Źródło: Minolta. |
Dokładnie
30 lat temu świat ujrzał Minoltę 7000 – pierwszą lustrzankę autofokus z
prawdziwego zdarzenia. Oczywiście, było już wówczas na rynku kilka modeli
lustrzanek AF. Każdy z czterech pozostałych producentów z ówczesnej „Wielkiej
Piątki” miał taki w swojej ofercie, ale koncepcja ich budowy oraz wygląd nijak nie
przypominały tego, co znamy z czasów „po 7000”.
Były to bowiem „zwykłe” lustrzanki
z ręcznym ustawianiem ostrości, z dodatkowo wbudowanym układem analizującym
ostrość na podstawie wskazań sensora AF. Lustrzanki te powstawały na bazie
istniejących modeli: Pentax ME-F oparty był na ME Super, Olympus OM-30 na
OM-20, Nikon F3-AF oczywiście na F3, a Canon AL-1 przypominał AE-1. Jedynie
Canon T80 – ostatni z aparatów tego typu – był konstrukcją nieco bardziej
nowatorską. Wymienione powyżej lustrzanki AF mogły współpracować ze wszystkimi
dotychczas produkowanymi, „manualnymi” obiektywami swojej firmy, ale wtedy
ustawianie ostrości odbywało się ręcznie, a diodowe wskazania w celowniku jedynie ułatwiały prawidłowe zogniskowanie. Do każdego aparatu skonstruowano jeden, rzadziej dwa lub trzy obiektywy zapewniające w pełni automatyczne
ustawianie ostrości. Były to najczęściej monstra składające się z obiektywu
właściwego i przyczepionej do niego „cegły”, w której mieścił się silnik
napędzający, jego zasilanie, a w przypadku niektórych konstrukcji także cały
układ analizy ostrości. Jedynie obiektywy zaprojektowane do Canona T80 oraz
(szczególnie) do Nikona F3-AF wyróżniają się w miarę normalnymi kształtami i
rozmiarami. Były to najczęściej zoomy 35-70 mm, choć dla T80 stworzono dwa
zoomy (długi i krótki) oraz obiektyw standardowy. Najmniej sensowny był
natomiast zestaw optyki AF do Nikona F3-AF. Składał się on bowiem z dwóch
obiektywów stałoogniskowych, ale oba miały ogniskową dłuższą od standardowej:
80 i 200 mm.
Jak
widać, wszystkie te lustrzanki były hybrydami starych aparatów z raczkującą
nową technologią i żadna z nich nie stanowiła przełomu ideologicznego i
technicznego w konstrukcji aparatów fotograficznych. Minolta nie poszła tą
drogą, choć na rynku japońskim pojawiła się w krótkiej serii Minolta X-600, czyli
model zbliżony do X-700 wyposażony w czujnik ostrości i sygnalizację jej
ustawienia w wizjerze. Jednak w odróżnieniu od konkurentów Minolta nie
wyprodukowała do X-600 żadnego obiektywu AF. Ten brak udziału we
współzawodnictwie nie powinien dziwić. W końcu na deskach kreślarskich konstruktorów Minolty trwała już praca nad „prawdziwą” lustrzanką AF: Minoltą 7000.
Jej pionierskość wynika z faktu, że jako pierwsza została zaprojektowana
od początku jako aparat z automatycznym ustawianiem ostrości, w którym
autofokus nie jest jedynie dodatkiem, a stanowi integralną całość z pozostałymi
systemami. Świadczy o tym nie tylko budowa aparatu, ale także sposób współpracy jego podzespołów i sterowanie nimi. Minolta postanowiła odciąć się
od swych konstrukcji z ręcznym ustawianiem ostrości i zaprojektować aparat
zupełnie od nowa, według nowych reguł. Nie chodzi tu wyłącznie o nowe mocowanie
obiektywów, ale też choćby o sprawowany przez dwa mikroprocesory nadzór nad
wszystkimi podzespołami, od migawki i silnika autofokusa począwszy, na
wyświetlaczach i pomiarze światła kończąc.
Patrząc
z dzisiejszej perspektywy na osiągi i możliwości Minolty 7000, możemy się
uśmiechać z politowaniem, ale na tamte czasy była ona wielkim osiągnięciem
techniki. Warto też zauważyć, że od razu została ona otoczona całkiem bogatym
osprzętem. Były tam dodatkowe matówki, wizjer kątowy, dwa flesze z osprzętem,
tylne ścianki, sporo kabli oraz aż tuzin obiektywów. Czy którykolwiek z nowo
pojawiających się ostatnio systemów może od początku istnienia chwalić się
takim bogactwem?
Źródło: Singapore Monitor. |
Miałem problem z ustaleniem daty premiery Minolty 7000. Wszystkie źródła podają "luty 1985" i przez długi czas nie mogłem znaleźć nic bardziej precyzyjnego. Aż trafiłem na skan Singapore Monitor z 5 lutego 1985 roku i zawarte tam króciutkie "pierwsze wrażenia" z fotografowania Minoltą 7000 autorstwa Lee Chiu San. Szczęśliwie napisał on, że premiera aparatu miała miejsce "w zeszłym tygodniu". Ów zeszły tydzień obejmował końcówkę stycznia oraz trzy pierwsze dni lutego. 2 i 3 lutego odpadają jako sobota i niedziela, czyli mało prawdopodobne terminy premiery, pozostaje więc piątek 1 lutego 1985 roku.
Minolty, ani późniejszej Koniki Minolty nie ma
już na rynku fotograficznym. Ich spadkobiercą w dziedzinie lustrzanek, czy też
ujmując szerzej, aparatów z wymienną optyką, od ponad 8 lat jest Sony. W tym
czasie zawartość Minolty w Sony ciągle spada, ale i w najnowszych konstrukcjach
ciągle można dostrzec minoltowskie ślady. I to nawet nie tylko te z przełomu
wieków, ale także z początków 1985 roku. Nie jest ich dużo. Na posterunku
pozostał minoltowski bagnet obiektywu A, nie zmieniono też standardu gniazdka
wężyka spustowego. Sony nadal wykorzystuje dwa obiektywy z Pierwszej Dwunastki
– „pięćdziesiątki”: f/1,4 i f/2,8 makro – choć dotyczy to wyłącznie ich
konstrukcji optycznych. No i jeszcze jedna pamiątka, symboliczna i znacząca: oznaczenie
α w aparatach Sony pochodzi od
symbolu uzupełniającego nazwy modeli Minolt AF przeznaczonych na japoński rynek
– co zresztą widać na zdjęciu w nagłówku.
Minolta zapłaciła za ten model upadkiem działu foto. Nie wytrzymali gigantycznych odszkodowań w setkach milionów dolarów dla Honeywell'a za rzekome pogwałcenie praw patentowych do systemu autofokus. Pozwani Nikon i Canon, w jakiś sposób uniknęli bardzo wysokich odszkodowań na rzecz amerykańskiej firmy. Straszna szkoda, że tak fantastyczna firma jak Minolta zniknęła z rynku w tak głupi sposób.
OdpowiedzUsuńWidać mocny dział prawny jest równie potrzebny jak badawczo-rozwojowy.
UsuńOdszkodowanie dla Honeywell nie miało żadnego wpływu na pozbycie się działu foto w roku 2006.
OdpowiedzUsuń