środa, 15 listopada 2023

TEST: mam fazę na „pięćdziesiątki” – Canon RF 50 mm f/1.8

     Naszło mnie to podczas testu Canona RF 85 mm f/1.2L DS. Zdjęcia wykonywałem w ramach wyjazdu wakacyjnego, stąd testowe szkło miałem przypięte do aparatu nie tylko na czas zdjęć typowo testowych, a także przy wielu innych okazjach. I nie raz, nie dwa i nie dziesięć razy zdarzyło się, że próbując ugryźć napotkany motyw osiemdziesiątkąpiątką (może się uda bez zmiany obiektywu?), zauważałem że to trochę za wąsko, że standard byłby tu idealny. Ba, często nawet nie typowy 50 mm, a taki trochę dłuższy, czyli 55 mm albo wręcz 58 mm. A to przecież zupełnie nie moje kąty widzenia! Do 58 mm zraziłem się -dzieści lat temu fotografując Zenitem TTL. Jednocześnie „od zawsze” lubiłem standardy trochę szersze, czyli 40-45 mm. Smiena 8M, Minolta AF Tele-Super, Minolta Hi-matic 7s, Canon EF 45 mm Tilt-Shift… – to było to, co jako tygrys lubiłem najbardziej. Lubiłem, ale teraz jakoś naszło mnie na klasyczne 50 mm, bo 55-58 mm nadal nie poważam.
     Postanowiłem więc wziąć na warsztat jakąś pięćdziesiątkę, najchętniej taką która powtórzy wspaniałą jakość zdjęć z osiemdziesiątkipiątki f/1.2 RF.

     Oczywistym ruchem byłoby sięgnięcie po Canona RF 50/1.2L, lecz jego już przecież testowałem. I ogólnie to mi się on bardzo spodobał, choć czasami produkował zbyt nerwowe nieostrości. A to właśnie ich charakter szczególnie ujął mnie w testowanej ostatnio portretówce Canona. Jasne, szczegółowość, czy brak aberracji oczywiście też. O ile jednak ewentualne techniczne niedostatki w ostrościach obrazka można tu i ówdzie poprawić, to niedoskonałe nieostrości już nie.

     OK, jeśli nie RF 50/1.2, to co? Wśród optyki z autofokusem wyboru nie ma, jest tylko jeden jedyny RF 50/1.8 STM. Przez adapter można użyć optyki z mocowaniem EF, i tu wybór już jakiś jest. Jednak to zostawiam na potem. Na razie biorę na warsztat to co dają, czyli Canona RF 50 mm F1.8 STM. I od razu zapowiadam, że moim celem nie było dogłębne przetestowanie tego obiektywu. Chodziło mi jedynie o wyłapanie istotniejszych wpadek oraz – przede wszystkim! – sprawdzenie jakości, czy raczej kultury, nieostrości obrazu. Nie spodziewam się rewelacji, choć liczę na jedną, a może i dwie miłe niespodzianki w poszczególnych konkurencjach.

     Na pierwszą taką niespodziankę trafia się kupując ten obiektyw. Chodzi o cenę ledwo przekraczającą 800 zł. Legalnie, za nówkę, z fakturą. A więc pierwszy pozytyw zaliczony.

     Drugim są znikome rozmiary i ciężar obiektywu. Liczy on sobie po kilka centymetrów na długości i średnicy, korzysta z filtrów 43 mm, i ma masę 160 g. Wiadomo, plastik-fantastik, ale przy tej cenie i ciężarze to oczywiste. Choć już na bagnecie nie oszczędzano i trafiamy tam na metal. Przyoszczędzono za to na elementach sterujących, stąd brak wyłącznika autofokusa. Dostajemy tylko przełącznik funkcji jedynego pierścienia obiektywu: ustawianie ostrości / wartości funkcji wybranej z kilku dostępnych.
     Pierścień obsługuje się wygodnie, ale już autofokus trochę hałasuje. Mi to nie przeszkadzało, ale ktoś filmujący z pewnością by narzekał.

     Minimalna odległość ogniskowania wynosi 30 cm, a przy niej osiągamy skalę odwzorowania 1:4. Czyli bez rewelacji. Układ optyczny liczy sześć soczewek z jedną asferyczną między nimi. Przysłona jest 7-listkowa, przymyka się maksymalnie do f/22.
     Tyle o konstrukcji, czas na opis tego co widać na zdjęciach.

