Znowu stałka? I znowu f/1,8? Czy ja nie przesadzam? Ale gdy
w ręce trafia obiektyw o którym słyszałem dużo dobrych rzeczy, trudno mi się było
powstrzymać, by go nie przetestować.
Gdy w grudniu korespondowałem z agencją, która w imieniu
polskiego Nikona „rozdaje” sprzęt do testów, zapytano mnie, który z akurat
dostępnych nowych obiektywów chciałbym wypożyczyć: stabilizowanego 24-70/2,8,
czy 24/1,8? A ja bez namysłu odpowiedziałem: oba! I natychmiast przypomniał mi
się rok 1985, gdy będąc po raz pierwszy w życiu na Zachodzie, odwiedziłem dział
fotograficzny w paryskim Fnacu. Na zakup tam czegokolwiek oczywiście nie było
mnie stać, ale zafascynowały mnie kolorowe sterty leżące na półkach za
sprzedawcą. Niewiele więc myśląc poprosiłem o prospekty, a sprzedający trzeźwo
zapytał mnie: które? Ja, lekko zdziwiony, odpowiedziałem natychmiast:
wszystkie! I dostałem ich "pięćset" kilo, które potem przez dwa tygodnie taszczyłem w
plecaku, ale ów skarb wcale mi nie ciążył. Ani to, że w tym Fnacu zrobiłem
wiochę. Teraz więc też nie czułem zażenowania, biorąc od Nikona wszystko co
miał na składzie.
Pierwszy z wziętych w posiadanie obiektywów, Nikkor
24-70/2,8 VR wyszedł w teście jak wyszedł (LINK), ale miałem niemal pewność, że
stałka zaprezentuje się lepiej. I to pomimo, że wcale nie sprawia ona dobrego
pierwszego wrażenia. Ot, kolejny, mocno plastikowy obiektyw, na dokładkę
kłujący napisem „Made in China” na osłonie przeciwsłonecznej. Szurający
pierścień ostrości też nie wzbudza zachwytu, podobnie jak konieczność używania
filtrów o średnicy aż 72 mm. Jasność f/1,8 jakoś nie konweniuje z tak dużą
średnicą, nawet gdy mamy świadomość, że chodzi o optykę szerokokątną. I to
wcale nie tanią, bo tego Nikkora, jeśli tylko pochodzi z polskiej dystrybucji,
nie sposób kupić za mniej niż 3300 zł. Niby nikonowski 24/1,4 kosztuje
dwukrotnie więcej, ale już Sigma (ech, ona wszędzie się wciśnie!) jest do
kupienia za 3000 zł. Czyli mniej niż testowany tu Nikkor, przy jasności wyższej
o 0,6 działki, oraz – jak niosą słuchy – wysokiej jakości tworzonego obrazu. Ale
żeby nie było tak pięknie, autofokus tej Sigmy nie należy do gigantów prędkości
działania, podczas gdy ten w Nikkorze 24/1,8 jest szybciutki.
Drugą kwestią
wartą wspomnienia jest ta różnica maksymalnych otworów względnych. Okazuje się
ona pozorna, gdyż (jak zmierzyli w DxOMark) Nikkor przepuszcza dokładnie tyle
światła, ile deklaruje jego jasność, czyli charakteryzuje się transmisją T1,8.
To bardzo pożądana, ale niestety rzadko spotykana cecha. Natomiast Sigma trzyma
się zdecydowanie w dolnej strefie stanów średnich i jej transmisja światła jest
o ponad pół działki przysłony gorsza od obiecywanej przez otwór f/1,4. Stąd
przewaga nad Nikkorem topnieje do pomijalnie niskiej wartości 0,1 działki. Zresztą
wspominany już Nikkor 24/1,4 też nie jest wzorem „realnej” jasności, mając
transmisję na poziomie T1,6, co oznacza przewagę nad ciemniejszym bratem
wynoszącą tylko ok. 0,3 EV. W ten sposób prysły mity wysokiej jasności
konkurentów…
Bardzo podoba mi się idea poszerzania rodziny stosunkowo tanich AF-S Nikkorów f/1,8G. Jest ich już 7: pełnoklatkowe 20, 24, 28, 35, 50, 85 mm oraz DXowy 35 mm. Zestaw prawie pełen, jeszcze tylko setka by się przydała. Na 135 mm nie ma co liczyć, bo to byłaby już zupełnie inna klasa optyki, także cenowo. Obecne konstrukcje kosztują bowiem od nieco ponad 700 zł za 50 mm i 35 mm DX, do okolic 3000 zł za dwa widzące najszerzej. A hipotetyczny Nikkor 135/1,8 wyskoczyłby z ceną dwukrotnie wyżej.
Wracajmy do testowanej dwudziestkiczwórki. Używa się jej
przyjemnie, gdyż autofokus działa błyskawicznie i cichutko, a współpracując z
testową puszką (D810) nie ma tendencji do błędnego ustawiania ostrości.
Pierścień ostrości może i szura, lecz jest szeroki i wygodnie się go obsługuje.
Zauważyłem leciutki luz przy jego obrocie, który teoretycznie może powodować
kłopoty z precyzyjnym ręcznym ostrzeniem. Ale praktyka tego nie potwierdziła. A
precyzję ogniskowania wspiera przekładnia zwalniająca. Minimalny dystans
ostrości to 0,23 m, co oznacza że płaszczyzna ostrości leży wówczas nieco ponad
6 cm od przodu osłony przeciwsłonecznej. Ryzyko zasłaniania kadru przed
światłem jest więc duże, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że to obiektyw
szerokokątny.
Źródło: Nikon |
Jeśli chodzi o konstrukcję optyczną, Nikkor 24/1,8 składa
się z 12 soczewek. Wśród nich są dwie asferyczne i dwie z niskodyspersyjnego
szkła ED. Niektóre soczewki pokryte zostały nanokrystalicznymi warstwami
przeciwodblaskowymi. Siedem odpowiednio ukształtowanych listków ma tworzyć kolisty
otwór przysłony. Pomimo niewielkiej minimalnej odległości fotografowania,
konstruktorzy nie wykorzystali soczewek pływających, po nikonowsku zwanych
systemem CRC. Za wewnętrzne ustawianie ostrości odpowiedzialny jest tylna grupa
soczewek, poruszana falowym silnikiem SWM.
Kadr do testu ostrości obrazu w centrum i na brzegach. Wycinki widać obok i poniżej. |
Ostrość środka kadru dla pełnego zakresu przysłon. Kliknij, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Ostrość brzegu kadru dla pełnego zakresu przysłon. Kliknij, by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Podsumowując, optymalne przymknięcie to f/5,6-8, a jeśli
bardzo zależy nam na brzegach, to f/8.
Ślady, ale zaledwie ślady podłużnej aberracji chromatycznej widać przy otworach przysłony większych niż f/4. Podobnie rzecz wygląda jeśli chodzi o boczną AC. To oczywiście tylko jeśli uprzemy się wywołać RAWy w programie ignorującym korekcję aberracji chromatycznej realizowaną przez aparaty Nikona. Bo w przypadku gdy ta korekcja zostanie użyta, wady tej nie ma ani troszkę.
Nieostrości prezentują się ładnie, ale zdziwił mnie kanciasty otwór przysłony. I to pomimo, że producent chwali się ukształtowaniem listków przysłony mającym zapewnić kolistość jej otworu.
Dystorsja? Owszem, taka raczej średnia: 1,6-procentowa „beczka”. Nieco wąsowata, więc do jej skutecznego usuwania przyda się korzystanie programu znającego jej profil.
Z winietowaniem niby jest gorzej, ale tylko gdy rzecz oceniamy przy przysłonie zupełnie otwartej bądź przymkniętej nie mocniej niż o 2/3 działki. Bo już dla f/2,8 widzimy znaczną poprawę – ściemnienie naroży zmniejsza się wówczas z początkowej wartości przekraczającej 2 EV, do 1 EV. Przy wielu motywach ten stopień korekcji już wystarcza i to pomimo że winietowanie jest dość ostre, czyli ściemnia obraz tylko przy samych rogach klatki. Użycie f/4 praktycznie likwiduje problem zmniejszając ściemnienie do 1/3 EV.
Tak prezentuje się ściemnienie okolic rogów zdjęć dla poszczególnych wartości przysłony. |
Zdjęć pod światło nie musimy się obawiać. Nie mogę co prawda
napisać, że ten Nikkor jest zupełnie odporny na słońce świecące mu w twarz,
jednak negatywne efekty takich działań są mizerne. Co widać na zdjęciach
poniżej. Ot, malutki ostry blik w centrum zdjęcia, gdy przysłona jest mocniej
otwarta albo podobny, położony bliżej źródła ostrego światła przy mocnym
przymknięciu. Temu drugiemu może towarzyszyć większa, słabo wyróżniająca się
plama światła na brzegu zdjęcia przeciwległym źródłu światła. Czyli prawie
bardzo dobrze.
Przy zdjęciach pod światło nie ma powodów do narzekania. |
I co, mamy kolejną stałeczkę-bajeczkę? Tak, ale pod
warunkiem, że przyjmiemy za prawdziwą zasadę o ziarnie prawdy obecnym w każdej
bajce. Tym razem chodzi o ziarno gorzkiej prawdy, dotyczącej ostrości obrazu na
brzegach kadru. A konkretnie o osiąganie wysokiej jakości dopiero po solidnym
przymknięciu przysłony. Gdyby następowało to przy f/5,6 lub szybciej (ech,
marzenia!), nie czepiałbym się. Ale w tym Nikkorze przysłonę musimy przymknąć o
ponad 4 działki, by uzyskać maksymalną rozdzielczość. Trochę dużo, ale grunt,
że jeśli potrzebujemy, to możemy ją uzyskać. Reszta cech i parametrów
jakościowych obiektywu cieszy albo co najmniej nie budzi jakichkolwiek zastrzeżeń.
O aberracji chromatycznej ten Nikkor wie bardzo niewiele, dystorsję ma niedużą,
winietowanie – choć bardzo wyraźne przy f/1,8 – szybko znika wraz z
przymykaniem przysłony, a pod światło obiektyw sprawuje się (prawie) bardzo dobrze.
Autofokus jest szybki i precyzyjny, a plastikowa powierzchowność jest do
przełknięcia. Cena też. W sumie kawałek fajnego szkła.
Nie podoba mi się:
Zajrzyj też tu:
Nowy wzorzec zooma standardowego? – TEST Nikkora 24-70/2,8E ED VR
TEST: Wpadł mi w ręce Zeiss, czyli teścik Distagona FE 35/1,4
TEST: Jasność, widzę jasność! – Sigma 24-35/2
TEST: Sigma 50-100 mm f/1.8: jasno – jaśniej – Sigma
TEST: Carl Zeiss Sonnar T* FE 2,8/35 ZA
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
TEST: Wpadł mi w ręce Zeiss, czyli teścik Distagona FE 35/1,4
TEST: Jasność, widzę jasność! – Sigma 24-35/2
TEST: Sigma 50-100 mm f/1.8: jasno – jaśniej – Sigma
TEST: Carl Zeiss Sonnar T* FE 2,8/35 ZA
TEST: Panasonic 25 mm f/1,7 – tylko pochwalić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz