wtorek, 20 sierpnia 2019

TEST: DG Summilux 15 mm f/1.7. Leica? Panasonic? Leica!


     To szkiełko miałem już w rękach ponad rok temu podczas testu Panasonica G9. Wówczas jakoś nie było okazji do przestrzelania go i ocenienia. Jednak ochota pozostała, stąd przed wakacjami, szykując się do testu Lumixa G90, jednym z punktów zamówienia optyki do niego był właśnie 15 mm f/1.7. Panasonic Polska stanął na wysokości zadania, szkiełko dostarczył, a ja się mogłem nim cieszyć. A, i oczywiście przetestować.


     Ależ to staroć! Dopiero teraz przygotowując się do napisania artykułu, zorientowałem się że ten Summilux wiosną obchodził piąte urodziny. Wydawało mi się, że dobrze lokalizuję go na osi czasu produktów Panasonica / Leiki, niby wiedziałem, że to nie młodzik, ale żeby już 5 lat!? Jakoś mi ten czas umknął. Teraz postaram się nadrobić opóźnienie.

     Cacuszko, cudeńko, perełka, maleństwo… wszystkie te określenia świetnie pasują do Summiluxa. Formalnie jest to Leica DG Summilux 1.7/15 ASPH. I taki napis widnieje na pierścieniu otaczającym przednią soczewkę. Ale „Panasonica” tam nie ma – znajdziemy go wyłącznie w formie szarego napisu w najtrudniejszym do znalezienia miejscu na obudowie.
     Obiektyw jest malutki, ma klasyczną formę krótkoogniskowej stałki. Nie jest ani naleśnikiem, ani szkłem wydłużonym tak jak na przykład obiektywy 35/1.8 Nikona i Sony do ich małoobrazkowych bezlustrowców. Jest długi na trochę ponad 3,5 cm (osłona przeciwsłoneczna dodaje 2 cm), ma średnicę ok. 6 cm (z osłoną kilka milimetrów więcej), a w stanie gotowości do pracy (czyli z rzeczoną osłoną włącznie) ma masę 132 g. Czyli prawie nic. Z aparatem tworzy zgrabną, nie rzucającą się w oczy parę. Pasuje dobrze zarówno do modeli kompakto-, jak i lustrzankopodobnych. Mi podczas testu świetnie leżał w towarzystwie G90, a w momencie premiery promowano go jako kitowe szkło do maleńkiego Lumixa GM1.

     Dokończę sprawę danych liczbowo-technicznych. Obiektyw nie jest szczególnie bogaty w soczewki. Jest ich 9 w siedmiu grupach, ale w tym aż 3 są asferyczne. Siedmiolistkowa przysłona przymyka się maksymalnie do f/16, napędem autofokusa jest bezgłośny silnik krokowy. Jest on zresztą napędem nie tylko autofokusa, ale i manualfokusa, gdyż i w tym trybie silnik jest pośrednikiem w ustawianiu ostrości.
     Minimalna odległość ogniskowania to 0,2 m, czyli ok. 13 cm licząc od przodu osłony przeciwsłonecznej. Filtry mocujemy na gwincie 46 mm.

Źródło: Panasonic
     Ponieważ przednia soczewka ma niedużą średnicę (także w stosunku do średnicy przodu obiektywu), osłona przeciwsłoneczna o klasycznym kształcie rozszerzającego się ku przodowi stożka nie stanowiłaby optymalnej osłony przed bocznym światłem. Można ją było zaprojektować jako powierzchnię walca, ale zrobiono to zgrabnie i stylowo: najpierw rozszerza się, potem zwęża.

     Summilux 1.7/15 mm jest tak nieduży, że mimo swej skromnej masy sprawia wrażenie ciężkiego i solidnego. Mniej więcej połowa obudowy (ta tylna, oczywiście nie licząc bagnetu) jest wykonana z tworzyw sztucznych, a przód włącznie z osłoną i pierścieniem przysłony są metalowe. Metalowy jest też drobiażdżek: pierścień, którym możemy osłonić / zamaskować bagnetowe mocowanie osłony, jeśli nie chcemy jej używać.

     Pierścień przysłony w panasonicowo-leikowej optyce Micro 4/3 to przywilej tylko stałek firmowanych przez Leicę. A i to wyłącznie tych nowszych. Rozwiązanie podoba mi się gdy obiektyw nie ma dużej średnicy, stąd tu polubiłem je. Czasem wygodniej mi było sterować przysłoną z obiektywu, a nie z aparatu. Ale jeśli chcemy używać do tego pierścienia w aparacie, musimy pamiętać o ustawieniu pierścienia na obiektywie w pozycji A. W automatyce przysłony S oraz automatykach zaprogramowanych problem nie istnieje – aparat dobierze potrzebny otwór bez względu na ustawienie pierścienia na obiektywie.

     Cieszy obecność przełącznika AF / MF. Co prawda większość Lumixów ma analogiczną dźwigienkę z tyłu obudowy, ale nie dotyczy to mniejszych modeli (np. GX880), z którymi malutki Summilux pewnie jest często parowany. Stąd przydatność przełącznika na obiektywie. Przy okazji: jeśli aparat dysponuje przełącznikiem, to bez względu czy na MF ustawimy jego, czy suwaczek na obiektywie, przechodzimy na ręczne ostrzenie. Inaczej rzecz ujmując, autofokus działa wyłącznie gdy wybrany jest na obu przełącznikach. Drugie przy okazji: wspomniany przed chwilą Lumix GX880 występuje również w wersji z jasną obudową, dla niego Leica przewidziała również srebrną wersję Summiluxa 1.7/15 mm.
     Jakiego przełącznika brak? Oczywiście, stabilizacji. Ale w takim obiektywie to funkcja niezbyt przydatna, w sytuacji gdy stabilizowana jest matryca aparatu.

     Do obsługi obiektywu nie mam zastrzeżeń. No, może „elektroniczny skok” pierścienia ostrości jest trochę za duży. Żeby przejechać od nieskończoności do minimum, trzeba się trochę nakręcić. Natomiast bardzo dobrym pomysłem było powiększenie średnicy pierścienia przysłon. Dzięki temu łatwo się na niego trafia, a obracając go przy pracy w MF na pewno nie ruszymy pierścienia ostrości.

     Tyle „teorii”, czas na ocenę efektów pracy Summiluxa.
     Rozdzielczość – więcej niż dobrze, no może „bardzo dobrze z minusem”. Ale to już byłoby trochę naciągane. Powodem jest ciut za niska – moim zdaniem – rozdzielczość w rogach klatki. Środek – miód, malina: 3000 lph przy otwartej przysłonie, 3100 lph przy f/2 i f/2.8, potem 3200 lph przy f/4 i f/5.6. Natomiast w rogach, przy otwartej przysłonie widać 2700 lph, już przy f/2 rozdzielczość rośnie do 2800 lph, ale to jest koniec poprawy. 2800 lph w rogach obowiązuje aż do f/5.6 włącznie, a dalsze przymykanie oznacza pojawienie się efektów dyfrakcji. Dla f/8 jeszcze nieznaczne – 3100 / 2700 lph (środek / brzeg), ale f/11 to już tylko 2900 / 2500 lph, a koniec zakresu przysłon prezentuje nędzne 2400 / 1900 lph. Obiektyw testowałem na Lumiksie G90 z 20-megapikselową matrycą bez filtra dolnoprzepustowego. Test tego aparatu opublikowałem na blogu dwa tygodnie temu – LINK.

Kadr do testu szczegółowości obrazu. Wycinki poniżej.

Środek kadru. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Okolice rogu kadru. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Może się czepiam, ale skoro obiektyw firmowany jest przez Leicę, to 300-400 lph różnicy pomiędzy centrum kadru a jego obrzeżami, to trochę za dużo. OK, przy otwartej przysłonie jeszcze by uszło, ale dla optymalnego przymknięcia spodziewałem się maksimum 100 lph. Ten Summilux nie jest szkłem ani wyjątkowo jasnym, ani szczególnie szerokokątnym, by były powody do usprawiedliwienia takiej różnicy. Jest jakiś inny powód? Jest: wcale nie leikowa cena. Obiektyw kosztuje troszkę ponad 2000 zł, czyli na pewno nie tanio, ale w granicach rozsądku. Olympusowy prawie odpowiednik, czyli M.Zuiko 17 mm f/1.8 wymaga wyłożenia sumy mniejszej o 200-300 zł. W sumie, to tanio jak na „Leicę”, a nawet na „Panaleikę”. I nie ma co narzekać na te nieduże kilkaset lph spadku rozdzielczości na brzegach.

Wpływ dyfrakcji i jej korekcji na szczegółowość obrazu. Wycinki poniżej.

Górny rząd wycinków pochodzi ze zdjęć z wyłączoną korekcją dyfrakcji,
dolny z włączoną. 
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

    Szczególnie, że tę różnicę bardziej widać na zdjęciach tablicy testowej niż w realu. Jasne, tu też nie jest idealnie, ale boli znacznie słabiej. Tendencja przy przymykaniu przysłony jest zbliżona do tej ze studia. W rogach kadru widać skok jakości już przy przejściu z f/1.7 na f/2, ale potem następuje powolna poprawa aż do f/5.6 włącznie. I ta wartość, no właściwie to przedział f/4-5.6 to optymalne przymknięcie tego Summiluxa ze względu na poziom szczegółowości. Bo centrum klatki też lubi te wartości. Z tym że w centrum brak analogicznego skoku jakości – poprawa następuje płynnie od otwartej przysłony. Zarówno f/2.8 prezentuje się ciut słabiej, jak i f/8 – tu już działa dyfrakcja. Warto w aparacie włączyć funkcję jej korygowania. Co prawda ona nie usunie całkowicie negatywnego wpływu dyfrakcji na szczegółowość zdjęć, ale trochę pomoże. Widać to dobrze przy f/11 i f/16, choć przy f/8 już mniej.

