wtorek, 15 maja 2018

TEST: Węgiel tanieje! – czyli statyw Genesis C3 (plus Genesis A3 dla towarzystwa)



     Historia zaczęła się podczas kwietniowych targów Film-Video-Foto w Łodzi. Na stoisku firmy Next77 trafiłem na bardzo porządnie wyglądający, spory, węglowy statyw Genesis C5. Coś troszkę ponad standard klasycznego manfrottowego 055. Widać było, że to sensownie zaprojektowana konstrukcja, do tego ze zgrabną kulową głowicą. Pytam o cenę i słyszę, że nieco ponad 900 zł. A bez głowicy do kupienia poniżej 700 zł. Węgiel?! Za tak nikczemne pieniądze?! To mi się podoba! Od razu postanowiłem poznać go bliżej. Tak się jednak złożyło, że Next77 namówił mnie, bym w pierwszej kolejności przetestował statyw o działkę lżejszy, czyli model C3. A dla porównania dostałem jego aluminiową wersję A3, różniącą się wyłącznie materiałem, z którego wykonano nogi i kolumnę centralną. Oba otrzymałem z głowicami kulowymi Genesis BH-34. No, to do roboty!

      Skoro już wspomniałem o cenach cięższego brata, czyli modelu C5, zacznę od cen obu tych, które zaraz opiszę. Węglowy C3 wynalazłem w wyszukiwarkach sklepów internetowych za 650 zł. Za zestaw z głowicą trzeba zapłacić 100 zł więcej. Z kolei aluminiowy A3 sprzedawany jest wyłącznie w komplecie ze wspomnianą głowicą i kosztuje troszkę poniżej 400 zł. Czyli już wiemy ile trzeba zapłacić za komfort noszenia mniej.
    No właśnie, o ile mniej? I czy w ogóle czuć różnicę? Bardzo! Szczególnie gdy bierzemy do ręki statywy bez głowic, gdyż wówczas A3 waży aż o 1/4 więcej. Konkretnie, jego masa jest większa o 0,35 kg. Po założeniu głowic zysk to już „tylko” kilkanaście procent, niemniej nadal dobrze się go czuje. A, kolejne kilkanaście dekagramów możemy zyskać zastępując wysuwaną kolumnę centralną, „krótką” kolumną otrzymywaną w komplecie ze statywem. Napiszę jeszcze o niej w dalszej części artykułu.

        Z daleka statywy C3 i A3 trudno od siebie odróżnić. Jednak z bliska widać, że węgiel to węgiel. Statywy produkowane są w czterech wersjach kolorystycznych – chodzi o kolory „okuć”: zielone, niebieskie, pomarańczowe, szare. Natomiast głowice w dwóch: zielonym i szarym. Zarówno węglowej, jak i aluminiowej wersji statywu przysługuje 6 lat gwarancji.

     Teraz kilka obowiązkowych danych technicznych. Żeby zakończyć temat wysiłku przy noszeniu statywów: masa wersji C3 to 1,35 kg, A3 – 1,7 kg, magnezowo-alumniowej głowicy BH-34 – 0,35 kg. Pozostałe dane są już wspólne dla obu wersji statywu. W pozycji transportowej mają one długość dokładnie 50 cm. Nominalna wysokość minimalna, czyli z użyciem standardowej kolumny, wynosi 40 cm. To sam statyw, bo głowica dodaje do tego ok. 9 cm. Jeśli założymy krótką kolumnę, możemy zjechać do 15 cm. To przy rozłożeniu nóg do najdalszej, czy raczej najszerszej z trzech pozycji ich blokady. Ale jeśli się uprzemy, możemy przejechać i za tę pozycję, rozkładając nogi całkiem na płasko. Zyskamy wówczas kolejne 5 cm. Podobne wysokości umieszczenia aparatu możemy uzyskać także bez krótkiej kolumny. Wymaga to jednak odwrócenia kolumny standardowej głowicą w dół. Albo przy pracy statywu w pozycji zbliżonej do transportowej, czyli z nogami majtniętymi do góry ponad głowicę. I oczywiście odwróceniu całego statywu do góry, nie… w dół nogami J

     Lewe zdjęcie: kolumna centralna zastąpiona „krótką”. Środkowe: minimalna wysokość przy klasycznym sposobie użycia kolumny centralnej. Prawe: aparat zamocowany do góry nogami na statywie z pozycji „prawie transportowej”. Dzięki temu nie było potrzeby odwracania kolumny centralnej. 

