niej, gdy redakcyjni koledzy ciągle byli
pod wrażeniem nowego sprzętu. Rozmawiali o nim często także w „redakcyjnej”
kawiarni Mazovia, gdzie któregoś razu
rozmowę przerwał im starszy pan. Oburzony wstał od swego
stolika i wychodząc rzucił w ich stronę: „…aparaty małoobrazkowe! Ciągle mówicie
o tych aparatach? Na szkle! Negatywy na szkle! To jest fotografia!”
Ta wypowiedź jakoś nieodparcie przypomina mi powszechną
atmosferę zdziwienia, oburzenia i niezrozumienia wokół osób, które fotografują
cyfrówkami z „mikroskopijnymi” matrycami w rodzaju Micro 4/3, zamiast trzymać
się Jedynie Słusznego Małego Obrazka. Jak widać wszystko już było! Tylko
postacie, tfu!... formaty się zmieniają.
Cześć. Pamiętam to. Świetna książka! Jedna z lepszych, polskich pozycji.
OdpowiedzUsuń