To szkiełko miałem już w rękach ponad rok temu podczas testu
Panasonica G9. Wówczas jakoś nie było okazji do przestrzelania go i ocenienia. Jednak
ochota pozostała, stąd przed wakacjami, szykując się do testu Lumixa G90,
jednym z punktów zamówienia optyki do niego był właśnie 15 mm f/1.7. Panasonic
Polska stanął na wysokości zadania, szkiełko dostarczył, a ja się mogłem nim
cieszyć. A, i oczywiście przetestować.
Ależ to staroć! Dopiero teraz przygotowując się do napisania
artykułu, zorientowałem się że ten Summilux wiosną obchodził piąte urodziny. Wydawało
mi się, że dobrze lokalizuję go na osi czasu produktów Panasonica / Leiki, niby
wiedziałem, że to nie młodzik, ale żeby już 5 lat!? Jakoś mi ten czas umknął.
Teraz postaram się nadrobić opóźnienie.
Cacuszko, cudeńko, perełka, maleństwo… wszystkie te
określenia świetnie pasują do Summiluxa. Formalnie jest to Leica DG Summilux 1.7/15 ASPH. I taki napis widnieje na pierścieniu
otaczającym przednią soczewkę. Ale „Panasonica” tam nie ma – znajdziemy go
wyłącznie w formie szarego napisu w najtrudniejszym do znalezienia miejscu na
obudowie.
Obiektyw jest malutki, ma klasyczną formę krótkoogniskowej
stałki. Nie jest ani naleśnikiem, ani szkłem wydłużonym tak jak na przykład
obiektywy 35/1.8 Nikona i Sony do ich małoobrazkowych bezlustrowców. Jest długi
na trochę ponad 3,5 cm (osłona przeciwsłoneczna dodaje 2 cm), ma średnicę ok. 6
cm (z osłoną kilka milimetrów więcej), a w stanie gotowości do pracy (czyli z
rzeczoną osłoną włącznie) ma masę 132 g. Czyli prawie nic. Z aparatem tworzy
zgrabną, nie rzucającą się w oczy parę. Pasuje dobrze zarówno do modeli kompakto-,
jak i lustrzankopodobnych. Mi podczas testu świetnie leżał w towarzystwie G90,
a w momencie premiery promowano go jako kitowe szkło do maleńkiego Lumixa GM1.
Dokończę sprawę danych liczbowo-technicznych. Obiektyw nie
jest szczególnie bogaty w soczewki. Jest ich 9 w siedmiu grupach, ale w tym aż
3 są asferyczne. Siedmiolistkowa przysłona przymyka się maksymalnie do f/16,
napędem autofokusa jest bezgłośny silnik krokowy. Jest on zresztą napędem nie
tylko autofokusa, ale i manualfokusa,
gdyż i w tym trybie silnik jest pośrednikiem w ustawianiu ostrości.
Minimalna odległość ogniskowania to 0,2 m, czyli ok. 13 cm
licząc od przodu osłony przeciwsłonecznej. Filtry mocujemy na gwincie 46 mm.
Źródło: Panasonic |
Ponieważ przednia soczewka ma niedużą
średnicę (także w stosunku do średnicy przodu obiektywu), osłona
przeciwsłoneczna o klasycznym kształcie rozszerzającego się ku przodowi stożka nie
stanowiłaby optymalnej osłony przed bocznym światłem. Można ją było
zaprojektować jako powierzchnię walca, ale zrobiono to zgrabnie i stylowo:
najpierw rozszerza się, potem zwęża.
Summilux 1.7/15 mm jest tak nieduży, że mimo swej skromnej
masy sprawia wrażenie ciężkiego i solidnego. Mniej więcej połowa obudowy (ta
tylna, oczywiście nie licząc bagnetu) jest wykonana z tworzyw sztucznych, a
przód włącznie z osłoną i pierścieniem przysłony są metalowe. Metalowy jest też
drobiażdżek: pierścień, którym możemy osłonić / zamaskować bagnetowe mocowanie
osłony, jeśli nie chcemy jej używać.
Pierścień przysłony w panasonicowo-leikowej optyce Micro 4/3
to przywilej tylko stałek firmowanych przez Leicę. A i to wyłącznie tych nowszych.
Rozwiązanie podoba mi się gdy obiektyw nie ma dużej średnicy, stąd tu polubiłem
je. Czasem wygodniej mi było sterować przysłoną z obiektywu, a nie z aparatu. Ale
jeśli chcemy używać do tego pierścienia w aparacie, musimy pamiętać o
ustawieniu pierścienia na obiektywie w pozycji A. W automatyce przysłony S oraz
automatykach zaprogramowanych problem nie istnieje – aparat dobierze potrzebny otwór
bez względu na ustawienie pierścienia na obiektywie.
Cieszy obecność przełącznika AF / MF. Co prawda większość
Lumixów ma analogiczną dźwigienkę z tyłu obudowy, ale nie dotyczy to mniejszych
modeli (np. GX880), z którymi malutki Summilux pewnie jest często parowany.
Stąd przydatność przełącznika na obiektywie. Przy okazji: jeśli aparat
dysponuje przełącznikiem, to bez względu czy na MF ustawimy jego, czy suwaczek
na obiektywie, przechodzimy na ręczne ostrzenie. Inaczej rzecz ujmując,
autofokus działa wyłącznie gdy wybrany jest na obu przełącznikach. Drugie przy
okazji: wspomniany przed chwilą Lumix GX880 występuje również w wersji z jasną
obudową, dla niego Leica przewidziała również srebrną wersję Summiluxa 1.7/15
mm.
Jakiego przełącznika brak? Oczywiście, stabilizacji. Ale w
takim obiektywie to funkcja niezbyt przydatna, w sytuacji gdy stabilizowana
jest matryca aparatu.
Do obsługi obiektywu nie mam zastrzeżeń. No, może
„elektroniczny skok” pierścienia ostrości jest trochę za duży. Żeby przejechać
od nieskończoności do minimum, trzeba się trochę nakręcić. Natomiast bardzo
dobrym pomysłem było powiększenie średnicy pierścienia przysłon. Dzięki temu
łatwo się na niego trafia, a obracając go przy pracy w MF na pewno nie ruszymy
pierścienia ostrości.
Tyle „teorii”, czas na ocenę efektów pracy Summiluxa.
Rozdzielczość – więcej niż dobrze, no może „bardzo dobrze z
minusem”. Ale to już byłoby trochę naciągane. Powodem jest ciut za niska – moim
zdaniem – rozdzielczość w rogach klatki. Środek – miód, malina: 3000 lph przy
otwartej przysłonie, 3100 lph przy f/2 i f/2.8, potem 3200 lph przy f/4 i
f/5.6. Natomiast w rogach, przy otwartej przysłonie widać 2700 lph, już przy
f/2 rozdzielczość rośnie do 2800 lph, ale to jest koniec poprawy. 2800 lph w
rogach obowiązuje aż do f/5.6 włącznie, a dalsze przymykanie oznacza pojawienie
się efektów dyfrakcji. Dla f/8 jeszcze nieznaczne – 3100 / 2700 lph (środek /
brzeg), ale f/11 to już tylko 2900 / 2500 lph, a koniec zakresu przysłon
prezentuje nędzne 2400 / 1900 lph. Obiektyw testowałem na Lumiksie G90 z
20-megapikselową matrycą bez filtra dolnoprzepustowego. Test tego aparatu opublikowałem
na blogu dwa tygodnie temu – LINK.