     Cieszy wysoka szczegółowość środka kadru. Już przy pełnej dziurze prezentuje się przyzwoicie, ale naprawdę fajnie wygląda przy f/2.8. I dalej, aż do f/8 włącznie. Użycie przysłony f/11 oznacza – na zdjęciach z EOSa RP – pierwsze ślady dyfrakcyjnego zmiękczenia. Naprawdę wyraźne są one dopiero przy f/16.
     Brzeg kadru to zupełnie inna para kaloszy. Otwarta lub lekko przymknięta przysłona oznacza miękkość kadru i taki sobie poziom szczegółowości zdjęć. Bardziej przeszkadza to pierwsze. Plus fioletowe obwódki na kontrastowych krawędziach. W wypadku obrzeży klatki użycie f/2.8 jeszcze nie oznacza wyraźnej poprawy. Dopiero f/4 wygląda jak należy, a f/5.6 i f/8 jeszcze lepiej. Dalej sytuacja identyczna jak w centrum klatki. W sumie, jak na tanią stałkę, nie ma co narzekać.

Kadr do testu szczegółowości obrazu.
Wycinki poniżej.

Wycinki z brzegu klatki dla poszczególnych przysłon.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Wycinki z okolic centrum klatki dla poszczególnych przysłon.
Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

     Winietowanie może przeszkadzać tylko przy f/1.8-2, oczywiście pod warunkiem, że go nie korygujemy cyfrowo. Jeśli skorzystamy z f/2.8 widzimy dużą poprawę, a przy f/4 praktycznie koniec kłopotów.
 

   Dystorsja? Nie zauważyłem. Natomiast na kilku zdjęciach mocno rzuciła mi się w oczy podłużna aberracja chromatyczna. Jej pojawienie się jest jednak uwarunkowane naprawdę mocnym kontrastem. Mój klasyczny test na czarno-białym druku niewiele pokazuje. Gorzej, że wadę tę widać nie tylko przy mocno otwartej przysłonie. Bywa, że pojawia się i przy f/4.

Stuprocentowy wycinek ze środka zdjęcia wykonanego z minimalnej odległości ostrzenia,
przy pełnej dziurze. Nieczęsto podłużna aberracja chromatyczna wyłazi tak wyraźnie.

     Pod światło raczej słabo. Nie znaczy, że zawsze słabo, ale obiektyw czasami może nas niemile zaskoczyć blikami i mocnym spadkiem kontrastu. Nie zdarzyły mi się sytuacje tak niemiłe jak w teście canonowskiego EF 50/1.8 STM, ale czasami niewiele brakowało. Ogólna zasada użycia tego szkła nie brzmi szczególnie oryginalnie: przy mocno przymkniętej przysłonie nie wpuszczajmy ostrego światła zbyt głęboko do obiektywu. W innych sytuacjach obiektyw jakoś się obroni. Słowo klucz: jakoś.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/2.8.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/2.5.

Przysłona f/8.

     Na koniec najważniejsze, czyli plastyka obrazu. To przecież ten właśnie aspekt pracy obiektywu RF 85/1.2 DS nasunął mi pomysł na test pięćdziesiątek. Nie, nie nasunął mi przy tym myśli, że obiektyw za kilkaset złotych błyśnie tu tak, jak ten za kilkanaście patoli. Liczyłem jednak trochę, że jakoś da sobie radę. Słowo klucz… no właśnie.
     I co, dał? Nie bardzo. I raczej z naciskiem na „nie”. Najbardziej nie leży mi ostre, pierścieniowe, wręcz bąbelkowe boke, które czasem jeszcze „łapie” jakieś kolory. Trafić więc można na czerwony środek i jasnozielony pierścień wokół. Gdy zdjęcie słabiej powiększymy, ów charakter boke przekłada się na nerwowość nieostrości, czasem zniekształcenie krawędzi obiektów. Nie trafiłem jednak na rozdwajanie gałęzi, a zdjęcia bez typowych „punktów świetlnych w nieostrości” wyglądają miło i miękko. Ładnie wyglądają też nieostre bliskie plany.

Przysłona f/1.8. Wycinek poniżej.

Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/3.5.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/2.5.

Przysłona f/5.

Przysłona f/1.8.

Przysłona f/4.

Przysłona f/18.

     W sumie z nieostrymi obszarami jest słabo, ale bez tragedii. Jednak jeśli planujemy kupić to szkło i liczymy na ładnie wyglądające nieostrości, to się zawiedziemy. Jeśli jednak nie jest to istotny aspekt lub wręcz lubimy „boke z charakterkiem”, to uczciwie mogę polecić zakup tego obiektywu. W zupełności może on wypełniać zadania taniej standardowej stałki.


Podoba mi się:
+ gabaryty, ciężar
+ ogólnie akceptowalna jakość obrazka
+ cena

Nie podoba mi się:
- wygląd nieostrości
- zdarzające się wpadki pod światło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz