Pełnoklatkowy
bezlusterkowiec, czyli jak zostałem wyznawcą zła oraz łyżka dziegciu w beczce
miodu
Nie
powiem nic odkrywczego oznajmiając, że bezlusterkowe aparaty z wymienną optyką
to poważna i stale rosnąca konkurencja dla lustrzanek. Są obecne już od kilku
lat i odgryzają coraz większy kawałek rynkowego tortu. Jednak dla mnie samego
bezlusterkowce stanowią największe i zaskakujące odkrycie ubiegłego roku. A
zaczęło się tak niewinnie …
|
Nikon
D3s. Źródło: materiały prasowe Nikona.
|
Po
kilku latach względnego fotograficznego letargu, wiosną ubiegłego roku
nastąpiło ożywienie: zacząłem robić zdjęcia codziennie, chociaż z powodu nawału
prac wymagających siedzenia przy komputerze, odbywałem głównie wyprawy
fotograficzne do naszego ogrodu – często trwające zaledwie kilkanaście minut
zanim telefon nie przywołał mnie z powrotem do laptopa. To wymuszone skupienie
na terenie wokół domu naturalnie zwróciło moją uwagę w stronę makrofotografii.
Wyciągnąłem stareńkie Micro-Nikkory, mieszek Nikon PB-4: po stronie optyki i
akcesoriów wszystko grało. Ale zrozumiałem, że mój podstawowy aparat – Nikon
D3s – który wiernie, niezłomnie i niestrudzenie służył mi głównie jako
narzędzie do wykonywania reportaży korporacyjnych i w tej roli sprawdził się
idealnie, nie jest w równym stopniu dopasowany do makrofotografii. Jego
szybkość (9 klatek na sekundę) była tu zbędna, rozdzielczość matrycy (12,1
miliona pikseli) trochę skromna, szczególnie jeśli chciałem wykadrować fragment
zdjęcia w trakcie obróbki, a rozmiary i kształt (wbudowany na stałe uchwyt do
kadrowania w pionie) przeszkadzały w operowaniu sprzętem na statywie,
szczególnie po założeniu na mieszek; również jego masa (1246 g) mocno obciążała
mocowanie mieszka.
|
Mieszek
Nikon PB-4. |
|
Nikon D3s, mieszek Nikon PB-4,
obiektyw Adoxar Anastigmat
f=10,5 cm 1:6,3.
|
Ze łzą kręcącą się w oku, bo w końcu przeżyliśmy razem - ja i D3s – sporo przygód, wymieniłem go na model Nikon D800, aparat do makrofotografii doskonały. To co, że wolny (4 klatki na sekundę) - w makrofotografii to i tak bez znaczenia. Rozdzielczość matrycy (36 milionów pikseli) daje ogromny zapas w przypadku konieczności docięcia obrazu. Sama matryca – rewelacyjna, a obecność filtra dolnoprzepustowego, zapobiegającego zjawisku mory, w fotografii przyrodniczej często się przydaje. Matryca wymaga najlepszych obiektywów i nienagannej techniki – ale przecież Mikro-Nikkory to optyka z górnej półki a statyw, wstępne podnoszenie lustra i wyzwalanie migawki wężykiem przewodowym lub radiowo to i tak standard w makrofotografii. I wszystko poszłoby dalej gładko, gdyby nie to, że dostałem jakiś czas temu po zmarłym znajomym malarzu i fotografie mnóstwo starych obiektywów. Postanowiłem, że nie mogą leżeć i się marnować; zacząłem je przerabiać tak, abym mógł z nich korzystać na lustrzankach Nikona.
|
Nikon
D800. Źródło: materiały prasowe Nikona. |
Trafiłem w tej odziedziczonej kolekcji na obiektywy – miedzy innymi - z mocowaniem M42, Exacta; no i tu pojawił się problem.
Lustrzanki Nikona mają
jedną z największych odległości roboczych między mocowaniem bagnetowym
obiektywu a płaszczyzną matrycy, a zatem prawie żadne obiektywy z innych
systemów aparatów małoobrazkowych nie dadzą się zaadaptować tak, aby ostrzyły
na nieskończoność. Właściwie każdy „obcy” obiektyw założony na Nikona przez
bezsoczewkowy adapter ostrzy jedynie z bardzo małych odległości, zatem jego
podstawowe parametry pozostają niewykorzystane; na przykład obiektyw
szerokokątny staje się kiepskiej jakości makroobiektywem. Oczywiście istnieją
adaptery z soczewkami, które umożliwiają ustawianie ostrości w pełnym zakresie
aż do nieskończoności, ale jakość tych soczewek jest bardzo mizerna. Już
zamierzałem się poddać i odłożyć stare szkła do optycznego limbusa gdy
przypomniałem sobie o bezlusterkowcach z wymienną optyką. Ze względu na brak
komory lustra, odległość od mocowania bagnetowego do matrycy jest w nich
znacznie mniejsza niż w lustrzankach, zatem poprzez bezsoczewkowe adaptery
odpowiedniej długości można założyć obiektyw praktycznie z każdego systemu,
zachowując pełen zakres ustawiania ostrości. No tak, pomyślałem sobie, ale
przecież bezlusterkowce są niepełnoklatkowe, zatem większość starych
obiektywów, z których chciałem korzystać, straciłaby swoje pierwotne kąty
widzenia. Jednak, gdy zacząłem drążyć temat okazało się, że w czasie mojego
fotograficznego letargu pojawiły się pełnoklatkowe bezlusterkowce Sony.