Kadr do testu szczegółowości obrazu. Wycinki poniżej. |
Środek kadru. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Okolice rogu kadru. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Może się czepiam, ale skoro obiektyw firmowany jest przez
Leicę, to 300-400 lph różnicy pomiędzy centrum kadru a jego obrzeżami, to
trochę za dużo. OK, przy otwartej przysłonie jeszcze by uszło, ale dla
optymalnego przymknięcia spodziewałem się maksimum 100 lph. Ten Summilux nie
jest szkłem ani wyjątkowo jasnym, ani szczególnie szerokokątnym, by były powody
do usprawiedliwienia takiej różnicy. Jest jakiś inny powód? Jest: wcale nie
leikowa cena. Obiektyw kosztuje troszkę ponad 2000 zł, czyli na pewno nie
tanio, ale w granicach rozsądku. Olympusowy prawie odpowiednik, czyli M.Zuiko
17 mm f/1.8 wymaga wyłożenia sumy mniejszej o 200-300 zł. W sumie, to tanio jak
na „Leicę”, a nawet na „Panaleikę”. I nie ma co narzekać na te nieduże kilkaset
lph spadku rozdzielczości na brzegach.
Wpływ dyfrakcji i jej korekcji na szczegółowość obrazu. Wycinki poniżej. |
Górny rząd wycinków pochodzi ze zdjęć z wyłączoną korekcją dyfrakcji, dolny z włączoną. Kliknij zdjęcie by obejrzeć je w pełnej rozdzielczości. |
Szczególnie, że tę różnicę bardziej widać na zdjęciach
tablicy testowej niż w realu. Jasne, tu też nie jest idealnie, ale boli
znacznie słabiej. Tendencja przy przymykaniu przysłony jest zbliżona do tej ze
studia. W rogach kadru widać skok jakości już przy przejściu z f/1.7 na f/2,
ale potem następuje powolna poprawa aż do f/5.6 włącznie. I ta wartość, no
właściwie to przedział f/4-5.6 to optymalne przymknięcie tego Summiluxa ze
względu na poziom szczegółowości. Bo centrum klatki też lubi te wartości. Z tym
że w centrum brak analogicznego skoku jakości – poprawa następuje płynnie od otwartej
przysłony. Zarówno f/2.8 prezentuje się ciut słabiej, jak i f/8 – tu już działa
dyfrakcja. Warto w aparacie włączyć funkcję jej korygowania. Co prawda ona nie
usunie całkowicie negatywnego wpływu dyfrakcji na szczegółowość zdjęć, ale
trochę pomoże. Widać to dobrze przy f/11 i f/16, choć przy f/8 już mniej.
Czego jeszcze nie widać? Aberracji chromatycznej. Z tym, że
jak to w Micro 4/3 jest ona zawsze automatycznie usuwana ze zdjęć, bez prawa
apelacji.
Dystorsja niby też. Ale, po pierwsze, w przypadku
testowanego obiektywu nie jest usuwana całkowicie i na zdjęciach widać słabą
„beczkę”. Po drugie, z ciekawości wywołałem RAWa w programie potrafiącym ominąć
obowiązkowe korekty obrazu. A jak wiadomo, ciekawość jest pierwszym krokiem do
przerażenia. No, bo prawdziwa optyczna beczka tego Summiluxa może przestraszyć.
Pokazuję ją poniżej, bardziej dla porządku, gdyż na zdjęciach i tak nie pojawi
się.
Po lewej surowa, optyczna dystorsja. Po prawej automatycznie skorygowana. |
Winietowanie, owszem, jest. W przypadku tej wady możemy
decydować czy pozostawiamy ją na zdjęciach, czy usuwamy ją. Decyzję podejmujemy
oczywiście via menu. Ja bym usuwał, ale nawet przy otwartej przysłonie
winietowanie nie jest ono ani silne, ani ostre. Wręcz zachęca do polubienia
winietowania jako środka artystycznego na zdjęciach.
Otwarta przysłona. Lewe zdjęcie wykonane z wyłączoną, prawe z włączoną korekcją winietowania. |
Pod światło sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Ani śladu
blików, ani śladu smug światła, czy spadku kontrastu. Naprawdę starałem się coś
znaleźć, ale nie dało się. Wręcz ideał!
