niedziela, 14 listopada 2021

TEST: Nikkor Z 40 mm f/2 – proste szkło bez kompleksów

     Już dawno żaden obiektyw nie zachwycił mnie tak mało rozbudowaną oficjalną nazwą. Marka, bagnet, ogniskowa, otwór, i tyle! Z okazji jego premiery schwaliłem już prostotę konstrukcyjną oraz niską cenę, a teraz najwyższy czas by ocenić jak to wszystko przekłada się na jakość zdjęć. Co prawda suma 1249 zł za sztukę nie obiecuje zbyt wiele, ale jestem dobrej myśli. Widzę, że inni też, bo popyt na tego Nikkora jest na tyle duży, że wszystkie sklepy posiadające go na stanie trzymają się ceny sugerowanej. Ciekawe, czy tylko wykorzystują sytuację, czy może obiektyw naprawdę jest wart tyle, albo i więcej. Sprawdzam!

     Budowa, ergonomia

     Będzie krótko: plastik, plastik, plastik. Od bagnetu począwszy, na okolicy przedniej soczewki skończywszy. Przy bagnecie brak uszczelki, a z przodu brak bagnetu na dedykowaną osłonę przeciwsłoneczną. Pozostaje więc gwint filtrów 52 mm. Uszczelniono jednak pierścień ostrości oraz czoło obiektywu. Pierścień sensownie umieszczono bliżej przodu obiektywu, więc świetnie sam wchodzi po palce. Poza ustawianiem odległości, może on też służyć wprowadzaniu korekcji ekspozycji, ustawianiu czułości albo wartości przysłony.

     Wewnątrz obiektywu umieszczono 9-listkową przysłonę i zaledwie 6 soczewek, w tym dwie asferyczne. System wewnętrznego ogniskowania wygląda w ich towarzystwie wręcz na ekstrawagancję.

     We wspomnianym „premierowym” artykule nazwałem obiektyw nieco grubszym naleśnikiem, ale teraz muszę to sprostować. Choć 4,5 cm długości to może nawet nie za dużo na naleśnik, ale już wystawanie z korpusu testowego Nikona Z5 dwukrotnie bardziej niż uchwyt, w żadnym razie nie pozwala na korzystanie z tego określenia.

     Dorzucę jeszcze kilka liczb. Średnica obiektywu wynosi 7 cm, masa to bardzo skromne 170 g, a minimalna odległość ogniskowania 29 cm. Niby niedużo, lecz maksymalna skala odwzorowania wyszła skromna: tylko 0,17×, czyli 1:5,9. Oficjalnie, bo w praktyce jest to troszkę pocieszające 1:5,3. Tak czy inaczej, do makro, czy nawet pseudo-makro, ten Nikkor słabo się nadaje. 

     Na zdjęciu powyżej widzicie tył obiektywu, z plastikowym bagnetem i bez uszczelki. Racja, to nie jest obiektyw linii S. Jednak wśród tych mniej szlachetnych Nikkorów Z są przypadki zarówno metalowych mocowań do aparatu, jak i uszczelnionych tyłów. Przykładem choćby testowany przeze mnie latem Nikkor Z 24-200 mm. 

     Automatyczne ostrzenie odbywa się cichutko, a przy tym niezbyt szybko, lecz tu bez podstaw do szczególnego marudzenia.


     Jakość obrazka

     Oglądam zdjęcia testowe, oglądam, i widzę że nie bardzo do czego mogę się przyczepić. Ten tani Nikkor naprawdę nieźle wypadł!

     Szczegółowość zdjęć wygląda bardzo dobrze już przy f/2.8, ale różnica na minus przy f/2 wcale nie jest duża. Widoczna, racja, ale nie wyklucza pełnej dziury z zakresu użytecznych otworów przysłony. W środku kadru maksimum osiągane jest w zasadzie przy f/5.6, lecz f/4 prezentuje praktycznie ten sam poziom. Podobnie jak f/8, ale już f/11 pokazuje już ślady negatywnego działania dyfrakcji. Tylko ślady, więc bez obaw! Tyle, że maksymalne przymknięcie, czyli f/16 to już inna bajka, tu dyfrakcja mocno zmiękcza zdjęcia. Funkcja jej korekcji pomaga tylko symbolicznie, ale warto jej użyć, jeśli tylko musimy skorzystać z f/16.
     Brzeg kadru prezentuje się podobnie, choć z lekkim przesunięciem jakości w kierunku mocniejszych przymknięć. Czyli f/2 trochę słabuje, ale bez tragedii, a dla f/2.8 widać wyraźne polepszenie. Jednak f/4 poprawia szczegółowość słabiej niż w centrum klatki, stąd jeśli żądamy maksimum szczegółowości na brzegach kadru, korzystajmy z f/5.6-8. A jak trzeba, to i f/11, bo tu do niczego nie mogę się przyczepić.

Kadr do testu szczegółowości obrazu. Wycinki poniżej.

Środek klatki. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Brzeg klatki. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Aberracja chromatyczna? Nie ma, nie dowieźli! No, może tam jakieś tam resztki aberracji podłużnej można wypatrzyć przy bardzo małych dystansach ostrości i otwartej przysłonie, ale piszę o tym tylko dla porządku, bo w praktyce nie jest to żaden problem. A poprzecznej aberracji chromatycznej po prostu brak.
     Godnie zastępuje ją koma. Ona chyba akurat była na magazynie, więc użyto jej w zastępstwie AC. Przy otwartej przysłonie wada ta jest naprawdę solidna, zdjęciom pomaga przymknięcie przysłony do f/5.6. Czyli o astrofotografii z użyciem tego Nikkora należy zapomnieć.

Powiększone do 100% okolice brzegu kadru. To dziwne coś w rogu jest
Jowiszem przekształconym przez komę. Przysłona f/2.

     Winietowanie może być problemem wyłącznie dla otwartej przysłony. Użycie f/2.8 bardzo pomaga, ale f/4 w zasadzie likwiduje problem. W zasadzie, bo jeśli jednocześnie obejrzymy zdjęcia wykonane przy f/5.6 i f/8, to zobaczymy jeszcze silniejsze zbliżenie się do ideału. Zalecałbym jednak korzystanie z korekcji winietowania wbudowanej w Nikony, najlepiej z jej najwyższej intensywności, czyli ustawienia High. Ono dla f/2 jeszcze pozostawia sporo z winietowania, ale dla f/2.8 nie daje podstaw do czepiania się. Poniżej widzicie serie zdjęć wykonanych dla kilku otworów przysłony przy korekcji winietowania High wyłączonej i włączonej.


     Dystorsja zasadniczo też nie przeszkadza. Nikkor 40 mm f/2 charakteryzuje się zmiennością intensywności tej wady, choć nie aż tak dużą jak Sigma 35 mm f/2 DG DN. Ona w zależności od ustawionego dystansu ostrości mogła wystrzelić zarówno dużą beczką, jak i potężną poduszką, natomiast Nikkor nie działa aż tak efektownie. Przy dużych odległościach ostrzenia – powiedzmy, powyżej 2 m – dystorsji praktycznie nie widać, ale wraz ze zmniejszaniem dystansu zauważa się coraz silniejszą dystorsję beczkowatą. Circa 3-procentową dla minimalnej odległości, a więc sporą. Wystarczy jednak włączyć korekcję dystorsji w aparacie lub w wywoływarce RAWów, a o problemie możemy zapomnieć.

Póki fotografujemy na większe odległości dystorsją możemy się nie przejmować.

     Natomiast o problemach przy zdjęciach pod ostre światło możemy zapomnieć i bez włączania żadnej korekcji. Raz, dlatego że takiej korekcji jeszcze w cyfrówkach nie implementuje się, dwa, że ten Nikkor zupełnie jej nie potrzebuje. Blików, czy smug ani śladu, kontrast w porządku, nie mam tu żadnych uwag. Brawo!




     Zgłaszam je jednak w aspekcie wyglądu nieostrości, choć dotyczy to tylko peryferii kadru. Podejrzewam, że przyczyną jest tu wspomniana wcześniej koma. Efektem jest nerwowość i brzydko wyglądający „bałagan” w nieostrych szczegółach. Koma wpływa też na nietypowy wygląd nieostrych punktów światła. Na zdjęciach wykonywanych przy otwartej przysłonie spodziewać by się można kocich oczu, ale one, zniekształcone przez komę przybierają dziwny, trapezowaty kształt. Widzicie to na zdjęciu poniżej. Poza tym, soczewki asferyczne wprowadzają efekt cebulowatego boke, ale to już drobiazg.

Zdjęcie wykonane przy f/2 dla zaprezentowania różnorakiego
wyglądu nieostrych punktów światła. Wycinki poniżej.

Po lewej okolice środka klatki, po prawej naroża.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Na koniec wrzucam kilkanaście zdjęć wykonanych podczas pleneru. Są to JPEGi prosto z aparatu, niektóre lekko przykadrowane, wykonane przy czułości ISO 100, w standardowym trybie barw, przy wyłączonych korekcjach wad optyki. Ewentualne odstępstwa od tej reguły deklaruję w podpisach.

Przysłona f/2.

Przysłona f/5.6.

Przysłona f/2.2.

Przysłona f/2.

Przysłona f/2.

Przysłona f/2.

Przysłona f/5.6.

Przysłona f/5.6.

Przysłona f/2.

Przysłona f/4.

Przysłona f/8.

Przysłona f/2.

Przysłona f/2.

Przysłona f/4.

Przysłona f/2.

Przysłona f/3.2.

Przysłona f/2.8.

Przysłona f/2.8.

     Duże brawa dla czterdziestki Nikkora!
Miło było poznać tak tani, prosty, a przy tym bardzo przyzwoicie działający obiektyw. Jeśli miałbym się do czegoś w nim przyczepić, to wyłącznie do komy, ale nie w aspekcie astro, a w kwestii wyglądu nieostrości na peryferiach kadru. Jasne, wolałbym też zobaczyć nieco wyższą szczegółowość zdjęć przy f/2, szczególnie na brzegach klatki, ale przy obiektywie za nieco ponad tysiąc złotych byłoby to zwykłe czepialstwo. Natomiast na wyraźne pochwały zasługują dość niespodziane – zwłaszcza przy tej cenie! – zalety: praktyczny brak aberracji chromatycznych i idealne zachowanie się pod światło. Dystorsja została rozsądnie zaplanowana, przy większych dystansach broni się sama, przy małych znika gdy postraszymy ją automatyczną korekcją. Jedynie winietowanie trzyma współczesny, niski standard. Czyli przy otwartej przysłonie jest na tyle silne, że nie pomaga nawet cyfrowa korekcja aparatu, i żeby w pełni rozjaśnić obrzeża klatki trzeba działać w RAWach. Jednak całościowo Nikkor 40 mm wypada więcej niż dobrze, a nie miałby się czego wstydzić nawet gdyby kosztował wyraźnie więcej. Nikonie, proszę nie traktuj tego jako poradę biznesową!


Podoba mi się:
+ zachowanie pod światło
+ brak aberracji chromatycznych
+ cena

Nie podoba mi się:
- wygląd nieostrości na obrzeżach klatki


Zajrzycie też tu:

6 komentarzy:

  1. Jako fan 35 mm (mam 35/1.8S) bardziej mnie ciekawi jaki jest naprawdę 28/2.8, ale ciężko go gdziekolwiek dostać. Niby 40mm daleko nie ma do 35 mm, ale dla mnie to już o 5mm za dużo. ;-)

    Ale jestem pod wrażeniem jakości zdjęć na 40/2. Plastykowej obudowy się nie czepiam, bo przy tej wadze i gabarytach nawet taki bagnet nie jest problemem. Przyjemny obiektyw na wycieczki,czy urlop.

    W sumie kombinacja 28+40mm wagowo, wymiarami i ceną to chyba taniej wyjdzie niż wspomniane 35/1.8, które lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A 28+40 nie za bliska kombinacja? Ja bym stawiał na 28+50. Ale wiadomo, to tylko mój punkt widzenia :-)

      Usuń
    2. A też o tym myślałem, wtedy już 28/2.8 + 50/2.8 (makro). Choć dla mnie ideałem jest kombinacja 28/35 + 85/135, ale te drugie, to zazwyczaj już cięższe i niekoniecznie małe (bo kto potrzebuje ciemną "portretówkę"?).

      Przy 28+40 zbyt często bym myślał: "a może zmienić obiektyw?", co jest najgorsze na wycieczkach (i wystawia cierpliwość współtowarzyszy na solidną próbę). ;-)

      Usuń
    3. Wymiana obiektywów to jeszcze pikuś. Prawdziwym wystawianiem na próbę jest dopiero statyw.

      Usuń
    4. Przyznam się, że statyw od kilku lat (nie licząc zdjęć astro) kurzy się w szafie. Jednak przez ostatnie dziesięć lat postęp w budowie matryc, jak i oprogramowania, jest tak duży, że tylko w konkretnych sytuacjach zabieram go z sobą.

      Choć zawsze lubiłem statyw, że wymuszał zatrzymanie się na dłuższą chwilę i przemyślenie na spokojnie pomysłu na zdjęcie. Bez niego czasem działa pośpiech. :-)

      Usuń
    5. Kiedyś popełniłem na blogu króciutki cykl o takich pozytywnych spowalniaczach: 3 x S - statyw, stałka, stanowczo za mała karta pamięci :-)
      O statywie tu: http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2014/12/3-s-czyli-pozytywne-spowalniacze-czesc-i.html

      Usuń