czwartek, 2 listopada 2017

TEST: Nikon D3400. Lustrzanka na początek.


     Jak wyglądają wymagania wobec pierwszej lustrzanki? Ma być tania, nieskomplikowana, ma produkować ładne zdjęcia, nie sprawiać niemiłych niespodzianek, mieć wydajny akumulator, no i pochodzić od jakiegoś znanego producenta. Nikon może być? Jasne! No to zapraszam do testu.

      Firma ostatnio nie ma najlepszej prasy, ale nadal produkuje i sprzedaje świetne aparaty. Czego dowodem jest najnowszy D850, który w działaniu okazuje się równie dobry, jak to zapowiadają jego dane techniczne. Lustrzanek Nikona widać sporo wśród fotografujących turystów, o czym wspominałem latem – „Raport sprzętowy z czeskich gór”. Wstrzeliłem się w ten trend, zabierając w Karkonosze do testu właśnie Nikona D3400.

Nikon D3400 to zwarty, zgrabny i leciutki aparat. Jeden z najlżejszych

na rynku, gdyż waży zaledwie ok. 450 g.
     Do górskiego łażenia bardzo mi ten aparat pasował. Zwłaszcza, że wyposażyłem go w lekką - jak i on sam - Sigmę 18-200 mm f/3.5-6.3 DC OS HSM, której test już opublikowałem. Drugim obiektywem towarzyszącym Nikonowi w teście był firmowy AF-S Nikkor 24 mm f/1.8G ED. Też zresztą przeze mnie jakiś czas temu przetestowany. Racja, to obiektyw pełnoklatkowy, lecz wolałem pracować nim, gdyż jego kąt widzenia bardziej mi pasuje niż ten z najkrótszej DX-owej stałki Nikona, czyli AF-S DX 35 mm f/1.8G. O, przepraszam, jest jeszcze rybie oko 10,5 mm, ale jego nie uwzględniam, bo to inna bajka.

     Od optyki wróćmy do aparatu. Przyznam, że przed testem nie spodziewałem się po nim wiele. Albo inaczej: założyłem, że niewiele mogę wymagać od najprostszej i najtańszej lustrzanki w ofercie, więc muszę stępić ostrze swojej krytyki. Bo przecież nie wypada bić małego.

     Jednak podczas testu stopniowo zaczynałem dostrzegać prawdziwy charakter aparatu. Niby jest prosty, niby pozbawiono go wielu umiejętności i ustawień dostępnych droższym lustrzankom Nikona. Patrząc jednak z drugiej strony, te uproszczenia są ułatwieniem dla początkujących użytkowników lustrzanek. Oni nie czują się dobrze gdy raz po raz trafiają na zwały niezrozumiałych funkcji. A tu taki nadmiar napotkałem wyłącznie w zakładce Set Picture Control. To zresztą typowe dla wszystkich Nikonów (także kompaktów), że „tryby barw” da się konfigurować bardzo precyzyjnie i na różne sposoby. Tak więc i w D3400 da się każdą z opcji (Standard, Neutral, Landscape itd.) doprecyzować: zmienić stopień wyostrzenia, odcień, kontrast, a nawet przejrzystość (Clarity). A już całkowitą przesadą jest możliwość ich regulacji także ze skokiem 1/4 działki. Ot, skopiowano całą zakładkę z wyższych modeli. Choć z drugiej strony, co to szkodzi? Przecież i tak mało który z użytkowników D3400 tam dotrze.
     Podejrzewam, że znaczna ich część nie wyjdzie poza zieloną pełną automatykę. A tych, którzy pogrzebią w funkcjach, wcale nie zdziwi, że czułość można ustawiać tylko z dokładnością co pełną działkę lub że Active D-Lighting pracuje wyłącznie w trybie automatycznym. Albo że redukcja szumów ma zaledwie dwa ustawienia: włączona i wyłączona, i że dotyczy to jednocześnie „szumów ISO” jak i tych pojawiających się przy długich ekspozycjach.