Wreszcie zobaczyłem światełko na końcu tunelu.
|
Zamocowane przez bezsoczewkowe
adaptery na lustrzankach
Nikona obiektywy systemu Canon FD mogą
pracować
jedynie w zakresie makro.
Nikon D800, obiektyw Canon nFD 85 mm f/1,2L.
|
Tu chciałbym rozprawić się z angielską terminologią: obecnie na określenie bezlusterkowych aparatów z wymienną optyką używana jest najczęściej nazwa ILC – Interchangeable Lens Camera (aparat z wymiennymi obiektywami). To bez sensu, bo przecież od strony funkcjonalnej lustrzanki też są aparatami z wymiennymi obiektywami, tymczasem nazwa ILC ich nie obejmuje, a zarezerwowana jest dla nich nazwa DSLR – Digital Single Lens Reflex (cyfrowa lustrzanka jednoobiektywowa). Gdzie tu sens? Termin ILC zdaje się obejmować tylko aparaty cyfrowe, a przecież nie ma w nim słowa „digital” (cyfrowy), zatem świetnie pasowałoby również do analogowych nielustrzanych aparatów z wymienną optyką, takich jako Leica M6, Contax G2 czy Konica Hexar. Z kolei nazwa DSLR jest anachroniczna i ma jedynie uzasadnienie historyczne – bo czyż istnieje cyfrowa lustrzanka dwuobiektywowa? Należy też dodać, że do kategorii ILC wrzucono aparaty o matrycach różnych formatów: pełna klatka, APS-C, ¾, Micro ¾, ale także takie systemy jak Pentax Q, Nikon 1 itd.
|
Nieważne jaki system, nieważne jaka marka.
Przez
bezosczewkowe adaptery można założyć
na Sony A7 praktycznie każdy obiektyw.
|
Część
tańszych ILC ma jedynie tylny ekran służący zarówno do wyświetlania menu,
podglądu kadru jak i przeglądania wykonanych zdjęć. Jednak wyższej klasy
aparaty tego typu mają dodatkowo wysokiej jakości elektroniczny wizjer, który
pozwala używać je z poziomu oka, tak jak to jest w przypadku lustrzanek, czy
klasycznych aparatów dalmierzowych. Mało tego: często taki wizjer jest lepszy
od optycznego, ponieważ oferuje szereg dodatkowych funkcji i ułatwień, na
przykład elektroniczną poziomnicę, stały podgląd głębi ostrości przy roboczej
przysłonie czy obrysowywanie obszarów największego kontrastu i powiększanie
wybranego fragmentu obrazu dla łatwego ręcznego ustawiania ostrości. Tak jest w
przypadku pełnoklatkowych bezlusterkowców Sony.
|
Sony
A7, obiektyw Contax G Carl Zeiss Planar T* 45 mm f/2. |
Z
góry założyłem, że Sony będzie jedynie „ścianką cyfrową”, do mocowania
przeróżnych obiektywów i kontynuacji przygody z niespieszną fotografią ze
statywu, którą zacząłem z Nikonem D800. Gdy podejmowałem decyzję latem
ubiegłego roku, do wyboru miałem trzy modele Sony A7, A7R oraz A7S. Zważywszy
wszystkie „za i przeciw” odrzuciłem A7S, którego matryca za bardzo przypominała
mi mojego poprzedniego Nikona, czyli D3s: 12 milionów pikseli i niskie szumy
przy wysokich ekwiwalentach ISO. To aparat idealny do reportażu przy niskim
poziomie światła zastanego; jest też świetny do kręcenia filmów, ale mnie
kręcenie nie kręci, więc 4K jest mi obojętne. Pierwotnie skłaniałem się w
stronę A7R, ale przeczytawszy o możliwych problemach z poruszonymi zdjęciami ze
statywu przypisywanych mechanicznej migawce, ostatecznie wybrałem model A7 ze
względu na elektroniczną pierwszą zasłonkę migawki. Zresztą 36 milionów pikseli
miałem już w Nikonie D800. Wszystko wydawało się idealne w przypadku Sony A7:
pełna klatka, zdolność do dopięcia prawie każdego obiektywu, łatwość ręcznego
ustawiania ostrości dzięki elektronicznym „wspomagaczom”, zapobiegająca
powstawaniu drgań migawka elektroniczna, sprawdzona matryca o rozdzielczości 24
milionów pikseli. Postanowiłem przyjąć ten japoński wynalazek z otwartymi
rękami. A jako, że do opisania tego, czym jest A7 idealnie pasuje inne
angielskie określenie: EVIL (Electronic Viewfinder Interchangeable Lens - Elektroniczny
Wizjer, Wymienne Obiektywy), a słowo „evil” oznacza „zło”, można rzecz, że
stałem się wyznawcą zła.
|
Sony
A7, obiektyw Canon nFD 135 mm f/2. |
Przygoda
z A7 trwa i nieustannie się rozwija. Dzięki niej poznałem mnóstwo cudownych
starych obiektywów, z których część „dogaduje się” z aparatem a część nie. Nie
mówię oczywiście o komunikacji elektronicznej, bo takowa prawie nie istnieje –
z bardzo nielicznymi wyjątkami adaptery są czysto mechaniczne. Mówiąc o dogadywaniu
się mam na myśli współpracę obiektywów z matrycą Sony. Zebrałem sporo wniosków,
którymi będę się dzielił. Mam przed sobą długofalowy plan testowania
obiektywów, który będę systematycznie prowadził w poszukiwaniu idealnego
zestawu obiektywów. Najfajniejsze jest to, że można dobrać najlepsze obiektywy
z różnych systemów i zakładać na aparat Sony na zmianę szkła Nikona, Canona,
Pentaksa, Leiki, Voigtlandera, Olympusa, Contaksa itd. Największą przyjemność
sprawia korzystanie z obiektywów z tak zwanych „osieroconych” systemów, czyli
tych, które producenci porzucili dawno temu i przez lata leżały opuszczone, bo
nie można było ich dostosować do lustrzanek cyfrowych. Najlepszym przykładem
takiego systemu jest Canon FD, który producent „osierocił” w roku 1987
wprowadzając nowe mocowanie bagnetowe Canon EF, i chociaż nieliczne elementy
systemu FD były produkowane
do roku 1992, wiadomo było że to gatunek wymarły.
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 300 mm f/4L.
|
Oczywiście
nie wszystko wygląda różowo w przypadku A7. Sony daje nam do aparatu
pretendującego do klasy pół-zawodowej jeden akumulator i kabel do ładowania go
przez USB. Ładowanie trwa potwornie długo, a żywotność akumulatora jest
kiepska. Wiem, że pojemniejszy akumulator musiałby być większy, co wymusiłoby
zwiększenie gabarytów aparatu, a jednym z uroków Sony A7 są małe wymiary,
prawie czyniące z niego „cyfrową Leikę”. Ale w tej klasie sprzętu powinniśmy
dostać w komplecie zewnętrzną ładowarkę. Na szczęście jest to standardowy
akumulator Sony, więc można taką ładowarkę dokupić, co od razu zalecam; dokupić
też należy co najmniej 1-2 dodatkowe akumulatory. Instrukcja do aparatu jest
prawie bezużyteczna; trzeba rozgryzać wiele opcji samemu lub szukać informacji
u innych użytkowników. Jednym z powodów ogromnej prądożerności Sony jest
fabryczne włączenie komunikacji bezprzewodowej. Nie ma jednak w menu jasnej
opcji wyłączenia tej funkcji – należy odgadnąć, że wystarczy włączyć „tryb
samolotowy”.
|
Sony A7, obiektyw Contax G Carl Zeiss Planar T* 45 mm f/2.
|
Najwięcej
rozterek dostarcza spasowanie obiektywów z Sony, a problemy wynikają w dużej
mierze z tego, co jest istotą i zaletą aparatu. Zamknięcie matrycy
pełnoklatkowej w małym korpusie zawdzięczamy brakowi lustra: dzięki temu aparat
może być bardzo „płytki”. Mocowanie bagnetowe znajduje się znacznie bliżej
matrycy, niż to jest w lustrzankach. Do tak małego korpusu aż chce się zakładać
małe obiektywy – a najmniejsze są oczywiście obiektywy do aparatów
dalmierzowych, takich jak Leica serii M, Minolta CLE, Konica Hexar, czy też do
nielustrzanych aparatów z samoczynnym ustawianiem ostrości, takich jak aparaty
systemu Contax G. Te obiektywy wydają się stanowić idealne dopełnienie Sony
A7/A7R/A7S. Jednak sama konstrukcja matrycy Sony, a przede wszystkim fakt, że
tylne soczewki obiektywów od aparatów dalmierzowych znajdują się bardzo blisko
matrycy sprawia, że optyka ta nie spisuje się tutaj tak dobrze, jak to było w
aparatach analogowych. Szczególnie dotyczy to obiektywów szerokokątnych,
ponieważ światło peryferyjne pada na matrycę pod bardzo dużym kątem, a matryca
Sony tego wyraźnie „nie lubi”. W rezultacie szereg starych perełek
obiektywowych wypada blado w połączeniu z pełnoklatkowymi bezlusterkowcami.
Przykładem są zeissowskie Biogony: o ile środek jest dobry, to na brzegach ma
miejsce rozmazywanie obrazu i nie pomaga nawet mocne przymknięcie przysłony.
Obiektywy od lustrzanek są mocowane przez dość głębokie adaptery a zatem ich
tylne soczewki są daleko odsunięte od matrycy, promienie światła mają przebieg
znacznie bardziej telecentryczny i w konsekwencji znacznie łatwiej jest znaleźć
szerokokątny obiektyw lustrzankowy niż dalmierzowy, który będzie dobrze
pracował na matrycach Sony. Oczywiście rozdzielczość matrycy ma znaczenie.
Pewne wady optyczne, których nie widać na matrycy 12 milionów pikseli (A7S),
ujawniają się na matrycy 24 milionów (A7) i stają się bardzo wyraźne na matrycy
o rozdzielczości 36 milionów pikseli (A7R).
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 85 mm f/1,2L.
|
Zapowiadając
kolejne wpisy dotyczące korzystania na aparacie Sony A7 z optyki pochodzącej z
różnych systemów, podzielę się jednym wstępnym wnioskiem z dotychczasowego
doświadczeń: co prawda można znaleźć świetne obiektywy w każdym systemie, ale
zważywszy na stosunek ceny do jakości, współpracę z matrycą, dostępność i
paletę obiektywów, w tej chwili uważam optykę i akcesoria wspomnianego
wcześniej „osieroconego” systemu Canon FD za bardzo dobry wybór dla Sony A7.
|
Sony A7, obiektyw Voigtländer SL Macro Apo Lanthar 125 mm
f/2,5.
|
|
Sony A7, obiektyw Contax G Carl Zeiss Planar T* 35 mm f/2.
|
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 80-200 mm f/4L.
|
|
Sony A7, obiektyw Contax G Carl Zeiss Sonnar T* 90 mm f/2,8.
|
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 135 mm f/2.
|
|
Sony A7, obiektyw Voigtländer SL Macro Apo Lanthar
125 mm f/2,5.
|
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 300 mm f/4L.
|
|
Sony A7, obiektyw Contax G Carl Zeiss Sonnar T* 90 mm f/2,8.
|
|
Sony A7, obiektyw Voigtländer SL Macro Apo Lanthar
125 mm f/2,5.
|
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 80-200 mm f/4L.
|
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 85 mm f/1,2L.
|
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 135 mm f/2.
|
|
Sony A7, obiektyw Contax G Carl Zeiss Planar T* 35 mm f/2.
|
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 85 mm f/1,2L.
|
|
Sony A7, obiektyw Canon nFD 85 mm f/1,2L.
|
Świetny artykuł! Piękna galeria zdjęć! Wiem, powtarzam się :-)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejne wpisy – ciekawa jestem, czy już masz swojego faworyta wśród obiektywów, które planujesz przetestować?
Pozdrawiam Cię Jarku,
Anna Ż.
Aniu, jak zawsze dziękuję za komentarz. Mam faworyta, ale przed dokładnym przetestowaniem jeszcze za wcześnie o tym pisać.
UsuńJarek
Jak zawsze - zaskakuje mnie Pan wiedzą. I jestem pełna podziwu dla Pana foto-eksperymentów! Chociaż może lepsze będzie tu określenie: foto-poszukiwań.
OdpowiedzUsuńPiękna galeria zdjęć!
Pozdrawiam,
Aneta Mikulska
:)
OdpowiedzUsuńDobry sprzęt fotograficzny to i zdjęcia świetne wychodzą. Trochę wiedzy jak robić zdjęcia oczywiście też potrzebne. Można sporo takich informacji znaleźć nawet w internecie. Można potem brać udział w różnych konkursach fotograficznych jak czytałam na https://glos24.pl/konkurs-fotograficzny-ktory-jednoczy-wszystkich-amatorow-fotografii na przykład. Zawsze to ciekawe doświadczenie.
OdpowiedzUsuń