Wykonałem serię zdjęć pod światło próbując złapać jakiś blik. Nie udało mi się, ale
wykorzystam te zdjęcia by pokazać pewną niekonsekwencję w doborze ekspozycji.
Gdy używamy Summiluxa, zdjęcia przy otwartej przysłonie naświetlane są mniej obficie
niż przy przymkniętej. Efekt nie zawsze jest tak spektakularny jak na tym przykładzie.

     Czego jeszcze nie widać? Aberracji chromatycznej. Z tym, że jak to w Micro 4/3 jest ona zawsze automatycznie usuwana ze zdjęć, bez prawa apelacji.

     Dystorsja niby też. Ale, po pierwsze, w przypadku testowanego obiektywu nie jest usuwana całkowicie i na zdjęciach widać słabą „beczkę”. Po drugie, z ciekawości wywołałem RAWa w programie potrafiącym ominąć obowiązkowe korekty obrazu. A jak wiadomo, ciekawość jest pierwszym krokiem do przerażenia. No, bo prawdziwa optyczna beczka tego Summiluxa może przestraszyć. Pokazuję ją poniżej, bardziej dla porządku, gdyż na zdjęciach i tak nie pojawi się.

Po lewej surowa, optyczna dystorsja. Po prawej automatycznie skorygowana.

     Winietowanie, owszem, jest. W przypadku tej wady możemy decydować czy pozostawiamy ją na zdjęciach, czy usuwamy ją. Decyzję podejmujemy oczywiście via menu. Ja bym usuwał, ale nawet przy otwartej przysłonie winietowanie nie jest ono ani silne, ani ostre. Wręcz zachęca do polubienia winietowania jako środka artystycznego na zdjęciach.

Otwarta przysłona. Lewe zdjęcie wykonane z wyłączoną,
prawe z włączoną korekcją winietowania.

     Pod światło sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Ani śladu blików, ani śladu smug światła, czy spadku kontrastu. Naprawdę starałem się coś znaleźć, ale nie dało się. Wręcz ideał!


     Plastyka obrazu zdecydowanie „leikowska”, czyli też nie mam do czego się przyczepić. Nieostrości są gładkie, krawędzie się nie rozdwajają, brak nerwowości w drobnych szczególikach. Z rzadka, na zdjęciach przy otwartej przysłonie, w nieostrościach pojawiają się barwne obwódki osiowej aberracji chromatycznej. Jednak bez celowego poszukiwania tej wady, trudno na nią trafić.

     Tradycyjnie na koniec dorzucam trochę zdjęć wykonanych tym obiektywem przy współpracy Lumixa G90. Standardowo, są to JPEGi z aparatu, naświetlone przy ISO 200 bez użycia korekcji ekspozycji / wad obrazu i innych funkcji wspomagających. Ewentualne odstępstwa deklaruję w podpisach.

Przysłona f/4, i.Dynamic.

Otwarta przysłona, HDR.

Otwarta przysłona, z RAWa by rozjaśnić cienie.

Przysłona f/3.5.

Otwarta przysłona.

Przysłona f/4, -1/3 EV.

Otwarta przysłona.

Otwarta przysłona.

Otwarta przysłona, -1 EV.

Przysłona f/4, -1 EV, ISO 3200.

Przysłona f/2.8, -1 EV, ISO 1600.

     Ten Summilux to bardzo, bardzo ładne szkiełko! Gdyby nie zbyt słabe brzegi, kwiczałbym z zachwytu. Ale nawet nie kwicząc, zapewniam że gdybym pracował w systemie Micro 4/3, kupiłbym je na pewno. I to pomimo, że 15 mm (czyli małoobrazkowe 30 mm) wcale nie jest „moją” ogniskową. Dla TEGO szkła warto byłoby zmienić podejście do lekko szerokich kątów. Grzechem byłoby ominąć ten wcale nie taki drogi, ostry obiektyw, z łagodnym winietowaniem, nieznaczną (po automatycznym skorygowaniu) dystorsją, genialnie pracujący pod światło. Bardzo, bardzo polecam!
  

Podoba mi się:
+ forma
+ całość jakości zdjęć (minus… wiadomo)
+ cena

Nie podoba mi się:
- różnica szczegółowości środek / rogi kadru

3 komentarze:

  1. W najtrudniejszym do znalezienia miejscu jest napis Panasonic. A co jest po made in? China czy Taiwan?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Japan. Jest Lumix jako marka aparatów i linii sprzętu, Leica firmuje szkło, więc nazwa trzeciej firmy tylko powiększałaby bałagan. Niemniej i "Panasonica" można znaleźć na obudowie - wyszarzonego i rzeczywiście w mało widocznym miejscu.

      Usuń
  2. Korekta dystorsji = osłabiona ostrość brzegów. matematyka nie puszcza inaczej. Nie ma takiego algorytmu przemieszczenia pixeli, który by był bez strat

    OdpowiedzUsuń