     Choć w wielu miejscach pozostawiono pewien „zapas miejsca nad głową”, powodujący, że użytkownik który nabrał doświadczenia i ma wobec aparatu większe wymagania, nie musi od razu zamieniać D3400 ma D5600, czy D7500. Ot, choćby samowyzwalacz z wieloma czasami opóźnienia ekspozycji, wyłączalne funkcje korekcji winietowania i dystorsji obiektywu, możliwość ręcznej regulacji mocy błysku wbudowanej lampy, czy też naprawdę duże możliwości obróbki zdjęć z poziomu aparatu, w tym wywoływanie RAWów. Pomysł, uważam, świetny, gdyż pozwala w znaczący sposób zmienić wygląd zdjęcia wówczas, gdy podczas fotografowania „zapomniało się” o tym, czy o owym. Kadr krzywy? Żaden problem, bez znaczenia czy chodzi o krzywy horyzont, czy budynki się walą. Nie pomyśleliśmy, że zdjęcie lepiej się będzie prezentowało w czerni-bieli? Ciach, i jest jak trzeba. Albo i sepia, bo może ona wyjdzie lepsza. Za duża głębia ostrości? Tryb „miniatura” pomoże. Albo i nie, ale spróbować warto. Zamglony krajobraz? Jest „szybki retusz”. To w JPEGach, bo jeśli zapisaliśmy RAWa, to możliwości obróbki i korekcji są ogromne.
     Duży plus dla konstruktorów aparatu, którzy umożliwili takie działania bez konieczności przepuszczania zdjęć przez komputer. Zwłaszcza, że można je po korekcie szybko wysłać, co prawda nie przez WiFi, a za pośrednictwem Bluetootha, bo tak to sobie konstruktorzy D3400 wymyślili. Ale dobre i to, bo D3300 – bez podłączenia dodatkowego akcesorium – nie dysponował żadną łącznością. 

Akumulator nie grzeszy dużymi gabarytami, ale prąd z niego wystarcza
na długo. Karta pamięci ma oddzielne gniazdo z boku aparatu. Brawo!
     Trybów naświetlania jest pod dostatkiem, co widać dobrze na górnym pokrętle aparatu. Wśród nich trafiamy na ciekawą opcję GUIDE, która skieruje nas do odpowiednich ustawień przydatnych w konkretnych sytuacjach zdjęciowych, czy retuszu zdjęć. Jedno, czego mi zabrakło wśród trybów naświetlania Nikona D3400, to HDR. Nawet skromny, w pełni automatyczny, ale by się jednak przydał. Niestety, on w Nikonach pojawia się dopiero w serii o półkę wyższej.

     Mamy całkiem szybkie zdjęcia seryjne (5 klatek/s) i to o praktycznie nieograniczonej długości, jeśli tylko wystarcza nam zapis samych JPEGów. Przy RAWach możemy jednym ciągiem strzelić maksymalnie 8 zdjęć, a warto przy tym zadbać, by w gnieździe aparatu tkwiła jakaś w miarę szybka karta pamięci, by aparat nie blokował się przy wykonywaniu następnej serii zdjęć.

Nie chce nam się kombinować z kontrastem i nasyceniem barw, by osłabić zamglenie?
Wskakujmy w program krajobrazowy
     Autofokus w trybie pojedynczym nie sprawia problemów, w sensie, że działa sprawnie i skutecznie. Ze stałką Nikona oczywiście szybciej i ciszej niż z Sigmą 18-200 mm, ale i przy tym superzoomie nie narzekałem. Przeszkadzał mi jednak niewielki rozstaw 11 pól autofokusa. To niemiła cecha właściwie wszystkich tańszych (choć nie tylko) lustrzanek. W bezlusterkowcach detekcja kontrastu pozwala na rozłożenie pól AF niemal dowolnie szeroko oraz rozmnożenie ich do liczby, o której większość lustrzanek może tylko pomarzyć.

Silny kontrast oświetlenia, ale pomógł Active
D-Lighting wsparty korekcją ekspozycji -0,7 EV.
     Autofokusa ciągłego nie przetestowałem, gdyż jedynym w miarę długim obiektywem (a taki potrzebny jest do oceny pracy AF-C), była wspomniana wcześniej Sigma. Nie było szans, by jej mikrosilnik pozwolił na ciągłe ostrzenie z sensowną szybkością, więc odpuściłem sobie sprawdzanie tej kwestii.
     Muszę jednak wspomnieć o pracy autofokusa w trybie Live View. No, nie tyle pracy, co koncertowym opierniczaniu się. OK, dopóki jeszcze z AF-S Nikkorem jakoś to się rusza (z naciskiem na „jakoś”), to z Sigmą… po prostu tragedia. Myyyyśli… jeeedzie… staje… zawraca… znowu jeeeeedzie… a potem mówi, że nie da rady. Nie używać! Grozi śmiercią aparatu roztrzaskanego przez wściekłego fotografa.

