Naprawdę duża, poczynając od pełnej, oficjalnej nazwy: Panasonic Leica DG Elmarit 200mm F2.8 Power
OIS. Poza tym cóż, obiektyw waży kilo trzydzieści, a z osłoną
przeciwsłoneczną liczy sobie 26 cm długości.
I już wiadomo po co Panasonic
wypuścił wielkogabarytowego Lumixa G9 wyposażonego w wyjątkowo duży uchwyt. Bez
takiego aparatu trudno by pracować panasonikowo – leikową dwusetką. A jak mi
się tym zestawem fotografowało? Zapraszam do testu!
No właśnie, ile trzeba zapłacić za ten komplet? Dwanaście i
pół tysiąca złotych polskich. Uff! No, ale teraz mamy już lepszy obraz z czym
startujemy do testu.
I już na początku widzimy, wróć! czujemy uzasadnienie
wysokiej ceny. Ten obiektyw na zewnątrz jest całkowicie i absolutnie metalowy.
Bagnet, poszczególne człony obudowy, pierścienie, a kończąc na długiej,
walcowatej osłonie przeciwsłonecznej – ani grama tworzyw sztucznych! Dobra,
przyznaję: z plastiku wykonane są suwaczki przełączników autofokusa i stabilizacji.
Tak metalowego dużego obiektywu dawno nie miałem w dłoniach.
Komfort obsługi? No, w zasadzie bardzo wysoki, ale przy
takim poziomie wykonania spodziewałem się wzorcowego. A tu nie bardzo. Szeroki
pierścień ręcznego ostrzenia łatwo trafia pod palce, obraca się bardzo płynnie,
ale jego ząbkowanie jest ciut za mało wyraziste. Niby nic, ale podejrzewam że w
upale palce mogą się trochę ślizgać.
Drugi pierścień, to ten od przysłon. Obiektyw, podobne jak i
inne stałoogniskowe Panaleiki, pozwala ustawiać przysłonę klasycznie, czyli
właśnie na obiektywie. I tu znowu niby wszystko dobrze: pierścień wyróżnia się
z obudowy, zaskoki są wyraźne i na tyle duże, że łatwo dobrać przysłonę z
dokładnością 1/3 działki. Ale ten kij ma dwa końce, gdyż próba przejechania z
pełnej dziury na f/11 wymaga wykonania obrotu całą dłonią, bo ruch samych palców
nie wystarcza. I jeszcze jedno: na mój gust pierścień jest wysunięty zbyt
daleko do przodu obiektywu. Wolałbym go mieć bardziej po ręką.
I odwrotnie: wyłączniki autofokusa i stabilizacji zostały
upchnięte tuż przy mocowaniu bagnetowym, w dodatku na zwężającym się tam
korpusie obiektywu. Wcale nie jest łatwo trafić tam palcami.
Już koniec marudzenia? Nie, na koniec zostawiłem sobie
rodzynek w postaci osłony przeciwsłonecznej. To długa metalowa rurka, którą
nasuwa się na przód obiektywu i zaciska śrubką. Niby proste, lecz konstruktorzy
Elmarita uznali, że osłonę warto zabezpieczyć przed spadnięciem w razie
poluzowania się zacisku. Tył obudowy jest po jej wyprodukowaniu lekko ściskamy,
co go owalizuje, dzięki czemu osłona trzyma się obiektywu także swą
sprężystością. Niby fajnie, ale co ja się męczyłem każdorazowo gdy osłonę
zakładałem! Nie mówiąc już o – równie każdorazowym – rysowaniu przodu
obiektywu. Jasne, można zostawić ją na stałe, ale wtedy obiektyw staje się w
torbie wielkim grzmotem.
Zapomniałem o jeszcze jednym pierścieniu, czy też
„pierścieniu” tego obiektywu. Mam na myśli pierścień ze stopką statywową.
Ponieważ pierścień jest niezdejmowalny, łatwo było zaprojektować go tak, by
obracał się lekko i płynnie. Niektórym może brakować zaskoków co 90°. Odkręcana
jest sama stopka, a podczas testu pracowałem bez niej, gdyż w takiej
konfiguracji obiektyw lepiej leżał mi na dłoni.
Źródło: Panasonic. |
Zostawmy już tę skorupę i zejdźmy do wnętrza Elmarita. A tam
wcale nie tak bogato jak można by się spodziewać. Soczewek jest nawet sporo jak
na stałkę, bo piętnaście, choć liczyłem na większą liczbę elementów niskodyspersyjnych.
Są dwa, ale na pocieszenie nie ED, a UED, czyli Ultra Extra-low Dispersion. Zobaczymy
jak tam będzie z ostrością na pełnej dziurze…
Napędem autofokusa jest „potrójny” silnik liniowy, który
działa cichusieńko (ważne przy filmowaniu) i ekspresowo. Minimalny dystans
ostrości to zaledwie 1,15 m. Biorąc pod uwagę długą ogniskową, pachnie to
wysoką maksymalną skalą odwzorowania. Jednak nie ma tak pięknie, gdyż do głosu
dochodzi wewnętrzne ogniskowanie. Ono zwyczajowo skraca ogniskową obiektywu dla
zmniejszonych dystansów ustawiania ostrości, więc liczyć możemy jedynie na
skalę 1:5. Żeby rzecz wyglądała efektowniej liczbowo, napiszę że kadr zdjęcia
jest wówczas taki, jak przy skali odwzorowania 1:2,5 przy fotografowaniu
aparatem małoobrazkowym.
Jak przystało na porządny teleobiektyw, zakres ostrzenia
można ograniczyć (od dołu) do 3 m. A jak przystało na bardzo porządne tele,
jest też pamięć dystansu ostrości, który możemy szybko przywołać w razie
potrzeby. Nowością – jak na optykę Panasonica – jest przycisk funkcyjny Fn, pod
który można przypisać jedną z kilku funkcji związanych z ustawianiem ostrości. Jest
tylko pewien problem: limiter odległości oraz Fn obsługuje jeden przycisk, a
suwakowym przełącznikiem decydujemy jaką rolę przycisk spełnia – Memory, Call,
czy Fn. Gdy na zmianę korzystamy z limitera i Fn, musimy nie tylko machać
suwaczkiem, ale też pamiętać jak akurat jest ustawiony. Zdecydowanie wolałbym
tu dwa oddzielne klawisze.
Jeszcze kilka uzupełnień parametrów technicznych. Obiektyw
korzysta z filtrów o średnicy 77 mm, jest oczywiście uszczelniony dla
zabezpieczenia przy pracy w trudnych warunkach, a producent zapewnia też, że
bez problemu działać on będzie w temperaturze do -10 °C. I jeszcze jedna
kwestia, istotna przy filmowaniu: „mikro-krokowy” silnik ustawiający przysłonę,
pozwalający na płynną zmianę wielkości jej otworu.
Wewnątrz Elmarita siedzi też system optycznej stabilizacji
obrazu Power O.I.S. Przy współpracy z aparatami Panasonica posiadającymi
stabilizowaną matrycę, obie stabilizacje działają wspólnie jako Dual O.I.S.
Natomiast z kilkoma nowszymi modelami jako Dual O.I.S. 2. Oczywiście
sprawdziłem jak to wygląda w praktyce. Niestety, cudów nie ma. Współpraca obu
stabilizacji w przypadku fotografowania Lumixem G9, czyli jako Dual O.I.S. 2.
ustępuje efektami najlepszym w tej branży. W tym, między innymi, osiągnięciom
własnym samego Panasonica, który potrafił błysnąć skutecznością 5 działek czasu
w kompaktowym Lumiksie TZ100.
W przypadku pary G9 + Elmarit 200/2.8 możemy liczyć jedynie
na 4 działki, co oczywiście jest wynikiem dobrym, lecz do bardzo dobrego jednak
brakuje. Gorzej, że Lumix G9 wypadł z „dwusetką” ciut gorzej niż z zoomem 12-60
mm f/2.8-4. A jeszcze gorzej, że – pisałem już o tym w teście G9 – duża część
zdjęć została w identycznym stopniu leciusieńko ruszona, tak jakby
niedostabilizowana. Dodam, że zarówno obiektyw, jak i aparat dysponowały
finalnym oprogramowaniem wewnętrznym, więc nie chodziło o jakieś
przedprodukcyjne niedoróbki. No, chyba że to są niedoróbki produkcyjne. Panasonicu,
trzeba by coś z nimi zrobić…
Tyle o samym obiektywie, wypada przejść do opisu efektów
jego pracy. Tu nie będę dużo narzekał, gdyż oglądany z tej perspektywy Elmarit 200 mm f/2.8 Power OIS wydaje się
bliski ideałowi. Raz bliski bardzo, raz troszkę mniej, ale ogólnie to podoba mi
się.
Szczegółowość obrazu prezentuje się świetnie. No, przy
pełnej dziurze może nie tak dobrze jak po przymknięciu do f/4, ale to głownie
sprawka troszkę niższego kontrastu. Optimum szczegółowości – w każdym razie na
20 megapikselach Panasonica G9 – uzyskujemy
przy f/4-5.6. Dla f/8 już troszeczkę włazi dyfrakcja, ale tej przysłony
nadal bez obaw możemy używać. Jednak f/11 oznacza już dobrze zauważalny spadek
szczegółowości.
Zestaw z telekonwerterem sprawdziłem pod względem
szczegółowości wyłącznie dla otwartej przysłony, czyli f/4. Jest bardzo dobrze!
Kadr do testu szczegółowości obrazu. Wycinki poniżej. |
Środek obrazu na górze, brzeg na dole. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Kadr do testu szczegółowości obrazu z założonym telekonwerterem. Wycinki poniżej. |
Środek kadru po prawej, brzeg po lewej. Kliknij, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Niektórzy mogliby się obawiać osiowej aberracji chromatycznej, lecz tej nie ma ani śladu.
Ogniskowa 200 mm, przysłona f/2.8. Osiowej aberracji chromatycznej brak. Wycinek poniżej. |
Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Obiektyw nie słyszał też o dystorsji, choć o winietowaniu owszem, tak. Jest ono dość słabe, a przy tym bardzo łagodnie i płynnie ściemnia obraz od środka ku rogom klatki. Stąd bez porównania zdjęć wykonanych przy różnych przymknięciach przysłony, trudno tę wadę dostrzec.
Jedna kwestia wypada gorzej: zdjęcia pod światło. Wiadomo
już dlaczego konstruktorzy zafundowali temu Elmaritowi tak solidną osłonę
przeciwsłoneczną. Ona po prostu jest konieczna. Poniżej widzicie dwa zdjęcia
wykonane przy f/2.8, ze słońcem odsuniętym od osi obiektywu o ok. 30°. Jedno ze
zdjęć wykonałem z założoną osłoną, drugie bez niej. Nie muszę wyjaśniać które
jest które. Niestety.
Plastyka zdjęć zasadniczo mi się podoba. Nieostrości
przeważnie prezentują się gładko i spokojnie. Dotyczy to zarówno pierwszego,
jak i dalekiego planu. Zdarza się jednak, że obiektyw pokazuje rogi i
nieostrości stają się trochę nerwowe. Poniżej wrzucam taki przykład, ale
przyznaję, że to był jeden z kilku zaledwie wypadków przy pracy jakie zdarzyły
się gdy miałem obiektyw w swoich rękach.
Ogniskowa 200 mm, f/2.8. |
Poniżej możecie obejrzeć jeszcze kilkanaście zdjęć wykonanych pod czas testu. To niekadrowane JPEGi prosto z aparatu. Zasadniczo wykonywane były one bez telekonwertera, przy otwartej przysłonie, natywnej czułości Lumixa G9 ISO 200, bez korekcji ekspozycji. Ewentualne odstępstwa wspominam w podpisach.
Ogniskowa 280 mm. |
Okolice minimalnego dystansu ostrości. |
Przysłona f/8. |
Przysłona f/5.6. |
Okolice minimalnego dystansu ostrości. |
Ogniskowa 280 mm. |
Ogniskowa 280 mm. |
Ogniskowa 280 mm. |
Ogniskowa 280 mm. |
Przysłona f/4. |
Po teście mam trochę mieszane odczucia. Bo ten obiektyw,
choć naprawdę spodobał mi się, to ideałem nie jest. Zwłaszcza, że kosztuje
naprawdę dużo. Z drugiej strony, do małoobrazkowych szkieł 400 mm f/2.8 nie
podchodzi się bez 40-50 tysięcy złotych w kieszeni. I bez zaświadczenia, że
regularnie odwiedza się siłownię. Jasne, „zupełny” odpowiednik takich
obiektywów przeznaczony dla aparatów Micro 4/3 powinien mieć jasność f/1.4. A
wtedy, wiadomo... siłownia i 40 patoli.
Mi jednak ten Elmarit przypadł do gustu. W artykule
ponarzekałem, ale u mnie to norma w przypadku optyki wysokiej klasy wobec
której mam jeszcze wyższe wymagania. Jednak obiektyw zdjęcia robi świetne, a to
co mi troszkę wadzi dotyczy przede wszystkim obsługi. Plus sprawa stabilizacji,
która powinna działać jeszcze lepiej. Jednak uważam, że to kwestia czasowych
niedoróbek. Miło było tym szkłem popracować!
Podoba mi się:
+ jakość zdjęć
+ solidność konstrukcji
+ telekonwerter w zestawie
Nie podoba mi się:
- działanie stabilizacji
- drobiazgi w ergonomii
- cena
Zajrzyj też tu:
TEST: Panasonic Lumix G9, czyli kill’em all!
TEST: Panasonic GX8, daj się przetestować!
TEST: Panasonic Lumix GX7 Uwertura, ale do czego?
TEST: Panasonic – dwa mikroszkiełka do Micro 4/3
TEST: Olympus OM-D E-M1 + firmware 3.0 i C-AF
TEST: Bliziutko ideału, czyli Panasonic Lumix G80
TEST: Olympus OM-D E-M5 Mark II Skok na megapiksele
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
Olympus E-M10 II – co nowego, co fajnego? Wrażenia ze współpracy.
TEST: Olympus 40-150 mm f/2,8 + TC 1,4×. Super małe super tele
TEST: Panasonic GX8, daj się przetestować!
TEST: Panasonic Lumix GX7 Uwertura, ale do czego?
TEST: Panasonic – dwa mikroszkiełka do Micro 4/3
TEST: Olympus OM-D E-M1 + firmware 3.0 i C-AF
TEST: Bliziutko ideału, czyli Panasonic Lumix G80
TEST: Olympus OM-D E-M5 Mark II Skok na megapiksele
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
Olympus E-M10 II – co nowego, co fajnego? Wrażenia ze współpracy.
TEST: Olympus 40-150 mm f/2,8 + TC 1,4×. Super małe super tele
Hmmm... Przy tych gabarytach, cenie i pewnych rozwiązaniach (system mocowania osłony) chyba raczej zdecydowałbym się na M.ZUIKO Pro 300/4 IS. Tu mam wrażenie, że konstruktorzy chcieli dobrze, ale przedobrzyli. :)
OdpowiedzUsuńZuiko fajny, ale niewiele tańszy. No i u Panasa mamy dwie ogniskowe. Ale u Olympusa jest trochę ciekawiej, bo on ma jeszcze zooma 40-150/2.8. Którego można uzupełnić TC. Choć i tak najsilniejszym argumentem przy wyborze optyki m43 jest niepełna kompatybilność sprzętu O i P.
UsuńTelekonwerter do olka w porównaniu z ceną samego szkła jest tak tani, że wypadałoby go brać w zestawie :) Zresztą to ten sam TC co do 40-150/2.8, więc dla potrzebujących fajna rzecz.
UsuńA co do problemów z kompatybilnością to zgoda w 100%. Właśnie dlatego raczej nie rozważam szkieł Panasonica, kiedy szukam czegoś dla siebie. Mogliby się wreszcie dogadać. :/
Ja na razie nie mam nic w m4/3, ale gdybym miał kompletować zestaw, to bezwzględnie byłyby w nim dwie puszki: jedna O i jedna P. Inaczej w zbyt wielu miejscach miałbym zgryz czyj obiektyw kupić.
Usuń