|
Źródło: Canon |
Gdy kilka miesięcy temu pojawiła się plotka o
pełnoklatkowym, bezlustrowym EOSie z oznaczeniem RS, wszyscy pomyśleli(śmy) że
nadchodzi wysokorozdzielczy potwór. Tak wysokorozdzielczy, że wgniecie w błoto
60-megapikselowego Sony A7R IV. Bo skoro Sony uparło się pokonać w tej konkurencji
50-megapikselowe EOSy 5Ds i 5DsR, to niech teraz
dostanie po łapach. Kto rozdzielczością wojuje, od rozdzielczości ginie. Ile
miało być tych pikseli w EOSie RS? Na giełdzie plotek najczęściej chodziły
liczby od 70 Mpx do ponad 80 Mpx. Mi było bliżej do tych najwyższych notowań.
Po prostu wyliczyłem, że jeśli matrycę aparatu wytnie się z tego samego krzemowego
wafelka co przetwornik EOSa 90D, wyjdzie coś z okolic 83 Mpx. Nie pogniewałbym się
na taką matrycę.
Jednak im dłużej czekaliśmy, tym mniej było słychać o tych
70-80 megapikselach. Ale skoro ma być ich mniej, to skąd oznaczenie RS? Aż
wreszcie wyszło szydło z worka! Ktoś po prostu nie doczytał. Ów szpieg, czy
inny kapuś, przeczytał RS podglądając
prototyp aparatu z oznaczeniem R5. Ale
poszło w świat, szczególnie że takie oznaczenie wcale nie było nieprawdopodobne.
Przypomniała mi się podobna, choć z istotniejszymi skutkami,
pomyłka w historii. Nie historii fotografii, a motoryzacji. Fachowiec nie
doczytał i namalował 111, zamiast III. Decydenci machnęli ręką na pomyłkę
i motocykl Sokół nosi oznaczenie M111.
No dobrze, ale co z Canonem?