     Co jeszcze ciekawego? Zlikwidowano, obecne w D3300, ultradźwiękowe czyszczenie matrycy, nie ma gniazda zewnętrznego mikrofonu, aparat odchudzono o dobrych kilkanaście procent, mocno podciągnięto energooszczędność. W pełni naładowany akumulator pozwala wykonać aż 1200 zdjęć, byle stosować się do norm CIPA. W realu rzecz wygląda równie efektownie. Nie zdarzyło mi się podczas testu, by dobrych kilka godzin fotografowania spowodowało zmianę wyglądu znaczka akumulatora z „pełny” na „2/3”. Tylko pochwalić, a rzecz docenią szczególnie ci, którzy mają kontakt z nieprzytomnie żrącymi prąd bezlusterkowcami. 

Polskie wcielenie "Gravity Glue" wymagało użycia korekcji -1 EV. Zieleni było na tyle
niedużo, że nie utrudniała prawidłowego oddania szarości.

     W sumie aparatem pracowało mi się całkiem przyjemnie, no, z wyjątkiem sytuacji gdy musiałem korzystać z autofokusa w Live View. A równie ważne, że i efekty pracy Nikona D3400 prezentują się całkiem nieźle. 24-megapikselowa matryca dobrze daje sobie radę w szerokim zakresie czułości. Przy niskich wzmocnieniach sygnału prezentuje całkiem przyzwoitą dynamikę. Jeśli motyw jest zbyt trudny pod względem zakresu tonów, skutecznie pomaga Active D-Lighting. Przypominam, w D3400 on ma tylko tryb automatyczny, ale to wcale nie przeszkadza. Ba, może nawet pomaga? Tak czy inaczej, w większości sytuacji funkcja ta potrafi skutecznie ściemnić światła i rozjaśnić cienie. Czasem – co widać na przykładzie poniżej – potrafi wspiąć się na wyżyny wyrafinowania, zauważyć, że cieniom trochę brakuje do czerni, i ściemnić je. Wysokie światła oczywiście też.

Lewe zdjęcie wykonałem bez ADLa, drugie z jego udziałem. 
     Trochę trzeba uważać w co celuje aktywne pole autofokusa. Jeśli jest to ciemny obiekt w ogólnie jasnym kadrze, od razu wrzucajmy konkretną korekcję ekspozycji na minus. Tak ze 2/3 EV możemy zaordynować bez obawy o niedoświetlenie. Przy czym jaśniejszy fragment kadru w polu widzenia czujnika AF nie stanowi problemu.

Niby łatwy motyw, ale musiałem użyć Active D-Lighting oraz korekcji aż -1,3 EV.
To drugie było skutkiem ustawiania ostrości na ciemnej karpie z rogu klatki.

Kadr do prezentacji działania matrycy przy
poszczególnych czułościach. Wycinki poniżej.
    Nikon D3400 bardzo dobrze radzi sobie przy podwyższonych czułościach. Aż do ISO 800, a właściwie nawet do ISO 1600 włącznie, szczegółowość spada nieznacznie, co  jest świetnym wynikiem, jak na matrycę APSC. Dopiero ISO 3200 wypada pod tym względem gorzej, a jednocześnie, na „wrażliwych” obszarach kadru zaczynają tam wyłazić szumy. Nie są one silne ani wyraźnie widoczne, więc tej czułości możemy jeszcze użyć. Może nie na co dzień i w każdej sytuacji, ale przydać się może. Jednak ISO 6400 już nie bardzo, no chyba że planujemy traktować zdjęcie tak, jakby miało tylko połowę z nominalnych 24 milionów pikseli. A jeśli wystarczy nam rozdzielczość ekranowa, wówczas i ISO 12800 się nada. Tak wygląda sytuacja na JPEGach wykonywanych z domyślnie włączoną redukcją szumów. A może warto ją wyłączyć? Można, ale nie da to zbyt wiele, a przy ISO 1600 i wyżej przyniesie straty. Widać, że twórcy aparatu dobrze dobrali intensywność odszumiania do poszczególnych czułości. Oczywiście na RAWach da się trochę jakości wywalczyć, lecz nie liczmy choćby na pełną użyteczność ISO 6400.

Wycinki pokazujące szczegóły obrazu. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

Wycinki pokazujące szumy. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości.

     Co warte wspomnienia: nawet przy czułości ISO 25600 – zasadniczo nieużywalnej z powodu szumów i spadku dynamiki – barwy nie tracą nasycenia ani tonu. 

     Czasem jednak D3400 wykazuje z barwą zdjęć problemy. To wówczas, gdy w kadrze pojawia się niepełny zakres kolorów świata. Na przykład w typowej sytuacji fotografii leśnej: pień drzewa i mnóstwo zieleni, Nikonowi wydaje się, że „ta zieleń nie może być aż tak zielona” i w efekcie brązowy pień wędruje w fiolet. Druga kłopotliwa sytuacja dotyczy automatycznego balansu bieli w świetle żarówek klasycznych i energooszczędnych. Tu nie bardzo pomaga nawet kolorowy kadr, gdyż niemal zawsze kolory wychodzą zbyt ciepło. Przy tym czasem wędrują bardziej w czerwień, czasem w zieleń. Jednak bywają motywy, przy których wcale to nie przeszkadza. 



Ciepło? Ciepło. Ale w tym wypadku ów zafarb nie przeszkadza.
 
Sporo betonu, od którego wymagałoby się się czystej szarości, a tu nic z tego.
Tym razem przydałby się celniejszy automatyczny balans bieli.

Ciemny kadr, więc może -1,7 EV by się przydało? A tu niespodzianka: wystarczyło -2/3 EV
zaordynowane przy wywoływaniu RAWa. 


Lewe zdjęcie to JPEG z aparatu. Fotografując liczyłem, że gdy polem autofokusa wskażę
jasny kielich kwiatu, Nikon ograniczy ekspozycję. Nic z tego - pewnie podziałało ciemne
tło. W efekcie musiałem posłużyć się RAWem (prawe zdjęcie), któremu ratowałem
cienie (suwak do oporu) i dołożyłem korekcję -1 EV. 

Znikomy kontrast dodatkowo złagodzony przez Active D-Lighting.
Dzięki niemu przedni plan nie wygląda za ciemno.

Pozornie dość łatwy kadr, ale nie dało się go ugryźć tak,
by pozostawić szczegóły w cieniach i niewypalone niebo. 



Zaporożec☺

     Wiecie, ten Nikon spodobał mi się. Da się nim w miarę wygodnie pracować, jakości obrazu też nie mogę wiele zarzucić, a do tego aparat można kupić za trochę ponad 1600 zł (z prostym zoomem za 1800 zł). To może nie jakaś rewelacyjnie niska kwota, bo taki Canon 1300D jest tańszy o ponad 300 zł. Jednak wszystkie pozostałe najnowsze modele lustrzanek i bezlusterkowców APSC u poszczególnych producentów, są już droższe. Jeśli ktoś chce kupić swoją pierwszą lustrzankę lub potrzebuje prostego, lekkiego, sprawnego aparatu, Nikon D3400 jest świetną propozycją. Polecam!


Podoba mi się:
+ jakość zdjęć – także przy wysokich czułościach
+ wydajność akumulatora
+ spore możliwości obróbki zdjęć w aparacie

Nie podoba mi się:

4 komentarze:

  1. Hej, zastanawiam się nad kupnem swojej pierwszej lustrzanki, myślę nad canon 1300d a właśnie nikon d3400. Jestem laikiem i chciałabym się poradzić który jest "lepszy" i z jakim obiektywem kupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oba prezentują podobny poziom zaawansowania, ale mi lepiej fotografowało się Canonem. To oczywiście sprawa bardzo indywidualna. Najlepiej wziąć w sklepie oba aparaty do ręki i pobawić się trochę.
      Obiektyw? To już zależy od potrzeb. Jeśli są (na razie) nieznane, warto zacząć o zestawu dwóch tanich zoomów - standardowego (czyli w tej klasie aparatów 18-55 mm) oraz tele. Tu jest większa różnorodność zakresów ogniskowych. Jeśli wyborem będzie Canon, polecałbym 55-250 mm. Obiektywy, a szczególnie tele, warto kupić w wersji stabilizowanej, czyli z oznaczeniem IS u Canona, a VR u Nikona. Jeśli nie dwa zoomy, a jeden uniwersalny, to 18-135 Canona albo 18-140 z oferty Nikona. Ten drugi jest naprawdę niezły.
      A, i nie warto oddzielnie kupować aparatu i obiektywu / obiektywów, a szukać zestawów. Wypada taniej, szczególnie w przypadku zestawu z dwoma zoomami.
      To oczywiście propozycja na początek. Po jakimś czasie będzie można ewentualnie wymienić część sprzętu (albo i cały) na taki, który będzie lepiej pasował do potrzeb.

      Usuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno również i takie urządzenie przede wszystkim musi mieć wysokiej jakości baterie. Jak czytałam w artykule https://twojepc.pl/news41045/Gdzie-sa-wykorzystywane-akumulatory-litowo-jonowe.html to właśnie tam wyjaśniono gdzie zastosowanie mają akumulatory litowo-jonowe.

    OdpowiedzUsuń