Jak wyglądają wymagania wobec pierwszej lustrzanki? Ma być
tania, nieskomplikowana, ma produkować ładne zdjęcia, nie sprawiać niemiłych
niespodzianek, mieć wydajny akumulator, no i pochodzić od jakiegoś znanego producenta.
Nikon może być? Jasne! No to zapraszam do testu.
Nikon D3400 to zwarty, zgrabny i leciutki aparat. Jeden z najlżejszych
na rynku, gdyż waży zaledwie ok. 450 g.
|
Do górskiego łażenia bardzo mi ten aparat pasował.
Zwłaszcza, że wyposażyłem go w lekką - jak i on sam - Sigmę 18-200 mm f/3.5-6.3 DC OS HSM, której
test już opublikowałem. Drugim obiektywem towarzyszącym Nikonowi w
teście był firmowy AF-S Nikkor 24 mm f/1.8G ED. Też zresztą przeze mnie jakiś
czas temu przetestowany.
Racja, to obiektyw pełnoklatkowy, lecz wolałem pracować nim, gdyż jego kąt widzenia
bardziej mi pasuje niż ten z najkrótszej DX-owej stałki Nikona, czyli AF-S DX
35 mm f/1.8G. O, przepraszam, jest jeszcze rybie oko 10,5 mm, ale jego nie
uwzględniam, bo to inna bajka.
Od optyki wróćmy do aparatu. Przyznam, że przed testem
nie spodziewałem się po nim wiele. Albo inaczej: założyłem, że niewiele mogę
wymagać od najprostszej i najtańszej lustrzanki w ofercie, więc muszę stępić
ostrze swojej krytyki. Bo przecież nie wypada bić małego.
Jednak podczas testu stopniowo zaczynałem dostrzegać
prawdziwy charakter aparatu. Niby jest prosty, niby pozbawiono go wielu
umiejętności i ustawień dostępnych droższym lustrzankom Nikona. Patrząc jednak
z drugiej strony, te uproszczenia są ułatwieniem dla początkujących
użytkowników lustrzanek. Oni nie czują się dobrze gdy raz po raz trafiają na
zwały niezrozumiałych funkcji. A tu taki nadmiar napotkałem wyłącznie w
zakładce Set Picture Control. To zresztą typowe dla wszystkich Nikonów (także
kompaktów), że „tryby barw” da się konfigurować bardzo precyzyjnie i na różne
sposoby. Tak więc i w D3400 da się każdą z opcji (Standard, Neutral, Landscape
itd.) doprecyzować: zmienić stopień wyostrzenia, odcień, kontrast, a nawet
przejrzystość (Clarity). A już całkowitą przesadą jest możliwość ich regulacji
także ze skokiem 1/4 działki. Ot, skopiowano całą zakładkę z wyższych modeli. Choć
z drugiej strony, co to szkodzi? Przecież i tak mało który z użytkowników D3400
tam dotrze.
Podejrzewam, że znaczna ich część nie wyjdzie poza zieloną
pełną automatykę. A tych, którzy pogrzebią w funkcjach, wcale nie zdziwi, że
czułość można ustawiać tylko z dokładnością co pełną działkę lub że Active
D-Lighting pracuje wyłącznie w trybie automatycznym. Albo że redukcja szumów ma
zaledwie dwa ustawienia: włączona i wyłączona, i że dotyczy to jednocześnie
„szumów ISO” jak i tych pojawiających się przy długich ekspozycjach.
Choć w wielu miejscach pozostawiono pewien „zapas miejsca
nad głową”, powodujący, że użytkownik który nabrał doświadczenia i ma wobec
aparatu większe wymagania, nie musi od razu zamieniać D3400 ma D5600, czy
D7500. Ot, choćby samowyzwalacz z wieloma czasami opóźnienia ekspozycji,
wyłączalne funkcje korekcji winietowania i dystorsji obiektywu, możliwość
ręcznej regulacji mocy błysku wbudowanej lampy, czy też naprawdę duże
możliwości obróbki zdjęć z poziomu aparatu, w tym wywoływanie RAWów. Pomysł,
uważam, świetny, gdyż pozwala w znaczący sposób zmienić wygląd zdjęcia wówczas,
gdy podczas fotografowania „zapomniało się” o tym, czy o owym. Kadr krzywy? Żaden
problem, bez znaczenia czy chodzi o krzywy horyzont, czy budynki się walą. Nie
pomyśleliśmy, że zdjęcie lepiej się będzie prezentowało w czerni-bieli? Ciach,
i jest jak trzeba. Albo i sepia, bo może ona wyjdzie lepsza. Za duża głębia
ostrości? Tryb „miniatura” pomoże. Albo i nie, ale spróbować warto. Zamglony
krajobraz? Jest „szybki retusz”. To w JPEGach, bo jeśli zapisaliśmy RAWa, to
możliwości obróbki i korekcji są ogromne.
Duży plus dla konstruktorów aparatu, którzy umożliwili takie
działania bez konieczności przepuszczania zdjęć przez komputer. Zwłaszcza, że
można je po korekcie szybko wysłać, co prawda nie przez WiFi, a za
pośrednictwem Bluetootha, bo tak to sobie konstruktorzy D3400 wymyślili. Ale
dobre i to, bo D3300 – bez podłączenia dodatkowego akcesorium – nie dysponował
żadną łącznością.
Akumulator nie grzeszy dużymi gabarytami, ale prąd z niego wystarcza na długo. Karta pamięci ma oddzielne gniazdo z boku aparatu. Brawo! |
Trybów naświetlania jest pod dostatkiem, co widać dobrze na
górnym pokrętle aparatu. Wśród nich trafiamy na ciekawą opcję GUIDE, która
skieruje nas do odpowiednich ustawień przydatnych w konkretnych sytuacjach
zdjęciowych, czy retuszu zdjęć. Jedno, czego mi zabrakło wśród trybów
naświetlania Nikona D3400, to HDR. Nawet skromny, w pełni automatyczny, ale by
się jednak przydał. Niestety, on w Nikonach pojawia się dopiero w serii o półkę
wyższej.
Mamy całkiem szybkie zdjęcia seryjne (5 klatek/s) i to o
praktycznie nieograniczonej długości, jeśli tylko wystarcza nam zapis samych
JPEGów. Przy RAWach możemy jednym ciągiem strzelić maksymalnie 8 zdjęć, a warto
przy tym zadbać, by w gnieździe aparatu tkwiła jakaś w miarę szybka karta
pamięci, by aparat nie blokował się przy wykonywaniu następnej serii zdjęć.
Nie chce nam się kombinować z kontrastem i nasyceniem barw, by osłabić zamglenie? Wskakujmy w program krajobrazowy |
Autofokus w trybie pojedynczym nie sprawia problemów, w
sensie, że działa sprawnie i skutecznie. Ze stałką Nikona oczywiście szybciej i
ciszej niż z Sigmą 18-200 mm, ale i przy tym superzoomie nie narzekałem. Przeszkadzał
mi jednak niewielki rozstaw 11 pól autofokusa. To niemiła cecha właściwie
wszystkich tańszych (choć nie tylko) lustrzanek. W bezlusterkowcach detekcja
kontrastu pozwala na rozłożenie pól AF niemal dowolnie szeroko oraz rozmnożenie
ich do liczby, o której większość lustrzanek może tylko pomarzyć.
Silny kontrast oświetlenia, ale pomógł Active D-Lighting wsparty korekcją ekspozycji -0,7 EV. |
Autofokusa ciągłego nie przetestowałem, gdyż jedynym w miarę
długim obiektywem (a taki potrzebny jest do oceny pracy AF-C), była wspomniana
wcześniej Sigma. Nie było szans, by jej mikrosilnik pozwolił na ciągłe
ostrzenie z sensowną szybkością, więc odpuściłem sobie sprawdzanie tej kwestii.
Muszę jednak wspomnieć o pracy autofokusa w trybie Live
View. No, nie tyle pracy, co koncertowym opierniczaniu się. OK, dopóki jeszcze
z AF-S Nikkorem jakoś to się rusza (z naciskiem na „jakoś”), to z Sigmą… po prostu
tragedia. Myyyyśli… jeeedzie… staje… zawraca… znowu jeeeeedzie… a potem mówi,
że nie da rady. Nie używać! Grozi śmiercią aparatu roztrzaskanego przez
wściekłego fotografa.
Co jeszcze ciekawego? Zlikwidowano, obecne w D3300,
ultradźwiękowe czyszczenie matrycy, nie ma gniazda zewnętrznego mikrofonu, aparat
odchudzono o dobrych kilkanaście procent, mocno podciągnięto energooszczędność.
W pełni naładowany akumulator pozwala wykonać aż 1200 zdjęć, byle stosować się
do norm CIPA. W realu rzecz wygląda równie efektownie. Nie zdarzyło mi się
podczas testu, by dobrych kilka godzin fotografowania spowodowało zmianę wyglądu
znaczka akumulatora z „pełny” na „2/3”. Tylko pochwalić, a rzecz docenią
szczególnie ci, którzy mają kontakt z nieprzytomnie żrącymi prąd bezlusterkowcami.
Polskie wcielenie "Gravity Glue" wymagało użycia korekcji -1 EV. Zieleni było na tyle niedużo, że nie utrudniała prawidłowego oddania szarości. |
W sumie aparatem pracowało mi się całkiem przyjemnie, no, z
wyjątkiem sytuacji gdy musiałem korzystać z autofokusa w Live View. A równie
ważne, że i efekty pracy Nikona D3400 prezentują się całkiem nieźle.
24-megapikselowa matryca dobrze daje sobie radę w szerokim zakresie czułości.
Przy niskich wzmocnieniach sygnału prezentuje całkiem przyzwoitą dynamikę. Jeśli
motyw jest zbyt trudny pod względem zakresu tonów, skutecznie pomaga Active D-Lighting. Przypominam, w D3400
on ma tylko tryb automatyczny, ale to wcale nie przeszkadza. Ba, może nawet
pomaga? Tak czy inaczej, w większości sytuacji funkcja ta potrafi skutecznie
ściemnić światła i rozjaśnić cienie. Czasem – co widać na przykładzie poniżej –
potrafi wspiąć się na wyżyny wyrafinowania, zauważyć, że cieniom trochę brakuje
do czerni, i ściemnić je. Wysokie światła oczywiście też.
Lewe zdjęcie wykonałem bez ADLa, drugie z jego udziałem. |
Trochę trzeba uważać w co celuje aktywne pole autofokusa.
Jeśli jest to ciemny obiekt w ogólnie jasnym kadrze, od razu wrzucajmy
konkretną korekcję ekspozycji na minus. Tak ze 2/3 EV możemy zaordynować bez
obawy o niedoświetlenie. Przy czym jaśniejszy fragment kadru w polu widzenia
czujnika AF nie stanowi problemu.
Niby łatwy motyw, ale musiałem użyć Active D-Lighting oraz korekcji aż -1,3 EV. To drugie było skutkiem ustawiania ostrości na ciemnej karpie z rogu klatki. |
Kadr do prezentacji działania matrycy przy
poszczególnych czułościach. Wycinki poniżej.
|
Nikon D3400 bardzo dobrze radzi sobie przy podwyższonych
czułościach. Aż do ISO 800, a właściwie nawet do ISO 1600 włącznie, szczegółowość
spada nieznacznie, co jest świetnym
wynikiem, jak na matrycę APSC. Dopiero ISO 3200 wypada pod tym względem gorzej,
a jednocześnie, na „wrażliwych” obszarach kadru zaczynają tam wyłazić szumy.
Nie są one silne ani wyraźnie widoczne, więc tej czułości możemy jeszcze użyć.
Może nie na co dzień i w każdej sytuacji, ale przydać się może. Jednak ISO 6400
już nie bardzo, no chyba że planujemy traktować zdjęcie tak, jakby miało tylko
połowę z nominalnych 24 milionów pikseli. A jeśli wystarczy nam rozdzielczość
ekranowa, wówczas i ISO 12800 się nada. Tak wygląda sytuacja na JPEGach
wykonywanych z domyślnie włączoną redukcją szumów. A może warto ją wyłączyć?
Można, ale nie da to zbyt wiele, a przy ISO 1600 i wyżej przyniesie straty. Widać,
że twórcy aparatu dobrze dobrali intensywność odszumiania do poszczególnych
czułości. Oczywiście na RAWach da się trochę jakości wywalczyć, lecz nie liczmy
choćby na pełną użyteczność ISO 6400.
Wycinki pokazujące szczegóły obrazu. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Wycinki pokazujące szumy. Kliknij by obejrzeć w pełnej rozdzielczości. |
Co warte wspomnienia: nawet przy czułości ISO 25600 – zasadniczo
nieużywalnej z powodu szumów i spadku dynamiki – barwy nie tracą nasycenia ani
tonu.
Czasem jednak D3400 wykazuje z barwą zdjęć problemy. To wówczas, gdy w
kadrze pojawia się niepełny zakres kolorów świata. Na przykład w typowej
sytuacji fotografii leśnej: pień drzewa i mnóstwo zieleni, Nikonowi wydaje się,
że „ta zieleń nie może być aż tak zielona” i w efekcie brązowy pień wędruje w
fiolet. Druga kłopotliwa sytuacja dotyczy automatycznego balansu bieli w
świetle żarówek klasycznych i energooszczędnych. Tu nie bardzo pomaga nawet
kolorowy kadr, gdyż niemal zawsze kolory wychodzą zbyt ciepło. Przy tym czasem
wędrują bardziej w czerwień, czasem w zieleń. Jednak bywają motywy, przy
których wcale to nie przeszkadza.
Ciepło? Ciepło. Ale w tym wypadku ów zafarb nie przeszkadza. |
Sporo betonu, od którego wymagałoby się się czystej szarości, a tu nic z tego. Tym razem przydałby się celniejszy automatyczny balans bieli. |
Ciemny kadr, więc może -1,7 EV by się przydało? A tu niespodzianka: wystarczyło -2/3 EV zaordynowane przy wywoływaniu RAWa. |
Znikomy kontrast dodatkowo złagodzony przez Active D-Lighting. Dzięki niemu przedni plan nie wygląda za ciemno. |
Pozornie dość łatwy kadr, ale nie dało się go ugryźć tak, by pozostawić szczegóły w cieniach i niewypalone niebo. |
Zaporożec☺ |
Wiecie, ten Nikon spodobał mi się. Da się nim w miarę
wygodnie pracować, jakości obrazu też nie mogę wiele zarzucić, a do tego aparat
można kupić za trochę ponad 1600 zł (z prostym zoomem za 1800 zł). To może nie
jakaś rewelacyjnie niska kwota, bo taki Canon 1300D jest tańszy o ponad 300 zł.
Jednak wszystkie pozostałe najnowsze modele lustrzanek i bezlusterkowców APSC u poszczególnych producentów, są już droższe. Jeśli ktoś chce kupić swoją
pierwszą lustrzankę lub potrzebuje prostego, lekkiego, sprawnego aparatu, Nikon
D3400 jest świetną propozycją. Polecam!
Podoba mi się:
+ jakość zdjęć – także przy wysokich czułościach
+ wydajność akumulatora
+ spore możliwości obróbki zdjęć w aparacie
Nie podoba mi się:
- autofokus w Live View
Zajrzyj też tu:
TEST: Canon 1300D – lustrzanka bez zadęcia i zobowiązań
TEST: Canon EOS 760D - Mały, lekki, sympatyczny
TEST: Sony α6500: się ulepszamy, się cenimy i…
TEST: Sony A77 Mk II Kolejna solidna „siódemka”? Nie tylko.
TEST: Sony A7 Mk II Troszkę po nowemu
TEST: Olympus OM-D E-M5 Mark II Skok na megapiksele
TEST: Sony A6000 W oczekiwaniu na…
TEST: Fujifilm X-T10 – skromnie i klasycznie
Zajrzyj też tu:
TEST: Canon 1300D – lustrzanka bez zadęcia i zobowiązań
TEST: Canon EOS 760D - Mały, lekki, sympatyczny
TEST: Sony α6500: się ulepszamy, się cenimy i…
TEST: Sony A77 Mk II Kolejna solidna „siódemka”? Nie tylko.
TEST: Sony A7 Mk II Troszkę po nowemu
TEST: Olympus OM-D E-M5 Mark II Skok na megapiksele
TEST: Sony A6000 W oczekiwaniu na…
TEST: Fujifilm X-T10 – skromnie i klasycznie
Hej, zastanawiam się nad kupnem swojej pierwszej lustrzanki, myślę nad canon 1300d a właśnie nikon d3400. Jestem laikiem i chciałabym się poradzić który jest "lepszy" i z jakim obiektywem kupić.
OdpowiedzUsuńOba prezentują podobny poziom zaawansowania, ale mi lepiej fotografowało się Canonem. To oczywiście sprawa bardzo indywidualna. Najlepiej wziąć w sklepie oba aparaty do ręki i pobawić się trochę.
UsuńObiektyw? To już zależy od potrzeb. Jeśli są (na razie) nieznane, warto zacząć o zestawu dwóch tanich zoomów - standardowego (czyli w tej klasie aparatów 18-55 mm) oraz tele. Tu jest większa różnorodność zakresów ogniskowych. Jeśli wyborem będzie Canon, polecałbym 55-250 mm. Obiektywy, a szczególnie tele, warto kupić w wersji stabilizowanej, czyli z oznaczeniem IS u Canona, a VR u Nikona. Jeśli nie dwa zoomy, a jeden uniwersalny, to 18-135 Canona albo 18-140 z oferty Nikona. Ten drugi jest naprawdę niezły.
A, i nie warto oddzielnie kupować aparatu i obiektywu / obiektywów, a szukać zestawów. Wypada taniej, szczególnie w przypadku zestawu z dwoma zoomami.
To oczywiście propozycja na początek. Po jakimś czasie będzie można ewentualnie wymienić część sprzętu (albo i cały) na taki, który będzie lepiej pasował do potrzeb.
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa pewno również i takie urządzenie przede wszystkim musi mieć wysokiej jakości baterie. Jak czytałam w artykule https://twojepc.pl/news41045/Gdzie-sa-wykorzystywane-akumulatory-litowo-jonowe.html to właśnie tam wyjaśniono gdzie zastosowanie mają akumulatory litowo-jonowe.
OdpowiedzUsuń