Sam też wypowiedziałem się wówczas w temacie, jednak mój artykuł bazował wyłącznie na oficjalnych danych oraz wstępnych ocenach osób, które już miały do czynienia z A7C. Zauważyłem wtedy świeże powiewy w konstrukcji, wyraziłem wątpliwości co do kilku rozwiązań, lecz całościowo oceniłem aparat pozytywnie. Teraz miałem okazję używać go ze trzy tygodnie, więc dowiedziałem się o nim znacznie więcej.
Więcej dobrego, czy więcej złego? Nie umiem tego jednoznacznie ocenić. Pewne potencjalne wady pogłębiły się, inne okazały się nieistotne. Niektóre ewidentne pozytywy przestały błyszczeć, z kolei inne uwypukliły się. Dobra, wystarczy tego podsumowania, to przecież początek artykułu, a nie koniec. Czas na konkrety.
Istotna sprawa: w moim tekście opublikowanym tuż po premierze opisałem Sony A7C na tyle dokładnie, że nie bardzo widzę sens powtarzania wszystkich zawartych tam informacji. Skupię się więc na ocenach, informacji będzie mniej, stąd zachęcam do przeczytania najpierw tamtego artykułu; jeszcze raz: LINK.
Ciąg dalszy wynurzeń o tym co potraktuję po macoszemu. Mam na myśli kwestię jakości zdjęć, która wygląda identycznie (konkretnie: identycznie wspaniale) jak w Sony A7 III. Ta sama matryca, ten sam procesor, stąd trudno się temu dziwić. A, że A7 III testowałem już na blogu i o jakości obrazka miałem okazję się rozpisać, więc odsyłam do owego testu – obiecuję, że to już ostatnia taka „delegacja”. Zresztą do niego możecie zajrzeć na koniec, gdy już przeczytacie co teraz mam do napisania. Ale przy okazji skoryguję swoją negatywną opinię, którą wyraziłem w swoim artykule z jesieni, a dotyczącą zastosowanego w A7C procesora obrazu. Narzekałem, że zamiast z Bionz XR użytego w A7S III, skorzystano ze starszego Bionz X – tego samego co w A7 III. Teraz jednak myślę, że starsze może być w tym wypadku lepsze. Przecież A7S III to model typowo „filmowy”, przy tym wyposażony w matrycę o dwukrotnie mniejszej niż A7C rozdzielczości. Stąd jego procesor może być zaprojektowany bardziej pod kątem obróbki ciągłego strumienia klatek filmu, a nie pojedynczych, sporych plików zdjęciowych. A, że Bionz X świetnie sobie daje radę w A7 III (w A7C oczywiście też), więc nie ma co marudzić.
Ale na razie jest jak jest, i od czasów A6000, czyli pierwszego bezlustrowca Sony z sensownie działającym trybem AF-C, widzę że pracuje on pewniej niż – zasadniczo łatwiejszy do ogarnięcia – AF-S.
Gdy fotografowałem A7C, dość często (za często!) w sytuacjach gdy w polu ostrości ewidentnie widać było szczegóły, to w wizjerze / na ekranie zamiast zielonego kwadracika potwierdzającego ustawienie ostrości pojawiał się fioletowy, sygnalizujący że coś nie pykło.
Natomiast do AF-C nie mam zastrzeżeń, a połączenie go z wykrywaniem twarzy i oka działa wspaniale. Nie ma znaczenia czy fotografujemy, czy filmujemy, bez obaw możemy powierzyć ustawianie ostrości automatyce. Dotyczy to zarówno wyboru położenia pola AF, jak i samego zogniskowania obiektywu. Jeden minusik: gdy fotografowana / filmowana osoba trochę schyli głowę, system traci orientację. Traci w większym stopniu przy ujęciach en face, w mniejszym dla profilu. W tym drugim wypadku pewnie widzi nos, stąd lepiej kojarzy że to głowa i twarz. Tak czy inaczej, system wymaga pochwały… lecz dopracowania też.
A, jeszcze jedno: szybkość ustawiania ostrości w dużym stopniu zależała od użytego obiektywu. Ameryki oczywiście nie odkryłem, ale piszę o tej sprawie, gdyż różnica w działaniu firmowych szkieł FE: 50/1.8 i 35/1.8 była potężna. Na niekorzyść tego pierwszego, rzecz jasna. Zresztą dotyczyła nie tylko szybkości, ale też odgłosów dochodzących z obiektywu podczas ogniskowania.
Źródło: camerasize.com |
Poziom dotykowości ekranu pozostaje na klasycznym dla Sony, niskim poziomie. Ot, wspomniane ustawianie pola autofokusa (nota bene, odbywające się w pełnym komforcie), przesuwanie powiększonego obrazu… i tyle. Również po staremu urządzono menu. Przyznaję, trochę się do jego formy przez lata przyzwyczaiłem, niemniej z radością powitałbym tu jego odmianę znaną z Sony A7S III.
Rozpoczynałem fotografowanie aparatem z takim właśnie stanem wiedzy, jednocześnie pamiętając zacytowaną w jesiennym artykule opinię pierwszych testerów Sony A7C o niemożności objęciem wzrokiem okularnika jednocześnie całego kadru. No więc fotografuję, sporą część zdjęć kadruję przez wizjer, aż przypominam sobie, że kwestię tej jakości wizjera muszę przeanalizować, by coś napisać o nim w artykule. Wiecie co to oznaczało? Że wizjer nie jest aż tak tragiczny, by sam dawał o tym znać. Musiałem sobie o nim przypomnieć. I racja, w rzeczywistości sytuacja nie wygląda bardzo źle. Pomimo, że sam fotografuję w okularach, wizjer A7C nie sprawiał mi znaczących kłopotów. Jasne, obraz był nieduży, o wysokim komforcie obserwacji nie było mowy, ale nie na tyle żeby kląć, czy choćby głośniej narzekać. Ot, solidna klasa niższa średnia. No, może bardzo niska średnia. Przed testem naprawdę bałem się, że ten ekran okaże się piętą achillesową Sony A7C, ale w realu wcale nie jest tak źle. Byle tylko nie fotografować jednocześnie A7S III, bo bezpośrednie porównanie będzie bardzo bolesne.
Jednak tacy z pewnością się znajdą. Pierwszą, najistotniejszą przyczyną jest konstrukcja ekranu, pożądana przez vlogerów oraz osoby fotografujące dużo w pionie z nietypowych pozycji aparatu. Drugą są rozmiary i masa typowe dla modeli APS-C Sony. Więcej powodów nie widzę, a i tym dwóm wymienionym trudno będzie się przebić przez barierę ceny. Stąd nie przewiduję dla A7C świetlanej przyszłości, chyba że… No właśnie, co może mu pomóc? Cashbacki, to na pewno, ale trudno na nich budować przyszłość sprzedaży aparatu. Szybki „naturalny” spadek ceny, na który bym jednak nie liczył. Trzy, to szybka premiera drogiego A7 IV i równie ekspresowe zniknięcie A7 III ze sklepów. O ile na taką premierę można liczyć, to na owo zniknięcie już nie bardzo. Znamy przecież politykę Sony dotyczącą starzejących się modeli, której efektem jest choćby możliwość kupienia nadal Sony A7. Skoro siedmioletni model ciągle trafia się na półkach, trudno liczyć że trzylatek zniknie. Cóż, przyjdzie chyba pilnować cashbacków…
Inna sprawa, czy tak już zostanie. Może tak, ale w razie co jego koncepcja nie ogranicza rozwoju konstrukcji. Co za problem umieścić w aparacie matrycę o wysokiej rozdzielczości? Co przeszkadza w zaimplementowaniu nowej wersji menu? Na lepszy wizjer bym nie liczył, ale już na dorównanie konkurentom w wykorzystaniu dotykowego ekranu, owszem. Większy grip też da się ulepić oraz dodać drugie gniazdo kart pamięci. A może i wcisnąć na tylną ściankę mikrojoystick? No, tu już pojechałem! Ale taki właśnie A7RC przyjąłbym z radością.
Podoba mi się:
+ obrotowy ekran
+ wydajność akumulatora
+ jakość zdjęć
Nie podoba mi się:
- ograniczona wygoda obsługi
- nadal kulejący czasami AF-S
- cena
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz