Stąd prosta droga do pomysłu przetestowania któregoś z nich. Obiektywów, znaczy, nie użytkowników. Przetestowania by pokazać co się nimi da fotografować, a czego lepiej unikać. A może, ale to tkwiło wyłącznie głęboko w mojej podświadomości, by zorientować się że zupełnie nie mam racji, i współcześnie kombinacja supertele i światła f/11 jest w pełni użyteczna w każdych warunkach. Plus oczywiście sprawdzić jak obiektywy wypadają pod względem jakości tworzonych zdjęć. Wiecie, rozdzielczość, winietowanie, aberracje itd. Takie tam technikalia, które może też kogoś zainteresują.
Było mi właściwie wszystko jedno, który z tele-bliźniaków przetestuję. Trafiła mi się „sześćsetka”, do tego na króciutko, gdyż wcisnąłem się Canonowi między jakieś dwa długoterminowe wypożyczenia. Tak więc 600 mm – niestety! – w towarzystwie klasycznego EOSa R, a nie któregoś z najnowszych Canonów R5 / R6. Nie dało się, na razie kolejka do ich przetestowania jest zwarta i dłuższa niż stąd do wnętrzności, jak mawiał pewien CK chirurg. Grünstein, czy jakoś tak.
Jest jak jest, czas napisać co też ten obiektyw potrafi. A czego nie. Zapraszam!