Ta skala odwzorowania 2:1 stała się już znakiem firmowym
szkieł makro produkowanych przez Venus Optics. Nic dziwnego, że nie zaskoczyło
mnie kolejne, tym razem małoobrazkowe, „bezlustrowe” 85 mm, pokazane kilka dni
temu. Więcej, nie zauważyłem w nim nic na tyle ciekawego, by wspominać o tym na
blogu. Co prawda nieduży maksymalny otwór względny f/5.6 pokazuje że to rasowe
szkło makro, a nie portretowo-makrowy mieszaniec, jednak uznałem że to za mało
by siadać do pisania artykułu.
Tak było do wczoraj, do momentu gdy w TV
trafiłem na relację z Rajdu Barbórki. Coś mnie tknęło, policzyłem, i wyszło, że
tak, racja! – dokładnie ćwierć wieku temu robiłem reportaż z tego rajdu
obiektywem makro f/5.6!
Co robiłem z makrówką na rajdzie? Ba, do tego na rajdzie
który obfotografowywałem za pieniądze, na zlecenie jednego ze sponsorów
imprezy! Tak jakoś wyszło, już nawet nie pamiętam dlaczego, że Sigma AF 180 mm f/5.6 APO Macro była w
tym momencie najlepszym (jedynym?) szkłem tele którego mogłem użyć. Wieczorną Karową fotografowałem już tylko zoomem
standardowym i z fleszem, ale podczas dziennych odcinków specjalnych używałem również
tej Sigmy. Dziennych, choć przy pełnym zachmurzeniu. Może to wyglądać na dodatkowe
utrudnianie sobie życia, ale obiektyw założyłem na – już wówczas wiekową –
Minoltę 9000. Czyli tak: pochmurny zimowy dzień, długi obiektyw f/5.6, a do
tego aparat z 1985 roku. Pozornie tragedia, ale ja wówczas naprawdę nie czułem
żadnego dyskomfortu w pracy. Bardziej musiałem pilnować czasów ekspozycji, niż
martwić się o ustawianie ostrości. Ta starutka Minolta naprawdę dawała radę!
Nie próbuję ukrywać, że drugi, krótki
zestaw, czyli Minolta 9xi z zoomem 28-85 mm działał znacznie sprawniej. Jednak
sam się wówczas dziwiłem, że Minolta 9000 z podłączonym kundlem tak dobrze pracuje.
Do dziś bardzo miło wspominam ten aparat, pomimo pewnej jego toporności oraz
tkwiących w nim pozostałości po poprzedniej erze, jeszcze manualnych, lustrzanek.
Wypadałoby w tym miejscu opublikować choć jedno zdjęcie z
tamtej Barbórki, ale przykro mi, z
przyczyn formalnych nie mogę tego uczynić.
Od tamtej dawnej Sigmy przechodzę do dzisiejszej Laowy 85 mm f/5.6 2x Ultra Macro APO. Oba
obiektywy mają jasność f/5.6, korekcję apochromatyczną, oba są makro (choć
Sigma tylko 1:2), oba są – jak na swoje
klasy – bardzo nieduże. No, Laowa nie ma autofokusa. W szkle do makrofotografii
nie każdemu to przeszkadza, choć AF Sigmy 180 mm bardzo mi się przydał.
Trochę tylko szkoda, że Laowę 85 mm można przymknąć jedynie
do f/22. Racja, dyfrakcja, ale w tej działce fotografii większa głębia ostrości
bywa ważniejsza niż rozdzielczość obrazu. Nie żądam przysłony f/45 (była kiedyś
Sigma 105 mm która umiała tak mocno się przymknąć), ale f/32 uważam za
obowiązkowy element obiektywu makro. A, przysłona ma tylko 7 listków, więc po
przymknięciu dość trudno będzie jej tworzyć okrągłe obrazy nieostrych jasnych
punktów. Szczególnie, że konstruktorzy ani trochę nie postarali się o
zaokrąglenie otworu przysłony.
Nie brakuje za to wewnętrznego ogniskowania i typowej dla
obiektywów Venus Optics metalowej obudowy. Mimo tej solidności obiektyw może
pochwalić się niedużą masą. Ta „marketingowa” wynosi 259 g – mocowanie Leica M,
szkło ważone bez dodatków. Natomiast realna to 300 g liczone z kapturkami i
osłoną przeciwsłoneczną, plus minus kilkanaście gramów w zależności od
mocowania. Poza Leicą M są to Canon RF, Sony FE oraz Nikon Z.
Pierwsze znalezione w sieci testy Laowy 85 mm wykazują, że
jest ona bardzo dobrze dopracowaną konstrukcją. Dotyczy to zarówno
szczegółowości obrazu przy różnych skalach odwzorowania, dobrze skorygowanych aberracji
chromatycznych i nieźle ograniczonego winietowania. Dystorsja praktycznie nie
występuje, choć drobne niedociągnięcia w jej skorygowaniu nie dopuszczają tego
obiektywu do poważnych zadań w zakresie reprodukcji. Przy pełnej dziurze, w
rogach kadru można natknąć się na komę, ale naprawdę poważnym problemem stają
się, czy też mogą się stać, zdjęcia pod światło. Z tym, że – jak to częste w
testach – niektórym to szkło pracuje pod światło koszmarnie źle i zbiera jak najgorsze
noty, inni są nawet w miarę zadowoleni z wyników. Kilka ciekawych testów
znajdziecie bez problemu, więc możecie sami się przekonać jak sprawy się mają.
Gdyby nie ta ostatnia kwestia, obiektyw chwaliłbym głośno i
biłbym mu brawo. A tak nie bardzo mam prawo, choć może gdybym sam go
przestrzelał, wyszłoby że wcale nie jest tak źle… Polskiej ceny obiektywu
jeszcze nie znam, natomiast w sklepie firmowym Venus Optics obiektyw można
kupić za 450 dolarów. No, chyba że uprzemy się na mocowanie Leica M, bo wówczas
policzą nam 50 dolców więcej. Podatek od luksusu, czy co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz