wtorek, 13 lutego 2018

Lumix GX9 – kolejna „dziewiątka” Panasonica. Ale czy na pewno dziewiątka?



Źródło: Panasonic
     Trzy tygodnie temu w artykule o możliwościach rozwoju systemu Micro 4/3 zastanawiałem się, którą kolejną linię bezlusterkowców Panasonic uszczęśliwi flagowym modelem 9. Na rozwiązanie tej zagadki nie musieliśmy długo czekać. Przed niespełna godziną objawił się Panasonic Lumix GX9.

     Sądząc po oznaczeniu wydawać by się mogło, że to nie następca modelu GX8, ale jego „profesjonalne” rozwinięcie. Jednak to nie takie proste, gdyż z analizy specyfikacji technicznej oraz oficjalnej prezentacji wynika, że to wręcz półka niżej. 1/8000 s? Figa z makiem! Mamy 1/4000 s, za to z cichutkiej i bezwstrząsowej migawki, co akurat mnie bardzo cieszy. Plus oczywiście 1/16000 s z migawki elektronicznej. Gibany wokół dwóch osi ekran? Też nie! Jest wyłącznie uchylany góra – dół. Ale oczywiście dotykowy. Pozostawiono jednak odchylany do góry wizjer, co pewnie niektórych ucieszy, ale jak dla mnie jest tylko niepotrzebną komplikacją. Wizjer przekonstruowano, zmniejszając go tak, by obok zmieściła się wbudowana lampka błyskowa, ale przy okazji zmniejszono też powiększenie wyświetlanego obrazu.

Źródło: Panasonic
     Ale co ważniejsze, zmniejszono cały aparat. To już nie „cegła”, jak nazywam GX8. Na każdym wymiarze urżnięto circa po centymetrze. Niestety najwięcej na grubości, co może wygląda dobrze katalogowo, ale w praktyce oznacza znacznie płytszy uchwyt. Masa aparatu spadła o niecałe 10%. W porównaniu z GX8 znikły uszczelnienia, a akumulator ma o 1/4 mniejszą wydajność.
     A czy w ogóle coś się poprawiło? Jasne! 20-megapikselową matrycę pozbawiono filtra dolnoprzepustowego, co oznacza wyższą rozdzielczość obrazu. Jednak nie dodano trybu bardzo wysokiej, „wieloklatkowej” rozdzielczości (40 Mpx, 80 Mpx) znanej z Lumixa G9. Łączność WiFi została uzupełniona Bluetoothem. Matryca stabilizuje obraz na pięciu „osiach”, a nie czterech jak w przypadku GX8.

Źródło: Panasonic
     Zdjęcia seryjne to maksymalnie 9 klatek/s, a przy ciągłym autofokusie (DFD rzecz jasna) 6 klatek/s. Ustawianie pola AF odbywa się albo dotykowo na ekranie albo z pomocą nawigatora, gdyż dedykowany mikrojoystik nie pojawił się. Gniazdo kart pamięci jest tylko jedno i niestety nie obsługuje standardu UHS-II.

     Skąd więc dziewiątka w oznaczeniu? Nie mam pojęcia. Taka specyfikacja byłaby uzasadniona w hipotetycznym modelu GX90, ale w „dziewiątce” to według mnie nieporozumienie. Podejrzewam, że Panasonic ma zamiar ograniczyć liczbę linii swoich bezlusterkowców i połączył w jedną obie serie GX – jedno- i dwucyfrową. To rozumiem i przyznaję słuszność tej koncepcji. Ale oznaczając model dziewiątką Panasonic traci „miejsce nad głową” i nie może w tej linii wypuścić wyższego modelu, na poziomie zaawansowania takim jak Lumix G9. A to zabija bardzo sensowną (i nieobecną w Olympusie) filozofię czterech równorzędnych linii modeli: dwóch lustrzanko- i dwóch kompaktopodobnych.
     Chyba, że w Panasonicu mają jakieś rozsądniejszy pomysł. Spróbuję podpytać, a gdy się dowiem co i jak, dam znać.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz