Źródło: Hyundai. |
Nie
tak dawno Jarek zachwycał się włoskim wzornictwem, a ja gotów byłem mu wtórować.
Nie podejrzewałem jednak, że szybko napotkam antyprzykład. Na dodatek tak
się złożyło, że Jarek pisał o Bugatti, a mnie też dopadł pewien „włoski”
samochód. Hyundai konkretnie.
Przyznaję,
nie cenię urody dalekowschodnich aut. Ok, sportowe wyglądają jeszcze ciekawie.
Znaczna część „japończyków” i „koreańczyków” przeznaczonych na rynek europejski
też nie ma czego się wstydzić. Niektóre nawet ładnie wpisują się w obecną
„globalną” stylistykę i trudno poznać, czy auto które widzimy to Peugeot,
Toyota, czy Seat. Ale te modele, które mają wpasować się we wschodnioazjatyckie
lub amerykańskie gusta, powodują u mnie zdecydowany dyskomfort estetyczny. Pokraczne,
przyciężkie, optycznie źle wyważone – i to nawet gdy ich gabaryty sugerowałyby
użycie określenia „zgrabne autka”.
Źródło: Hyundai. |
Taki
też charakter ma seledynowy minivan, którego co jakiś czas widuję w mojej
okolicy. Nie kojarzyłem co to za marka i model, choć byłem pewien, że pochodzi
z Japonii albo Korei. Przód jeszcze ujdzie, lecz z boku widać nierówną linię
okien, a z tyłu nieproporcjonalnie małe światła upchnięte na krawędziach
nadwozia i o rozmiar (albo i dwa) za małe koła. Gdy go wreszcie ujrzałem z
bliska, nie zdziwił mnie znaczek Hyundaia na masce. Nie wiem co mnie skusiło,
żeby się za nim obejrzeć… I wtedy niemal ścięło mnie z nóg, bo pod tylnym
okienkiem zobaczyłem znajomy znaczek „disegno pininfarina”!
Znaczek, który
zdobi wspaniałe ferrari, alfy, jaguary i lancie, tu przyklejono dla samochodu
zgrabnego jak hiena albo kapibara! Ponury dowcip, czy może ponura
rzeczywistość? Okazało się, że to drugie, bo źródła potwierdzają: nadwozie tego
hyundaia (nazywa się on Matrix) naprawdę projektowało biuro Pininfariny. No,
wiadomo, że nie projektowało od podstaw, a raczej tylko „wygładziło”. Skoro
jednak efektów tych działań w żadnym razie nie można pochwalić, to skąd pomysł,
by na aucie umieszczać swój podpis? Może Hyundai tak dobrze płacił
Pininfarinie, że biuro uległo i zgodziło się firmować potworka? A może było
odwrotnie: Pininfarina proponował zbyt mało Hyundaiowi, by ten zgodził się NIE
UMIESZCZAĆ znaczka? I trzecie pytanie: skoro po obróbce przez włoskich speców
samochód wygląda tak nieciekawie, to jak musiał się prezentować ZANIM wzięli
się oni do pracy? Wolę o tym nie myśleć.
Źródło: Hyundai. |
Wolę poprzyglądać się innemu hyundaiowi – i40, który swojego wzornictwa naprawdę nie musi się wstydzić. Żeby było śmieszniej – wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje, że i jego nadwozie było tknięte przez fachowców Pininfariny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz