Już niemal napisałem, że swoim świeżo przeciekniętym obiektywem 20-40/2.8 Tamron przeciera ścieżki. Jednak z głębin mojej pamięci przypłynęła identyczna parametrami Sigma, pokazana światu w 2001 albo 2002 roku. Nie udało mi się ustalić kiedy dokładnie, natomiast bardzo precyzyjnie bo na „20 lat temu” (z dokładnością do miesiąca) mogę określić czas gdy testowałem ją dla miesięcznika Foto. Jak to losy się plotą!
Ta Sigma zdecydowanie nie błysnęła w teście, prezentując wyjątkowo słabą rozdzielczość na brzegach obrazu, przy jednocześnie genialnej na środku. Plus potężne winietowanie, sporo blików pod światło, a na dokładkę paskudnie niewygodny sposób przełączania AF↔MF zwany Dual Focus. Jedno trzeba jej było przyznać: mogła się nieźle sprawdzić z ówczesnymi lustrzankami cyfrowymi, w momencie premiery obiektywu jak jeden mąż niepełnoklatkowymi. OK, nie licząc efemerycznego Contaxa N Digital.
Myślę jednak, że dzisiejszy Tamron nie nawiązuje do tamtego zooma Sigmy, a do innych, aktualnych konstrukcji. Mam na myśli – z jednej strony – zoomy f/2.8 sięgające od 15-16 mm do 35 mm, z drugiej szkło tak nietypowe jak Panasonic 20-60 mm f/3.5-5.6. Ten Panas trochę nadepnął na odcisk Tamronowi, który ostatnio przoduje w tworzeniu takich nieco ograniczonych konstrukcji. Czyli: tu utniemy coś z zakresu zooma, tam coś z jasności, i mamy ciekawy, tani, nieduży obiektyw. Zresztą Sigma też „naraziła się” pokazując zooma 16-28 mm f/2.8.