wtorek, 26 maja 2020

Sony ZV-1, czyli nowy pomysł na klasyka



Źródło: Sony
     Samo oznaczenie ZV-1 niewiele mówi, ale to po prostu kolejne wcielenie serii RX100. Pisałem o niej na blogu całkiem sporo. Był tu test RX100 V, były rozważania który model serii wybrać oraz krótka analiza pomysłu na zastąpienie w RX100 VI i VII zooma 24-70 mm f/1.8-2.8 ciemniejszym i dłuższym 24-200 mm f/2.8-4.5. W tym ostatnim artykule pochwaliłem ideę i kierunek zmian, bazując na założeniu, że malutkie kompakty z krótkimi zoomami i sporej wielkości matrycą zostaną wkrótce „zjedzone” przez smartfony. Rezygnacja z produkcji tak skonfigurowanych cyfrówek ma więc sens, lecz okazało się to tylko częścią zagadnienia. Sony nie tyle odpuściło sobie produkcję takich APARATÓW, a zastąpiło je czymś bardziej przypominającym KAMERĘ. Bez obaw, przypominającym ją wyłącznie rozbudowaną w kierunku wideo-blogowania specyfikacją, gdyż kształty i ogólne założenia konstrukcyjne pozostały podobne.

Źródło: Sony
     Czyli tak, mamy malutkiego „kieszonkowca” z 1-calową, 20-megapikselową matrycą CMOS, oczywiście „stacked” oraz BSI, a więc z kompletem najnowszych technologii. Wewnątrz siedzi filmowanie 4K 30 klatek/s oparte na kodeku XAVC-S, bez pixel-binningu. Jeśli ktoś chce szybciej, to znajdzie Full HD 120 klatek/s oraz znane już od dawna w Sony 1000 klatek/s do Slow Motion. Są też „płaskie” profile S-Log, HLD, opcja pracy jako kamera internetowa. Do aktualnych standardów Sony rozbudowano autofokus z funkcją śledzenia oka, a wykrywanie twarzy pozwala na dobór ekspozycji pod kątem jej jasności.
     Tradycyjny Steady-shot uzupełniony być może stabilizacją elektroniczną, podobno – znaczy, według Sony – potężnie poprawiającą skuteczność redukcji rozmazań obrazu. Choć jednocześnie ograniczającą kąt widzenia obiektywu.

Źródło: Sony
     Za nagrywanie dźwięku odpowiada rozbudowany, „trzykapsułowy” mikrofon, zajmujący znaczną część górnej pokrywy aparatu i umiejący skutecznie wyłapać mowę vlogera z tła dźwiękowego. Uzupełnić go można dedykowanym „futerkiem”, a w razie potrzeby zastąpić dodatkowym mikrofonem mocowanym na stopce Multi-interface. Jeśli ten mikrofon nie potrafi korzystać z jej styków, podłączyć go klasycznym jackiem 3,5 mm. Brakuje jednak gniazda słuchawek. Niby vlogerzy nie korzystają z nich podczas nagrywania materiału, lecz przydałyby się one do odsłuchu, ewentualnie kontroli dźwięku przed nagraniem. Cieszy jednak, że przez port USB można nie tylko ładować akumulator, ale też zasilać aparat podczas pracy.

Źródło: Sony
     Wszystkie gniazda przyłączeniowe umieszczone są po prawej stronie, dzięki czemu kable i wtyczki nie gryzą się z obrotowym ekranem. ZV-1 jest bowiem pierwszym w historii aparatem Sony, który ma ekran zamocowany na pełnym, bocznym przegubie. Wszyscy konkurenci już to rozwiązanie stosowali lub stosują, a Sony jakoś dopiero teraz do niego dojrzało. Ale nie miało wyjścia, jeśli chciało porządnie rozwiązać kwestię obrócenia ekranu do przodu. Inni producenci aparatów do vlogowania pozwalają na obrót ekranu o 180° do góry albo w dół. To jednak uniemożliwia korzystanie z ekranu gdy do aparatu dołączymy mikrofon (ekran obracany się do góry) albo gimbal (gdy w dół). Przy bocznym przegubie te problemy znikają.
     Inny problem jednak nie znikł. To tradycyjna bolączka Sony, polegająca na skromnym zakresie dotykowego sterowania poprzez ten ekran. Ciekaw jestem kiedy wreszcie Sony ogarnie to zagadnienie. Podejrzewam, że ZV-1 dostanie w testach mocno po tyłku za ów niedostatek.

Źródło: Sony
     Duży mikrofon na górze aparatu, „niemal równie wielki” przycisk filmowania oraz konieczność dołożenia stopki akcesoriów wymusiła usunięcie lampy błyskowej oraz wizjera. Wideo-blogerom one niepotrzebne, ale fotografujący będą narzekać. Nie pocieszy ich kolejny nowy element górnej pokrywy, czyli przełącznik między dwoma efektami bokeh. Chodzi po prostu o zdecydowaną zmianę otworu przysłony, chyba bez żadnych cyfrowych korekt wyglądu tła.

     Na koniec kwestia ceny. W Polsce, gdy już ZV-1 trafi do sklepów (czyli w czerwcu), ma ona wynosić 3500 zł. W branży słychać głosy że to rozsądna suma, a ja jestem gotów to potwierdzić. Tyle samo kosztuje obecnie analogiczny aktualny model „fotograficzny”, RX100 V. Czyli zasadniczo ostatni wyposażony w ten sam obiektyw co ZV-1. Nowsze wersje, a więc VI i VII, te z zoomami 24-200, są o kilkaset do tysiąca złotych droższe. Wideo-blogerzy powinni być zadowoleni.

2 komentarze:

  1. Nastepnym krokiem bedzie zminiaturyzowanie tego aparatu i dodanie funkcji telefonowania. To bedzie hit!
    Ale zaraz, - ja cos takiego juz przeciez mam w kieszeni. Nazywa sie smartfon! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, nie tak prosto. Choć znam poważnie (komercyjnie) filmujących, którzy kupują smartfona biorąc pod uwagę jego użycie jako uzupełniającej kamery. I czasem nawet używają w tym celu.

      Usuń