Przy moim wzroście 185 cm najwygodniej pracowało mi się
z kolumną wysuniętą do połowy. Ale i ze schowaną całkowicie – dla
zapewnienia maksymalnej sztywności statywu – nie czułem
specjalnego dyskomfortu.
    Tyle o minimach. Maksymalna wysokość bez wysuniętej kolumny centralnej to ok. 137 cm, a z wysuniętą 168 cm. To oczywiście przy najwęższym rozstawieniu nóg, które zajmują wówczas obszar trójkąta o boku 102 cm. Nogi mają po cztery sekcje, a ich wysuw blokowany jest obrotowymi zaciskami. Drobną przewagą wersji aluminiowej wynikającą z większego ciężaru nóg, jest samoczynne ich wysuwanie się po odkręceniu blokad. Lżejsze węglowe wymagają wspomagania ich wychodzenia wyciąganiem, bądź wytrząsaniem. Niby nic, ale bywa, że statyw musimy rozstawić ekspresowo i liczy się każda sekunda. Wówczas A3 sprawdzi się ciut lepiej. Choć bardziej hałaśliwie.
     Trzy gumowane pierścienie blokady nóg zajmują w sumie odcinek niecałych 10 cm, co umożliwia jednoczesne ich odkręcenie lub zaciśnięcie jednym ruchem dłoni.
     Średnica najgrubszej sekcji nogi statywu wynosi 28 mm. Udźwig wersji aluminiowej to 12 kg, węglowej 15 kg. Udźwig głowicy wynosi 15 kg.
     Wszystkie podane liczby (poza tymi z ostatniego akapitu) pochodzą z moich własnych pomiarów. Firmowe dane katalogowe statywów niemal zawsze były z nimi zgodne. Wyjątkiem są maksymalne wysokości, które u mnie okazały się o kilka centymetrów mniejsze niż te oficjalne.

     Jedną z nóg statywu można wykręcić i użyć jako monopodu. Z rozpoznaniem tej jedynej nie będzie problemu (pamiętacie „Vabank”?), gdyż tylko ona ma gąbkową nakładkę. Nakładka zwiększa wygodę i pewność chwytu przy przenoszeniu statywu, a w wersji aluminiowej daje izolację termiczną przydatną zwłaszcza na mrozie.

     Monopod jak monopod – dobrze że jest, bo zawsze może się przydać. Jednak ten z wykręconej nogi Genesisa C3/A3 nie grzeszy wysokością. Liczy bowiem niecałe 140 cm długości, po dodaniu głowicy mamy 148 cm i z dziesięć więcej by się przydało. Ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, więc i w tym wypadku nie wypada marudzić.

     W komplecie za statywem otrzymujemy półsztywny pokrowiec z paskiem do noszenia na ramieniu, krótką kolumnę (czy raczej tuleję pozwalającą zamocować głowicę w miejscu kolumny centralnej) oraz zestaw kluczy trzpieniowych do obsługi statywu i głowicy. Dodatki te możemy nosić w siatkowej kieszonce w klapie wewnątrz pokrowca. Niestety tuleja lubi stamtąd wypadać w najmniej oczekiwanych momentach. Jednak to dobre miejsce dla płaskiej torebki z kluczami (i ewentualnie instrukcją obsługi). 

      Nie wiem czy to przypadek, czy działanie celowe, ale głowica BH-34 idealnie dopasowała się swą wysokością do statywów C3 / A3 złożonych do pozycji transportowej, czyli z głowicą schowaną między majtniętymi do góry nogami. Jest ona między nimi schowana o kilka milimetrów, dzięki czemu w razie potrzeby możemy postawić złożony statyw na nóżkach. Ten numer nie przejdzie w wypadku „cięższych” i wyższych o centymetr – dwa głowic BH-40 i BH-46.



      Widać, że projektując odlewane spojenie nóg i kolumny statywu konstruktorzy postawili na ograniczenie ciężaru. Nie, braku sztywności nie mogę mu zarzucić, ale wygląda ono dość filigranowo. I zgrabnie, świetnie dopasowując się do całości statywu. Ale czy dodanie w tym miejscu poziomnicy oczkowej naprawdę było niemożliwe?
     Końce nóg statywu posiadają gumowe, dość łatwo zdejmowalne nakładki, pod którymi kryją się metalowe kolce. To rozwiązanie może nie jest tak elegancko „inżynierskie” jak gwintowane kolce z nakręcanymi gumowymi stopkami znane z Vanguarda, Triopo, czy Manfrotto, ale z pewnością mniej skomplikowane i pewniejsze w działaniu.

     Dolny koniec kolumny centralnej wyposażony jest w hak pozwalający podwiesić obciążenie stabilizujące i usztywniające statyw. Natomiast oba końce kolumny otoczone są o-ringami. Górny amortyzuje uderzenie przy zbyt szybkim opuszczaniu kolumny, a dolny daje miękki styk kolumny ze złożonymi nogami. Podpowiedź dla przyszłych użytkowników tych statywów: zaraz po zakupie złapcie o-ringi kropelką albo lepiej dwiema kleju. To, że górny wykazuje chęć wędrowania po kolumnie centralnej, jest niedużym problemem. Jednak dolny lubi po prostu spadać – mi podczas testu zdarzyło się to dwa razy.

     Głowica Genesis BH-34 jest zgrabną, trochę niepozorną konstrukcją. Liczba w jej nazwie mówi o średnicy kuli. Im średnica większa, tym łatwiej pracuje się ciężkim, źle wyważonym sprzętem postawionym na głowicy. Owe 34 mm Genesisa okazało się wartością zupełnie wystarczającą dla zestawu pełnoklatkowej lustrzanki z kilogramowym, niezbyt długim obiektywem, przymocowanym do statywu przez gniazdo aparatu. Powodem jest nie tyle sama, zasadniczo nie taka duża, średnica kuli, ale też konstrukcja głowicy pozwalająca na skuteczny i komfortowy jej zacisk. Komfortowy, czyli płynny i z użyciem niedużej siły, a spora sztywność całego zestawu statyw / głowica powodowała, że nie musiałem brać poprawki na pochylenie w dół zablokowanego właśnie aparatu i obiektywu. 

     Jasne, gdy zestaw jest ciężki i mocno niewyważony, korekta będzie potrzebna. Przykładem taka jak na zdjęciu obok kombinacja, zdarzająca się gdy właścicielowi nie chciało się zabrać pierścienia statywowego. W tym wypadku zaciśnięcie kuli nie wymagało nadludzkiej siły, ale po zaciśnięciu całość wyraźnie odchylała się w dół.

     Pomysłowo zorganizowana została regulacja minimalnego oporu ruchu kuli. Nie służy do tego oddzielne pokrętło, a malutkie, ale wygodne w użyciu kółeczko na czole pokrętła blokady. Działa to tak, że owo kółeczko odkręcamy ile się da, następnie zaciskając kulę pokrętłem dobieramy pożądany opór i zakręcamy kółeczko do oporu. Od tej pory nie pozwoli ono obrócić się pokrętłu tak, by opór zmalał poniżej dobranego.

     Jak przystało na porządną głowicę kulową, panoramę możemy wykonać bez zwalniania kuli, za pomocą oddzielnego obrotu. Ten mechanizm został świetnie zaprojektowany, charakteryzuje się przyjemnym, „wiskotycznym”, płynnym oporem. Nie brakuje skali obrotu z podziałkami co 5°.

     Bardzo spodobała mi się stopka statywowa. Wykorzystuje ona standard Arca Swiss, co pozwala zarówno pracować stopką z wieloma innymi statywami, jak też na głowicy Genesis zamontować aparat z arcaswissowym L-bracketem. Dwa wkręty w stopce uniemożliwiają wysunięcie się jej z uchwytu głowicy przy zbyt słabym zacisku. Co ma też negatywne skutki, gdyż wymaga całkowitego odkręcenia blokady, by wyjąć stopkę. Oczywiście, wkręty można usunąć i wówczas wystarczy lekki obrót pokrętła, by aparat zdjąć. Bądź by spadł.
     Zwróćcie uwagę na śrubę mocującą aparat do stopki. Można ją dokręcić palcami, monetą, wkrętakiem płaskim albo kluczem trzpieniowym. Plus ważny, ale przez niektórych producentów niedoceniany drobiazg: wycięcie pozwalające unieść paznokciem położony płasko pałąk.

     Ale kadzę tej głowicy, co? To na koniec kilka gorzkich słów, tyczących zresztą nie tylko głowicy, ale i statywu. Chodzi o rozwiązanie kwestii poziomnic. Statyw? Nie da rady go wypoziomować. Brak poziomnicy oczkowej, choć miejsce na nią bez problemu znalazłoby się między górnymi mocowaniami nóg. To może taką poziomnicę znajdziemy w dole głowicy? Nie. Ale tu nie dziwię się, gdyż w tak kompaktowej konstrukcji trudno byłoby ją wcisnąć. No, szkoda, ale może chociaż poziomowanie aparatu prezentuje się lepiej? Nic z tego. Niby poziomnice są, dwie, a jakby inaczej liczyć, to nawet trzy, ale przydają się one tylko czasami. Pierwsza z nich, to podwójna poziomnica rurkowa. Przy kadrze poziomym można korzystać tylko z jednej jej części, czyli albo poziomować lewo-prawo albo góra-dół. A może chociaż przyda się ona przy kadrze pionowym? Też nie, gdyż duże pokrętło zacisku stopki uniemożliwia obrócenie głowicy w tym kierunku o pełne 90°. Całe szczęście, w czole tego pokrętła umieszczono poziomnicę oczkową, która świetnie spełnia swoje zadanie. Ale tylko przy kadrze pionowym; poziomy jest wyraźnie dyskryminowany. Jednak problem poziomowania aparatu da się rozwiązać poziomnicą montowaną na stopce flesza albo z pomocą poziomnicy elektronicznej w samym aparacie. Jeśli w ogóle to jest problem. Bo podejrzewam, że dużej części fotografujących ten dodatek nie jest do niczego potrzebny. I dziwią się mojemu czepialstwu.

     Lewe zdjęcie pokazuje, że zbyt duże pokrętło zacisku stopki uniemożliwia obrócenie głowicy w tę stronę o pełne 90°. Zdjęcie prawe: jeśli nie korzystamy ze „szczeliny” pozwalającej obrócić aparat do 90°, to w każdej innej pozycji możemy go przechylić o nieco ponad 40°.

     No dobrze, głowica głowicą i poziomowanie poziomowaniem, ale statyw – ten węglowy, C3 – spodobał mi się bardzo. Zgrabny, bardzo lekki, ale sztywny. Przy tym komfortowy w obsłudze i wygodny w przenoszeniu. No i niedrogi! Cztery sekcje to sensowny kompromis pomiędzy sztywnością, a długością w pozycji transportowej. Pewne w działaniu obrotowe zaciski nóg, prosta i pomysłowa zamiana gum na kolce w nogach, dość długa kolumna centralna pozwalająca w razie potrzeby podnieść aparat naprawdę wysoko. Czegoś mi brakuje? Trochę tej poziomnicy, zwłaszcza, że jej dołożenie nie stanowiłoby specjalnego problemu. Natomiast zupełnie nie mam pretensji o brak kładzionej kolumny. W przypadku tego statywu postawiono na lekkość, a skomplikowany przegub w spojeniu nóg znacząco zwiększyłby masę całości.
     Czy aluminiowa wersja A3 ma rację bytu? Oczywiście! Zwłaszcza gdy wcześniej nie miało się w dłoniach leciutkiej wersji węglowej. Wówczas nie żal, że nosi się więcej o 35 dekagramów, a przy tym ponad 350 zł pozostaje w kieszeni.

     Głowica Genesis BH-34 jest dobrze dopasowana to tych statywów. Zarówno wielkością, jak i możliwościami. Bez żadnych problemów daje sobie radę ze sprzętem małoobrazkowym, a nawet średnioformatowym, jeśli ten jest dobrze wyważony. Złe wyważenie ciężkiego zestawu też nie jest powodem do załamywania rąk, choć w takim wypadku wolałbym skorzystać z głowicy z większą kulą. Jednak i tu odpowiednio silne zaciśnięcie kuli jest… no, nie napiszę, że łatwe i komfortowe, ale użycie określeń „możliwe”, czy „wykonalne”, też byłoby niesprawiedliwe. Ot, da się pracować. W BH-34 bardzo podoba mi się też kultura panoramowania oraz pomysłowa regulacja wstępnego tarcia kuli. A, i drobiazg: dobrze obmyślona śruba mocowania aparatu do szybkozłączki.

     W sumie zestaw zdecydowanie spodobał mi się i szczerze go polecam.


Podoba mi się:
+ lekkość i sztywność Genesisa C3
+ bardzo zachęcająca cena
+ sposób regulacji minimalnego oporu ruchu głowicy
 
Nie podoba mi się:

3 komentarze:

  1. Jak widać Genesis to nie tylko fajne i tanie plecaki turystyczno-fotograficzne. :) Szkoda tylko, że blokada nóg z tych, których strasznie nie znoszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że zakręcanie / odkręcanie zamiast blokad mimośrodowych? Idzie się przyzwyczaić - sam wychowałem się na mimośrodach. W tych Genesisach kąt obrotu dla zablokowania / odblokowania jest nieduży. Da się to obsłużyć nieznacznym przekręceniem dłoni.

      Usuń
    2. Może rzeczywiście nie jest to taki problem. Ja mam uraz, bo w tych, które używałem przy niskich temperaturach mimośród się blokował. Szarpanie się zmarzniętymi rękami, żeby zwinąć statyw i pójść wreszcie do domu nie należało do przyjemności.

      Usuń