Plastyka obrazu zdecydowanie „leikowska”, czyli też nie mam
do czego się przyczepić. Nieostrości są gładkie, krawędzie się nie rozdwajają,
brak nerwowości w drobnych szczególikach. Z rzadka, na zdjęciach przy otwartej
przysłonie, w nieostrościach pojawiają się barwne obwódki osiowej aberracji
chromatycznej. Jednak bez celowego poszukiwania tej wady, trudno na nią trafić.
Tradycyjnie na koniec dorzucam trochę zdjęć wykonanych tym
obiektywem przy współpracy Lumixa G90. Standardowo, są to JPEGi z aparatu,
naświetlone przy ISO 200 bez użycia korekcji ekspozycji / wad obrazu i innych
funkcji wspomagających. Ewentualne odstępstwa deklaruję w podpisach.
Przysłona f/4, i.Dynamic. |
Otwarta przysłona, HDR. |
Otwarta przysłona, z RAWa by rozjaśnić cienie. |
Przysłona f/3.5. |
Otwarta przysłona. |
Przysłona f/4, -1/3 EV. |
Otwarta przysłona. |
Otwarta przysłona. |
Otwarta przysłona, -1 EV. |
Przysłona f/4, -1 EV, ISO 3200. |
Przysłona f/2.8, -1 EV, ISO 1600. |
Ten Summilux to bardzo, bardzo ładne szkiełko! Gdyby nie zbyt słabe brzegi, kwiczałbym z zachwytu. Ale nawet nie kwicząc, zapewniam że gdybym pracował w systemie Micro 4/3, kupiłbym je na pewno. I to pomimo, że 15 mm (czyli małoobrazkowe 30 mm) wcale nie jest „moją” ogniskową. Dla TEGO szkła warto byłoby zmienić podejście do lekko szerokich kątów. Grzechem byłoby ominąć ten wcale nie taki drogi, ostry obiektyw, z łagodnym winietowaniem, nieznaczną (po automatycznym skorygowaniu) dystorsją, genialnie pracujący pod światło. Bardzo, bardzo polecam!
Podoba mi się:
+ forma
+ całość jakości zdjęć (minus… wiadomo)
+ cena
- różnica szczegółowości środek / rogi kadru
Zajrzyjcie też tu:
TEST: Panasonic Lumix G90. Jest się czym pochwalić!
TEST: Kolejna jasność u Olympusa, czyli M.Zuiko 25 mm f/1.2 Pro
TEST: Perełka! Venus Laowa 7,5 mm f/2 MFT
TEST: Superjasność po raz trzeci - Olympus M.Zuiko Digital ED 45 mm f/1.2 Pro
TEST: Jasność u Olympusa, czyli M.Zuiko 17 mm f/1.2
TEST: Panasonic 200 mm f/2.8 – duża rzecz, a cieszy!
TEST: Panasonic Lumix G9, czyli kill’em all!
TEST: Olympus M.Zuiko Digital ED 12-100 mm f/4 IS PRO. Mistrz!
TEST: Olympus 30 mm f/3.5, czyli mikre makro do Micro 4/3
TEST: Panasonic – dwa mikroszkiełka do Micro 4/3
TEST: M.Zuiko 14-150 II, czyli olympusowski superzoom po nowemu
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
TEST: Olympus 40-150 mm f/2,8 + TC 1,4×. Super małe super tele
W najtrudniejszym do znalezienia miejscu jest napis Panasonic. A co jest po made in? China czy Taiwan?
OdpowiedzUsuńJapan. Jest Lumix jako marka aparatów i linii sprzętu, Leica firmuje szkło, więc nazwa trzeciej firmy tylko powiększałaby bałagan. Niemniej i "Panasonica" można znaleźć na obudowie - wyszarzonego i rzeczywiście w mało widocznym miejscu.
UsuńKorekta dystorsji = osłabiona ostrość brzegów. matematyka nie puszcza inaczej. Nie ma takiego algorytmu przemieszczenia pixeli, który by był bez strat
OdpowiedzUsuń